85.

644 42 28
                                    

- Styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj, lipiec, sierpień...
- Pominęłaś czerwiec.- zatrzymała Delphine Rose.- Maj, czerwiec, lipiec.
- Maj, czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień...- mówiła malując jednocześnie laurkę dla ukochanej cioci. Minęły dwa tygodnie od ciężkiego dla Rose dnia, do którego już nikt nie wracał. Choć co wieczór mówiła Gilbertowi o jednej z sytuacji w sierocińcu. Nie, nie mówiła. On na to nalegał, tłumacząc jej, że to pomoże. I może pomogło chociaż trochę. Rose nigdy nikomu nie mówiła o tego rodzaju sprawach, dlatego się zamykała, a chłopak nie chciał, żeby ta znów płakała przez przeszłość u jego boku. Gra psychologiczna.- ...grudzień.
- Dobrze, a teraz liczymy.- powiedziała dziewczyna, gdy przez otwarte drzwi weszła uśmiechnięta Małgorzata.
- Jeden, dwa, trzy, cztery...- mówiła dziewczynka.
- Upiekłam wam chleb i kilka bułek.- wyjaśniła brunetce, na co ta lekko się uśmiechnęła
- Nie trzeba było. I tak jesteśmy pani wdzięczni, że pomaga nam pani w ogrodzie.
- Lubię pomagać, a Bashowi i Gilbertowi zwłaszcza. To tacy mili chłopcy. Choć jednemu naprawdę przydałaby się żona.- stwierdziła, po czym westchnęła.- Może Delphine chciałaby pomóc mi przy sadzeniu kwiatów?- zaproponowała, na co dziewczynka się oderwała od pracy.- Plecy już nie te same, a i znajomość obowiązków jest bardzo ważne.
- Mogę?- spytała Rose dziewczynka, a brunetka przytaknęła z uśmiechem. Wtedy Deli wstała i założyła sweterek uszczęśliwiona.
- Chodzi, dziecko.- rzuciła do niej Małgorzata, po czym wraz z dziewczynką wyszła przed dom. Rose z kolei przyjrzała się pracy Delphine, która była równie ładna, co każdy z jej rysunków.
- Pani Linde już poszła?- spytał ją Elijah.
- Nie, sadzi z Deli kwiaty przed domem.- wyjaśniła chłopakowi, na co ten przytaknął.- Myślałam, że jesteś z Bashem w polu.
- Miałem być, ale urwałem się na przerwę.- stwierdził, siadając przy stole, gdzie siedziała Rose.- To złe, że zacząłem tęsknić za bagnem i brakiem roboty?
- Ja codziennie tęsknię za studiami i nauką.- rzuciła z uśmiechem, co wywołało go u Elijah.
- Jesteś naukowczynią?- spytał.
- Nie, tak bym tego nie nazwała. Ale lubiłam się uczyć, a teraz gotuje, sprzątam, pomagam w stajni i opiekuje się Deli, co nie jest złe, ale...
- Ale tęsknisz za spokojem.- dokończył trafnie.
- Owszem.- przytaknęła, po czym ucichła zamyślona.- Chciałam poszerzyć stajnie, ale Gilbert nie jest za tym pomysłem.- wyznała Rose.
- Dlaczego? Mi się podoba. I co ważniejsze, to twój pomysł na biznes.
- Właśnie, gdyby skupić się na hodowli koni, moglibyśmy wypożyczać je mieszkańcom, jak niegdyś mój ojciec. Nie jest to może czyste złoto, ale każdy grosz będzie się liczyć, skoro chcemy zainwestować w dom.
- Zgadzam się całkowicie.- powiedział Elijah, na co Rose posłała mu uśmiech.- Cieszę się, że tu mieszkasz. Serio. Smutno tu było bez jakiejś dziewczyny. Ciągle tylko pole, pole i gospodarka. Na dodatek Delphine nie dawała nam wypocząć po pracy.
- Jest dzieckiem.- zauważyła, gdy ten się uśmiechnął życzliwie.
- A ty?- spytał, kładąc rękę na jej udzie. Czas jakby stanął w miejscu, a Rose wstrzymała oddech zdezorientowana. Złe myśli od razu nawiedziły jej umysł, ale ta je wyparła, wstając z miejsca.
- Nie rób tak więcej.- rzuciła do niego stanowczo, na co chłopak potarł kark zawstydzony.
- Wybacz....ja tylko...podobasz mi się i myślałem, że ty też...we mnie...- dukał, na co Rose pokręciła głową oburzona jego słowami. Przecież jest mężatką, o czym ten doskonale wiedział. Jak mógł przypuszczać, że Rose coś do niego czuje?- Powiesz Gilbertowi?- spytał niepewnie chłopak.
- Nie wiem.
- Proszę nie mów mu. Wyrzuci mnie, a nie mam dokąd iść. Proszę cię, Rosie.- mówił, a Rose przeszedł dreszcz słysząc zdrobnienie. Zastanowiła się na chwilę, po czym spojrzała ku podłodze.
- Zastanowię się.- rzuciła, wychodząc z pokoju.

