97. Decyzja Endymiona

29 4 0
                                    

Minako była zawiedziona, a przede wszystkim zdezorientowana i smutna. Z każdym dniem czuła się coraz lepiej. Zaczęła już powoli wstawać. Coraz mniej kręciło się jej w głowie. Ami, Taiki, Lucy, a nawet zupełnie obcy jej ludzie odwiedzali ją codziennie, ale wśród nich brakowało najważniejszej osoby. Yatena. I to ją dręczyło.

Ten podobno odwiedzał ją codziennie, kiedy była nieprzytomna nawet po kilka razy tego samego dnia, a teraz ograniczył się do sporadycznych wizyt pełnych wymownego milczenia.

Początkowo sobie tłumaczyła to jego obowiązkami. Kinmoku znacznie ucierpiała. Każda para rąk była potrzebna na wagę złota przy odbudowie. Teraz jednak szkody zostały naprawione, jednak Yaten wciąż przychodził rzadko, a jeśli już był, omijał jej twarz szerokim łukiem, najczęściej zatrzymując wzrok na oknie lub ścianie. Odzywał się sporadycznie, właściwie dukając, niż mówiąc płynnie i częściej była to odpowiedź na jej pytanie, kiedy już wypadało cokolwiek powiedzieć, aby nie być niegrzecznym.

Jednak wczorajsza wizyta zupełnie ją załamała. Może nic by nie zauważyła, ale nie dało się nie słyszeć na korytarzu głosu Taikiego, graniczącego z krzykiem:

- Tak dłużej być nie może! Nie możesz jej unikać. Nie zachowuj się jak dziecko! Czasami jesteś takim idiotą. Myślałem, że jesteś mądrzejszy, a już na pewno że masz w sobie więcej honoru.

Potem Yaten siedział na krześle, które stało się swoistym krzesłem elektrycznym. Naburmuszony, wściekły, zaciskający usta w wąską linię. Minako miała wrażenie, że siedział jak na szpilkach, tylko czekając, aż przyzwoity czas odwiedzin minie. W końcu ona sama wymówiła się zmęczeniem i udała, że usypia, aby potem długo płakać w poduszkę. Czuła się bezsilna, jakby stała przed zagadką, której nie potrafiła rozwiązać i nawet nie wiedziała, czy naprawdę chce poznać odpowiedź.

Tego ranka obudziła się z opuchniętymi oczyma, a nawet nie miała lusterka, aby zobaczyć jak mocno. Nie chciała, aby Yaten zobaczył ją w takim stanie. Wstała powoli z łóżka, z tym miała jeszcze trudność. Chwiejnie stawiała kolejny krok, kierując się do łazienki, znajdującej się na korytarzu. Podejrzewała, że tam znajdzie lustro.

Od przebudzenia wszyscy milkli albo zmieniali temat, kiedy prosiła o lustro. Do tej pory nie zastanawiała się nad tym dziwnym zachowaniem, ale podczas ostatniego wieczornego mycia przez pielęgniarkę mignęła jej dziwna czerwona linia. Pomyślała, że to zarys nici, ale musiała się przekonać, musiała wiedzieć. Do tej pory była zawstydzona, że obca osoba ją myła, dlatego nie patrzyła. Zamykała oczy, wzdychając.

Drzwi łazienki zamknęły się za nią złowieszczym skrzypnięciem.

Wielkie lustro było na wprost niej, ale to co zobaczyła, wprost ją zamroczyło. Wpierw zobaczyła potargane długie blond włosy i zmęczone niebieskie oczy z, tak jak podejrzewała, opuchniętymi powiekami od snu i płaczu.

Potem zwróciła na długą poszarpaną bliznę, która się wiła aż pod kołnierz jej piżamy. Bezwiednie rozpięła koszulę, dostrzegając, że czerwona linia ciągła się aż do biodra. Czasem zmieniała kierunek, ale w końcu wracała do pierwotnego koryta. To nie była zwykłe zadrapanie, które miało zniknąć w ciągu paru dni. Nie. To była skaza, defekt, z którym będzie musiała żyć. Gdyby ostrze poszło trochę w lewo, jej twarz zostałaby dosłownie przecięta na pół. Minako doskonale pamiętała słowa Ami, która zawzięcie tłumaczyła różnicę między zwykłą blizną a magiczną. Zwykłe można było zlikwidować poprzez operację plastyczną, magiczna tylko ciemniała. Najpierw była jasno różowa, potem przybierała kolor żywej krwi, by na końcu zbliżyć się do koloru bordowego, który był bliżej czerni niż czerwoności. Tej blizny nie zakryje się makijażem, nie zmaże jej nic.

Wirujące serca 回転するハートWhere stories live. Discover now