91 Decyzja Fighter

34 5 0
                                    

Usagi czuła się pusta. Czuła się manekinem, marionetką, której ruchami kierował ktoś inny. Łzy już dawno obeschły, krzyki zamarły na popękanych do krwi ustach. Chibi Chibi uczepiła się jej nóg, ale Usagi tylko stała i bez żadnych emocji po prostu patrzyła na dwa rytualne stoły złączone za pomocą dłoni Seiyi i Fighter.

Zawiodła. Nie zdołała przekazać najważniejszej informacji, że jeśli zostanie Seiya, to będzie dla niej niewystarczający. Jeśli zostanie Fighter ona również nie będzie dla niej wystarczająca. Zawsze panować w niej będzie uczucie straty, żałoby, ponieważ najbardziej była szczęśliwa, kiedy Seiya i Fighter stanowili jedność.

Może gdyby... Może powinna... Gdyby udało się jej przekonać Fighter. Zawiodła. Ponieważ Fighter za mało czuła się kochana. Zamiast uspokoić ją, Usagi wzbudziła w niej kolejną zazdrość.

Już nie cofnie czasu. Za późno... Za późno na zmianę.

Ona nie istniała, bez niego była wegetacją. Znała ten smak. Przez tysiąc lat pół istniała.

Nie mogła tak bezczynnie patrzeć na tą zimną poświatę, która odbierała jej ukochaną osobę. Odsunęła łagodnie dziewczynkę i zrobiła krok w przód. Jednak coś zaczęło się dziać z jej ciałem. Jakaś niewidoczna nić ciągnęła ją do rytualnych stołów, ale same jej stopy były takie ociężałe, że była zmuszona na każdy krok wykorzystywać resztki sił, które w niej zostały.

W uszach słyszała dziwny szum, który powoli rozsadzał jej bębenki, w końcu poczuła wypływające z nich stróżki krwi. Przed oczyma majaczyły jej mroczki i niewiele już widziała przed sobą poza zamglonymi obrazami.

Nie słyszała własnych jęków i chyba dobrze, ponieważ ich dźwięk chyba by ją przeraził.

Skóra rozrywała się w strzępy. Mózg nie pobierał wystarczającej ilości tlenu. Umierała. Konała.

A każdy krok zbliżający ją do agonii był bezwiednym ruchem, na który już nie miała wpływu. Pracowały jej mięśnie, każdy ruch był jakby bezwiednym impulsem mięśni bez wpływu myśli.

Kiedy zimna poświata rozbłysła w górę, Usagi poleciała na stoły rytualne. Z jej ust wydobył się wrzask bólu, a ciało napięło pod nieznaną siłą i wygięło w łódkę.

Potem nastąpiła cisza.

Ciemność. Wszędzie panowała ciemność. Ciemność i spokój. Chyba zemdlała... a może umarła? Niedawno czuła taki ból, który rozrywał ją na cząstki, a teraz otaczał ją błogostan. Więc musiała umrzeć, ponieważ taki ból sam by nie przeszedł. Przez chwilę pomyślała o śmierci z ulgą. W końcu wystarczająco już wycierpiała.

Błysk myśli.

Chibiusa! Pozostała na Ziemi, a ona nie zdołała się pożegnać.

Chibi Chibi! Sama w tej dziwnej krainie, bez nikogo kto by ją stamtąd wyprowadził.

Minako, której nie wiadomo czy udało się uratować.

Kakyuu, której głos rannego zwierzęcia słyszała nawet teraz.

Umarła, ale inni zostali zdani na pastwę losu, który wystarczająco już był dla nich okrutny.

Ona nie mogła po prostu tak odejść.

Poczuła jakiś łagodny ruch w jej włosach. Czy po śmierci może być tak... przyjemnie?

Zadrgały jej powieki. Usłyszała jakiś szept.

Śmierć była taka spokojna.

- Króliczku... - usłyszała głos Seiyi. Umarła i poszła za Seiyą. Nie mogło być lepiej.

Wirujące serca 回転するハートWhere stories live. Discover now