26.

858 62 14
                                    

- Kogo wskaże butelka tego można pocałować.- wyjaśniła Józia otoczona kolegami z klasy.- Musi być na zmianę. Chłopak, dziewczyna.
- A co z Cole'm?- spytał Billy, co spotkało się z cichym śmiechem niektórych dziewcząt.
- Janka, siadaj obok swojego głupiego brata.- rozporządziła blondynka.- Billy, tutaj. Aniu, zamień się z Karolem.- każdy usiadł zgodnie z rozkazem Józii, jednak nie każdy chciał tam być. Na przykład Rose przekonała się, czym jest presją rówieśnicza. To samo czuł Cole Mackenzie. Chciał zniknąć.- Kto kręci pierwszy?
- Diana.- zaproponował Karol. Dziewczyna mimo niechęci zakręciła butelką, aż ta zatrzymała się na Muddy'm.
- Ja?- spytał nie dowierzając.
- Musicie się pocałować. W usta.- podkreśliła, co speszyło tą dwójkę. Wstali z miejsc i weszli do kręgi.
- Witaj Muddy.- przywitała się z kim brunetka.
- Witaj Diano. Teraz cię pocałuje.- powiedział, po czym pocałował ją krótko w usta. Uczniowie zaczęli klaskać i śmieć się, a Diana uśmiechnęła się zawstydzona.
- Twoją kolej, Rose.- rzuciła Józia, na co serce brunetki się zatrzymało.
- Ja rezygnuje.- stwierdził jeden z chłopaków.- To sierota.
- Przestań, ładna dziewczyna, to ładna dziewczyna, pamiętasz?- spytał z rozbawieniem Billy wspominając słowa Gilberta. Dobrze, że Rose nie wiedziała kto to powiedział, bo z pewnością zabolało by ją to jeszcze bardziej.
- Kręć.- nakazała Józia, więc Rose wyciągnęła rękę po butelkę, wzięła głęboki oddech i zakręciła nią. Jej serce biło tak szybko, że nie była w stanie ukryć nawet zdenerwowania. Butelka zatrzymała się na...- Billy.- stwierdziła blondynka, a ten zaśmiał się szturchając kolegę w bok.
- Ja...- zaczęła Rose, chcąc zrezygnować.
- Co jest? Boisz się? Przecież Ania zna się na stosunkach damsko- męskich. Nie mów, że nic ci nie doradziła.- zakpiła z niej Józia. Z kolei siedzący obok niej Cole spojrzał z bólem na brązowowłosą dziewczynę. Domyślił się, co ta czuła.
- Nie boję się.- stwierdziła cicho Rose, nie chcąc być obiektem żartów. Prawie cała grupa zaśmiała się, a Józia skrzyżowała ręce.
- To na co czekasz?- spytała. Billy wstał rozbawiony, a Rose zrobiła to samo. Zrobiła krok do środka koła, by stanąć przed chłopakiem. Przez głowę przechodziły jej pocałunki pełne obrzydzenia i strachu. Patrzyła w oczy Billy'ego bojąc się, że te wspomnienia powrócą i będą jeszcze bardziej rzeczywiste niż wcześniej. Billy schylił się lekko, po czym złączył ich usta w długim, pełnym obaw ze strony dziewczyny pocałunku. Nie odsunęła się, nie cieszyła. Nie mogła. Zbyt się bała. Po prostu czekała, aż ten przerwie bliskość. Skąd mogła wiedzieć, że owy pocałunek będzie mieć tragiczne dla niej skutki. Uczniowie śmiali się, gdy Billy wrócił na miejsce, a Rose stała wciąż sparaliżowana. Żadne słowa do niej nie dochodziły. Tylko śmiechy i żarty. Czuła się upokorzona, naga oraz zraniona.
- Rose?- spytała Ania, na co ta chwyciła za koszyk i wybiegła z pomieszczenia, a za nią ruszyły jej przyjaciółki.
- Rose, zaczekaj!- krzyczały za nią, jednak ta szła dalej, płacząc.
- Zostawcie mnie.- powiedziała wciąż idąc.
- Co się stało?- spytała Ania zatrzymując ją za ramię.
- Płaczesz?- rzuciła Diana, po czym podała ją chustkę, która Rose wytarła policzki.
- Józia umie zadawać wymyślne tortury. Dlaczego mamy całować tych, którzy są nam obojętni.- mówiła Ania.
- Ale to tylko całus.- stwierdziła łagodnie Diana chcąc uspokoić rudowłosą.- Nic nie znaczy.
- Nie dla mnie.- wyznała Rose.- Ja...już kiedyś się całowałam.- wyjaśniła smutno.
- Jak było?- spytała Ania mając w głowie tysięcy opisów pocałunków. Jednak nie sądziła, że opis Rose będzie tak krótko i tak znaczący.
- Niemiło.- wyjaśniła, na co ta westchnęła smutno i ją przytuliła, a po chwili to samo uczyniła Diana. Dziewczęta odprowadziły Rose do domu, gdzie ta zjadła obiad i zamknęła się w swoim pokoju. Wieczorem zapukała do drzwi jej matka, która właśnie wróciła z miasta.
- Jesteś zajęta?- spytała, a Rose odłożyła książki na bok.
- Niezbyt.- odpowiedziała, więc ta usiadła przy córce.- Jak było w mieście? Załatwiliście coś?
- Można tak powiedzieć. Będę dowozić do Charlottetown swoje zbiory, które będą sprzedawane na targach. Jakieś zyski będą.
- Nie jest chyba...źle, prawda? Powiedzielibyście mi.
- Oczywiście.- stwierdziła zakładając kosmyk włosów za ucho córki.- Nie jesteśmy w tak złej sytuacji, jak na przykład państwo Barry. Ci stracili większą kwotę. Jednak przyszłe miesiące będą trudniejsze niż zwykle. Trzeba je przetrwać. Po prostu.- wyjaśniła, a Rose przygryzła wargę niepewna czy powinna o to spytać.
- Mamo? Jaki sens mają pocałunki?- spytała w końcu, na co Valentina się zdziwiła.
- Jaki mają sens?- zastanowiła się.- Cóż, myślę, że mają sprawiać radość i...być symbolem związku. Ludzie zakochani często się całują.
- Dlaczego?
- Bo to miłe, gdy osoba, którą kochasz jest blisko.- wyjaśniła, na co Rose spuściła głowę, myśląc nad kolejnym pytaniem.
- Pocałunki zawsze są miłe? Przyjemne?
- Zazwyczaj, o ile robimy to z właściwą osobą. Tą, którą darzymy uczuciem.
- Można zmusić kogoś do pocałunku?- dociekała ku zaskoczeniu matki.
- Cóż...- zastanowiła się.- Myślę, że to złe, ale czasem się zdarza, że ktoś narzuca nam uczucie, bądź dąży do kontaktów fizycznych...na przykład pocałunków.- wyjaśniła na spokojnie, a Rose spojrzała w bok.- Dlaczego pytasz?
- Z ciekawości.- skłamała, po czym spojrzała ślepo przed siebie.

