128. Wymiana zdań

10 3 0
                                    

Helios na samą wieść o omdleniu Chibiusy pragnął z miejsca do niej pobiec. Jednak szybko zrozumiał, że to on był tym czynnikiem, który popchnął jej organizm do stanu, kiedy tylko chwilowe wyłączenie, mogło coś zasygnalizować. I Helios zrozumiał ten przekaz doskonale.

Chibiusa nie chciała go widzieć. Jego widok ją ranił. Helios nie mógł więc pobiec za głosem serca. Musiał nabrać dystansu, odsunąć się na bok, tylko jak odciąć się od powietrza?

Dawno nie czuł się takim wyrzutkiem. Nawet rodzice, jego rodzeństwo nie potrafili wywołać w nim tego uczucia.

Powinien odejść daleko stąd. Co on tu jeszcze robił? Swoje zadanie wykonał. Uwolnił Chibiusę i sprowadził do domu. Ponadto nie otrzymał żadnego zadania. Stracił ich zaufanie, więc po prostu tolerowali jego obecność. Nic mniej, nic więcej. Zostając tutaj, nadużyłby ich gościnności. Istniałby bez celu, bez sensu, aż w końcu stałby się pasożytem.

Mógłby zostać i obserwować Chibiusę z daleka. Obserwować i widzieć, jak poznaje innego, jak się w nim zakochuje, zaręcza, bierze ślub, potem rodzi mu dzieci. Jednak ile czasu by minęło, gdyby stał się zgorzkniały? Stałby się tym żałosnym człowiekiem, który przez całe życie wzdycha do zamężnej kobiety, zawodząc o swojej utraconej miłości. Powtarzał sobie to wielokrotnie, a jednak nie potrafił odejść. Ciągle wynajdywał jakieś wymówki.

Jednak teraz Chibiusa poczuła się źle z jego powodu. Chciał ją chronić, a tymczasem stał się czynnikiem, który wpływał negatywnie na jej życie. Czy nie powinien chronić jej również przed nim samym? Podobno trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. Jeśli się kocha, trzeba pozwolić ukochanej odejść nawet do innego.

Misja Heliosa dobiegła końca. Stracił wszystko, ale mimo wszystko nie żałował. Nawet jeśli teraz cierpiał, mógł choć przez chwilę przy niej być.

Nie pożegnał się. Nie zostawił listu. Właściwie nie miał już nic do powiedzenia. Nic do dodania.

– Nawet nie myśl, że uciekniesz, tchórzu – odezwał się z groźbą w głosie Seiya tuż za jego plecami. – Myślałem, że zrozumiałeś, że straciłeś swoją szansę u mojej córki w momencie, kiedy ją oszukałeś, kiedy ją zawiodłeś. Ty tymczasem ją osaczałeś każdego dnia. Nie potrafiłeś przyjąć do wiadomości jej odmowy. Aż doprowadziłeś ją do takiego stanu, że interweniował jej organizm. To moja córka! Nie pozwolę ci ją krzywdzić!

– Uwierz mi, że nie chciałem tego. Doskonale zrozumiałem, że zaprzepaściłem wszelkie szanse, jakie mogłem od niej otrzymać. Jednak chciałem ją chronić. Ona... jest w niebezpieczeństwie, a nawet nie zdaje sobie sprawy.

– Od ochrony córki jestem ja! – oburzył się Seiya. Jego oczy ciskały gromy, a dłonie od dawna już były zaciśnięte w pięści. Resztki opanowania powstrzymywały go przed ich użyciem. Tak naprawdę odkąd posprzeczał się z żoną, miał potrzebę ulżenia sobie, a Helios doskonale się do tego nadawał. Seiya już i tak był na niego cięty. Upiekłby więc dwie pieczenie przy jednym ogniu. W końcu Usagi wciąż była na jego zła. A jej fatalnemu nastrojowi nie pomógł fakt, że Rei została uprowadzona na Nemezis. Usagi straciła chwilowo rozsądek i żadne argumenty do niej nie przemawiały. – Ty masz się trzymać od niej z daleka!

– Możesz być spokojny. Właśnie zamierzałem odejść... na zawsze.

– I uciec jak tchórz z podwiniętym ogonem! – wykrzyknął Seiya.

– To czego ode mnie chcesz?! Czego ode mnie oczekujesz?! – oburzył się Helios.

– Na pewno że nie stchórzysz! Jednak masz to tak wpojone, że od razu uciekasz. Nie miałeś odwagi wyjawić prawdy, a wcześniej przeciwstawić się własnej rodzinie. Teraz nie potrafisz przyjąć plonów swojego haniebnego postępowania.

Wirujące serca 回転するハートWhere stories live. Discover now