88.

576 41 6
                                    

- Kurt!- rzuciła się na szyję przyjaciela Rose, na co ten objął ją w talii. Po chwili ta go puściła i z uśmiechem spytała.- Co tu robisz?
- Chciałem porozmawiać o interesach z Bashem i Gilbertem. Są w domu?
- Bash pojechał z Deli na bagna do przyjaciółek Mary.- wyjaśniła mu brunetka.- Ale jest Gilbert. Wchodź.- powiedziała, więc ten z uśmiechem wszedł do pomieszczenia.- Gilbert!- zawołała, po czym rozległ się dźwięk zbiegania po schodach, a po chwili dołączył do nich zdziwiony, ale nie mniej szczęśliwy widokiem przyjaciela.
- Kurt.- przywitał się podając mu rękę.
- Cześć, Gilbert.- odwzajemnił uścisk dłoni chłopaka Kurt, po czym w trójkę zasiedli przy stole.
- Coś się stało?
- Mam dla ciebie propozycję.- rzucił prosto z mostu chłopak.- Domyślam się, że z powodu wyjazdu Elijah będziecie mieć więcej roboty przy zbiorach jabłek.
- Niestety.- przytaknął Gilbert wzdychając.
- Cóż, mam na to rozwiązanie. Chętnie za drobną opłatą wam pomogę.- stwierdził, na co zarówno pan i jak i pani Blythe zamarli.
- Naprawdę?- zdziwiła się Rose.
- Jasne, w końcu się przyjaźnimy, a i nie ukrywam, chętnie się do czegoś przydam.
- To świetnie. Bash zapewne się ucieszy.
- Ania również.- zauważyła brunetka patrząc w oczy przyjaciela, który uśmiechnął się znacząco.- Herbaty, czy...czegoś mocniejszego? Trzeba to uczcić.- powiedziała dziewczyna zerkając już na męża, który przytaknął zgadzając się z nią.
- Pójdę po coś.- rzucił wstając od stołu, a Rose oparła się stół.
- Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.
- Nic dziwnego. Miałaś sporo Elijah.- stwierdził, na co ta zmarszczyła brwi.- Ania wspominała.
- No tak, jest...inaczej.
- Wiesz co u niego?
- Przysłał list z Dunblane. Chyba ma się dobrze.
- To dobrze. Złamałaś mu serce.- zauważył Kurt, a Rose spoważniała.- Żartuje. Trzeba być ślepym albo głupim, żeby wchodzić między ciebie, a Gilberta.- dodał w idealnym momencie, gdy do pokoju wrócił Blythe.
- O czym mowa?- spytał chłopak, siadając przy żonie.
- O Ani.- rzuciła Rose.- Pokłóciła się z Marylą odnośnie własnej przyszłości.
- I o mnie.- powiedział Kurt smutno.- Nie chciałbym, żeby miała przeze mnie spór z bliskimi.
- Nie przejmuj się tym. Wraz z Marylą często się kłócą, co jest winą ich charakterów.- uspokoiła go Rose.- Jestem pewna, że tu nie chodzi o ciebie, a o coś, co zrobiła Ania, albo o coś, czego nie zrobiła.
- Może i tak.- przytaknął chłopak, na co Gilbert nalał całej trójce bimbru.
- Za szczęście.- podniósł kieliszek Blythe, a jego towarzysze zrobili to samo, po czym napili się bimbru, a Rose się skrzywiła ku rozbawieniu chłopaków.
- Źle kojarzy mi się alkohol.- zaśmiała się dziewczyna.- Gdy miałyśmy 13 lat, ja i Diana udałyśmy się w odwiedziny do Ani. Ta była tak przejęta, że zamiast soku podała nam wino porzeczkowe. Do dziś pamiętam jak smakuje kac.- zaśmiała, a Gilbert nie krył uśmiechu. Słyszał już kiedyś tą historię. To przez nią los tych dwojga się spotkał. Przyjaciele wypili jeszcze kilka kieliszków, po czym Kurt się otworzył.
- Rose, myślisz, że Ania mnie kocha?- spytał wprost.
- Zależy jej na tobie.- stwierdziła dziewczyna, która zrezygnowała z dwóch ostatnich kieliszków.
- To wiem, ale czy mnie kocha? Spytałem ją o to, ale ona jak zwykle unika odpowiedzi.
- Naprawdę?- zdziwiła się Rose. Fakt, że Ania rzadko się tak otwierała, ale sądziła, że to, co jej nie mówi, mówi jemu. A jednak była w błędzie, a jej przyjaciele nie byli tak szczęśliwi, jak sądziła.
- Ania jest skomplikowaną osobowością.- zauważył Gilbert.- Nie przejmuj się tym. Przynajmniej nie uderzyła cię w twarz tabliczką.- rzucił z uśmiechem, po czym napił się alkoholu, na którego słowa Rose się zastanowiła. Musi poważnie z nią porozmawiać.
- Uderzyła cię tabliczką?- zdziwił się Kurt.- Cholera, sporo jeszcze nie wiem.
- Co do niej, to myślę, że cię kocha. Z nikim nie była tak blisko.- przyznała Rose chcąc pocieszyć przyjaciela, mimo że nie była pewna swych słów. Wiedział o tym Gilbert, który spojrzał na nią niepewnie, a po wyjściu przyjaciela zastał żonę w łazience.
- Dlaczego go skłamałaś?- spytał dziewczynę, na co ta wzruszyła ramionami.- Nie mieszaj się. To ich sprawa.
- Nie prawda. Jestem ich przyjaciółką i muszę porozmawiać z Anią.- wyjaśniła, a chłopak pokręcił głową.- Ona by tak postąpiła. Z resztą nie pamiętasz jak wiele dla nas zrobiła. Gdyby nie ona i Diana, nigdy byśmy się nie pogodzili.
- Wiem i nie ukrywam, że jestem im za to wdzięczny.- przyznał łapiąc za dłoń żony.- Ale to co innego. Jeśli Ania naprawdę nie kocha Kurta, to twoja ingerencja może im zaszkodzić.
- Przeciwnie. Jeśli nią nie wstrząsnę, ona wszystko zniszczy. Znam ją i wiem, że jest zdolna do samodestrukcji.- przyznała, z czym Gilbert nawet nie chciał się wykłócać. Znała ją lepiej, a i on zbytnio owym życiem dziewczyny się nie interesował.
- Jesteście podobne.- rzucił ku zaskoczeniu żony.- Obie ukrywacie swoje problemy dla dobra ogółu. Jesteście samodestukcyjne.- stwierdził, a Rose złączyła usta w linie bez słowa. Miał rację. Obie dziewczęta były zgodne do zniszczenia własnego szczęścia, chcąc oszczędzić bólu innym. Tak było w przypadku Elijah i tak jest teraz, z Anią i Kurtem. Cóż miała zrobić Rose? Nie mieszać się? Na samo wspomnienie Ani i Diany, które uratowały jej miłość w pociągu, czuła, że musi działać. Niestety, na tym uczuciu się skończyło.