- Podoba wam się?- spytała Ania, która tego dnia przywiązała sobie kilka różnych wstążek na warkocze. Rose, Diana i Cole byli zakłopotani ową sytuacją, ale nie chcieli zranić przyjaciółki.
- Tak dumnie trzymasz głowę.- przyznała Diana.
- Pozwól, że zmienię co nieco.- zaproponował Cole.- Dla równowagi. Mogę?- spytał, na co Ania uśmiechnęła się i oboje usiedli na ławeczce. Chłopak rozpuścił jej warkocze, po czym zaczął splatać je w jednego, grubego warkocza przeplatanego wstążką, który otoczył głowę dziewczyny.
- Nie wiedziałam, że umiesz robić warkocza.- stwierdziła Rose z podziwem.- Jest piękny.
- Cole Mackenzie!- krzyknął pan Philips.- Skoro masz kobiece inklinacje, uczynimy im zadość. Siadaj z dziewczętami.- nakazał, co sprawiło, że Cole zebrał w sobie gniew, zabrał swoje rzeczy i usiadł w pustej ławce. Reszta klasy śmiała się i obserwowała każdy jego ruch. Rose również wzięła swoją tabliczkę widząc jak jest wyśmiewany, po czym usiadł obok niego. Philips spojrzał na nią gniewnie, jednak nic nie powiedział. Nie mógł. Wciąż pamiętał jak boli pięść jej ojca. Wrócił więc do prowadzenia lekcji, mając jednak tą dwójkę na uwadze.
- Co robisz?- zdziwił się Cole.- Będą się z ciebie śmiać.
- I tak to robią po wczoraj.- stwierdziła pisząc zadanie na tabliczce.
- Przykro mi, że tak wyszło.
- Nie przepadam za takimi grami.- wyszeptała.- Są bezsensowne.
- Zgadzam się z tobą całkowicie. Jednak presją jest zbyt wysoka, by zrezygnować. Dziś będzie druga część.
- Żartujesz?- spytała przerażona.
- Mackenzie! Proszę o ciszę, chyba że chcesz pochwalić się swoją wiedzą przy tablicy?
- Nie, przepraszam.- powiedział, po czym zamilkł. Rose spojrzała na Billy'ego, który podśmiechiwał się z tej dwójki. Nie zamierzała tam iść. Nie tym razem.
Dlatego po lekcjach ubrała się i wróciła do domu, bez wyjaśnień. Skąd mogła wiedzieć, że Cole zrobił to samo widząc jej protest. A to przyniosło sporo plotek, które oczywiście jak to plotki nie miały nic wspólnego z prawdą.
- Już jestem!- zawołała Rose zdejmując płaszcz. Valentina wyszła z kuchni i podeszła do córki, chowając coś za plecami.
- Mam coś dla ciebie.- powiedziała, na co ta się zdziwiła.
- Co?
- List.- odpowiedziała pokazując jej kopertę. Rose obróciła go w dłoni.