Ania zbiegła z górki, by zatrzymać się przy starym drzewie, przy którym spotykała się z Kurtem. To było ich ulubione miejsce spotkań.
- Witam panienkę Cuthbert.- przywitał się oparty o pień drzewa Kurt.
- Shirley Cuthbert.- poprawiła go rudowłosa, co wywołało u niego uśmiech, ale szybko przybrał znów poważną minę.
- Panienko Shirley Cuthbert, jak minął panience dzień?
- Przestań, to jest...dziwne.- zauważyła dziewczyna, więc ten przyciągnął ją do siebie, by złączyć ich usta. Ania oddała pocałunek, jednak po chwili odsunęła Kurta od siebie.- Jestem zmęczona.
- Ciężki dzień w szkole?- spytał, a ta przytaknęła.
- Możemy...porozmawiać?
- Oczywiście.- odpowiedział, po czym usiadł na trawie, a u jego boku zasiadła dziewczyna.- Coś się stało?
- Pokłóciłam się z Marylą.
- Nie martw się. Pogodzicie się.
- Wiem i nie martwię się tym.- rzuciła zdecydowanie.
- Właśnie widzę. O co wam poszło?- spytał.
- O ciebie, oczywiście.
- O mnie?
- Maryla twierdzi, że poeta nie jest idealnym kandydatem dla mnie, bo zasługuje na kogoś, kto zajmie się naszym gospodarstwem i tym... wszystkim.
- A ja się nie nadaje.- wywnioskował chłopak, na co Ania westchnęła. Kurt objął dziewczynę ramieniem.- Nie myśl o tym. Wiesz, że cię kocham, więc reszta nie jest tak ważna...
- Jest!- krzyknęła odrzucając rękę chłopaka.- Nie zniosę kolejnego wtrącania się w moje życie. Ledwo wzięłam się za nie, a już tracę nad nim kontrolę.
- Aniu...
- Odechciało mi się rozmawiać.- rzuciła wstając z trawy i kierując się z powrotem na Zielone Wzgórze. Chłopak westchnął ciężko, po czym wstał i ruszył w przeciwnym do dziewczyny kierunku.

Gilbert siedział przy biurku, zaczytany w książkach lekarskich, gdy Rose oparła się o ścianę naprzeciwko niego.
- Nie śpisz?- spytała go, na co chłopak westchnął patrząc w jej kierunku.
- Muszę coś sprawdzić.
- Cały dzień byłeś zajęty. Powinieneś odpocząć.- stwierdziła dziewczyna, jednak ten powrócił do książki.- Możemy porozmawiać?
- O czym?- spytał nie odrywając się od zajęcia.
- Elijah musi się wyprowadzić.- rzuciła, na co chłopak spojrzał ku niej zdziwiony.- Miał zostać u nas, dopóki czegoś nie znajdzie, a nie ukrywam, że muszę robić zakupy na więcej osób i miejsca jest...jakby mniej.
- Myślałem, że się dogadujecie.- powiedział chłopak zamykając książkę.
- Owszem.- przytaknęła ze spuszczoną głową Rose.
- Coś zrobił, czy...
- Nie.- skłamała.
- Jeśli chcesz to mogę z nim porozmawiać.
- Nie.- powtórzyła podchodząc do niego, po czym usiadła mu na kolanach zamyślona.
- Coś się stało?- spytał żonę, a Rose pokręciła niepewnie głową.- Jeśli chcesz to powiem mu, żeby zaczął szukać sobie nowego domu, ale chcę wiedzieć dlaczego. Jeszcze wczoraj nie byłaś przeciwna jego obecności.
- Bo...- zaczęła, po czym odpuściła odwracając głowę.
- Pogadam z nim.- stwierdził chłopak, co jednak nie uszczęśliwiło Rose. Nie chciała go wyrzucać, jednak myśl, że ma mieszkać i spać w jednym domu z Elijah sprawiało, że ściskało ją od środka.- Hej?- spytał Gilbert, widząc bladą twarz dziewczyny.- Rose?- dziewczyna nagle osunęła się z jego kolan. Na szczęście chłopak ją przytrzymał i wstał, kładąc ją na kanapie.- W porządku?
- Słabo mi się zrobiło.- wyjaśniła dziewczyna, na co Gilbert otworzył okno nad jej głową, by odetchnęła świeżym powietrzem.
- Już ci lepiej?- spytał, a Rose uśmiechnęła się lekko, co zdziwiło jej męża.
- Pierwszym raz widzę cię w akcji.- stwierdziła słabo, co rozbawiło Gilberta. Chłopak przewrócił oczami, po czym poprawił kosmyki dziewczyny.
- Bardzo śmieszne.- wyszeptał.- Wystraszyłaś mnie.
- To nic. Już mi lepiej.- zapewniła go, patrząc mu w oczy.- Pomożesz mi wstać?- spytała słabo, na co ten przytaknął z delikatnym uśmiechem i podał jej ręce, by podnieść ją do pozycji siedzącej.
- Nie wstawaj. Przyniosę ci wody.- powiedział idąc w stronę kuchni. Dziewczyna oparła się o plecy kanapy, a jej wzrok spoczął na korytarzu, gdzie w półmroku dostrzegła Elijah. Chłopak stał chwilę w bezruchu, po czym wrócił do swojego pokoju. Rose westchnęła łapiąc się nerwowo za wisiorek, jednak gdy Gilbert wrócił szybko go puściła, by nie dostrzegł u niej zdenerwowania. Kłamstwo ma bardzo krótkie nogi. Zwłaszcza gdy siedzi z tobą przy stole.



Hejka
Ale się rozszalałam xd w niecałe 24h napisane trzy rozdziały 🤣🤣🤣 rekord
Za to musicie dać gwiazdkę, nie ma szans, że nie dacie 🥰
Napiszcie co myślicie o wątku Elijah i Rose. Szkoda wam go? A może chcecie, żeby go Gilbert wywalił? Co z Anią i Kurtem? Spokojnie, będzie ich coraz więcej, bo niedługo ważna akcja, która rozczuli wasze serca - lub i nie.

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now