Chłopaki szykowali się do pana Barry'ego, by z nim omówić sprawy dalszego działania w ich wspólnym interesie. Wraz z Bashem i Gilbertem szedł również Steven Murphy, z którym mieli się spotkać już u Williama.
- Deli powinna zjeść kolację za godzinę, po czym z pół godziny się czymś zająć i położyć spać.- wyjaśnił Rose Bash, na co Gilbert przewrócił oczami poprawiając koszule przed lustrem.
- Wiem o tym.- zauważyła dziewczyna.
- I niech nie je słodyczy przed snem. Kocha ciastka, ale podobnie jak Mary, później nie może po nich zasnąć...
- Bash.- zatrzymała go brunetka, a mężczyzna westchnął.
- Wybacz, nie wiem kiedy wrócimy.
- Zapewne przed zmrokiem.- wtrącił się do rozmowy Gilbert.- To zwykłe spotkanie.
- Oby.- rzuciła w stronę męża Rose, na co ten zmarszczył śmiesznie brwi i pocałował ją w policzek. Obaj ruszyli do drzwi, za którymi zniknęli, a brunetka spojrzała przez okno, odprowadzając ich wzrokiem. Dopiero gdy zniknęli za wzgórzem, udała się do ukochanej Deli.

- Interesy interesami, ale muszę wam o czymś powiedzieć.- przerwał mężczyznom William Barry.- Anglicy chcą więcej naszych zbiorów. To oznacza więcej pracy, ale i więcej zysków.
- Jak wiele?- spytał Gilbert, ale po minie mężczyzny się domyślił.
- Na tyle, żeby zatrudnić pracowników. To przełom, będziemy rozbudowywać naszą gospodarkę. Myślałem również o wiśniach i egzotycznych roślinach, które tu się przyjmą.
- To dalekie plany, Williamie.- stwierdził Steven.
- Owszem, dlatego...- urwał nalewając im alkoholu, po czym podał im po szklance.- Za pieniądze, panowie.- rzucił, więc całą czwórką uniosła szklanki i wzięła pierwsze łyki.




Hejjjj
Ponieważ rozdział jest rano, postanawiam zrobić wam mini maraton. Dlatego jeśli dobijecie 12 gwiazdek, pojawi się kolejny rozdział ♥️🥰 koniecznie komentujecie i oceniajcie

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now