Gilbert Blythe
Port-of-Spain
Trynidad

Na twarzy Rose pojawił się uśmiech.
- Od kogo?- spytała kobieta.
- Nie wierzę, że nie spojrzałaś.- rzuciła dziewczyna, na co ta się zaśmiała.
- Fakt.- westchnęła.- Z Trynidadu.
- Zwiedza świat.- rozmarzyła się dziewczynka, po czym spojrzała na matkę.- Dotyczy złota, a nie...mnie.
- Czyżby?
- Oczywiście, pisałam do niego w sprawie rzekomego złota w jego glebie.
- Otwórz.- zachęciła ją, na co ta przygryzła wargę.
- Pójdę na górę. Odłożę go i wrócę ci pomóc. To nic ważnego.- mówiła, co wywołało uśmiech na twarzy Valentiny.
- Nie trzeba. Idź go przeczytaj.
- To poczeka. Pójdę...do Baldura. Z pewnością tato zapomniał go nakarmić.- stwierdziła Rose, po czym poszła przed dom, gdzie schowała się za drzewem. Chciała przeczytać go w samotności, a jesienne południe było do tego idealne. 

Droga Rose,
Bardzo ucieszył mnie twój list, choć informacja o złocie rzeczywiście wydaje się być nieprawdopodobna. Co do mnie, to nie zamierzam prędko wracać do Avonlea. Z tego też powodu nie upomnę się o złoto, które może znajdować się na mojej ziemi.

Wspomniałaś o rejsie. Jestem szczęśliwy mogąc zwiedzać znane mi wcześniej tylko ze starych map pana Philipsa krainy. Ludzie również są bardzo ciekawi. Może nie tak, jak ci w Avonlea, ale idzie przywyknąć. Ocean jest cudowny, a obserwacja nowych horyzontów powoduje u mnie podekscytowanie.
Cieszę się, że pozostajemy w dobrych relacja mimo mojego niewyjaśnionego wyjazdu z miasta. Liczę, że moja praca nie poszła na marne i gonisz wiedzą samą Anie Cuthbert. Miło było dowiedzieć się, że się pogodziłyście, choć wiedziałem, że tak się stanie. Zasługujesz na prawdziwych przyjaciół, takich jak Ania, czy Diana.

Pozdrawiam,
Gilbert Blythe

Hejkaaa
Jeśli dobijecie 4 gwiazdki to jeszcze dziś dodam dalszy ciąg ♥️ wyświetlenia rosną, więc niech rosną też gwiazdki (to już 700 wyświetleń 😱)

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now