75. Pnącza kwiatów

38 4 0
                                    

Woda była taka chłodna i przyjemna. Obmywała przyjemnie ciało Seiyi. Od dawna nie czuł się tak zrelaksowany. Zamknął oczy, czując ciepłe promienie słoneczne delikatnie pieszczące jego twarz. W tej chwili nie miał żadnych problemów. Był tylko on, orzeźwiająca woda i łaskoczące ciepłem promienie słońca.

Niespodziewanie poczuł jak nieznaną siłę ściągającą go pod powierzchnię jeziora. Zaczął się miotać, nie mogąc powstrzymać wody, pokonującej bramy jego ust. To były sekundy, które dla niego wydawały się wiecznością.

Oto był z powrotem chłopcem. Znów biegał po korytarzach Pałacu, wywołując zadyszkę u goniącej za nim ciotki. Znów był tym drobnym, chorowitym chłopcem, któremu ciotka podawała medykamenty. Był chłopcem, którego ciotka pocieszała, kiedy płakał, że jeszcze nie otrzymał mocy. Był nastolatkiem, który zbyt szybko poznał smak wojny, który opuścił swoją planetę, aby odnaleźć Księżniczkę w nadziei, że dzięki niej odzyska z powrotem swój dom, swoją przystań. Znów był tym szesnastolatkiem, który zakochał się w swoim Króliczku. Znów czuł to uczucie. I znów był zgorzkniałym zdradą starcem, przesiąkniętym tak goryczą i krzywdą, że zapomniał, czym była niewinność.

Tonął. Woda siłą pokonywała bramę jego ust. I właśnie przed jego oczyma przewijało się całe życie. Dobre i złe chwile. Jego sukcesy i porażki. Błędy które popełnił. Paleta jego uczuć tych które miał w sercu i te o których zapomniał. Tak sobie zawsze wyobrażał, że w chwili śmierci zobaczy przewijające się obrazy całego życia.

I w końcu zapadła ciemność. Śmierć odrywała jego ostatnią nitkę życia, kiedy przez taflę wody przebił się blask.

To nie jest prawda – przebiła się iskra głosu przez jego obumarły umysł. Sailor Fighter... Ciotka... Co się z nimi stało? Co on tu robił? Umarł?

Instynktownie odepchnął się od dna i jednym zrywem wybił się z powrotem na powierzchnię, wykrztuszając z płuc nagromadzoną wodę. Bolały go wszystkie części ciała. Płuca paliły żywym ogniem. Zdrętwiałe kończyny nie chciały podjąć ruchu, dlatego pozwolił samym falom sprowadzić go na brzeg. Długo dyszał, nie mogąc unormować oddechu. Wiedział, że blask Usagi znów go ocalił. Seiya zastanawiał się, czy Usagi w ogóle była tego świadoma.

Póki co czuł, że musi jak najszybciej wziąć się w garść. Jeżeli on uległ uwodzicielskiej sile wody, to samo mogło spotkać Fighter i ciotkę. Nie uważał siebie za herosa, ani je za słabe, ale zapewne one tak jak on czuły się zmęczone, stały się mniej ostrożne.

Nie uszedł za daleko, kiedy zobaczył, miotającą się ciotkę, zaplątaną w żywe pędy kwiatów, które chciały ją udusić. Jego ciotka zawsze usilnie powtarzała, że rośliny miały świadomość, że są przyjaciółmi ludzi. Szanowała je, pielęgnowała, darzyła uczuciem, przemawiała do nich, a teraz one chciały odebrać jej życie, oplatając jej nawet usta i nos, aby przestała oddychać.

Seiya rzucił się z pomocą, próbując odciągnąć od ciotki oplatające ją pnącza, które jakby wyczuwając jego ingerencję, zaczęły dodatkowo wypuszczać soki. Ta ciecz musiała być żrąca, bo na ciele kobiety powstawały liczne oparzeniowe bąble.

– To nie jest prawdziwe! – wykrzyknął w desperacji Seiya. – Co robić? Co robić? Nie ma czasu... Nie ma czasu...

Mordercze rośliny nie ustępowały, znów od śmierci dzieliły tylko sekundy. Ile jeszcze ciotka mogła wytrzymać? Miał wrażenie, że wszystko obracało się wokół świadomości tej krainy, która była tak samotna, że zaborczo postanowiła ich zatrzymać nawet siłą. Jego zagarnęła woda, a ciotkę jej ukochana roślinność.

– Wiem, jak się czujecie! – krzyknął w przestrzeń, mając nadzieję, że zupełnie nie zwariował i rośliny faktycznie go słyszą. Z drugiej strony jeżeli Kinmoku miała świadomość, to dlaczego te nieznane rośliny nie mogły mieć własnego umysłu. – Znam to uczucie. Jesteście tylko wy przez długie lata i równie długie dni, w których jesteście zupełnie same! Tak samotne, że pragniecie zwariować, aby mieć za towarzystwo choć wytwór własnego chorego umysłu. Tak samotne, że potraficie jedynie marzyć, aby usłyszeć czyjś głos, poczuć czyjeś ciepło. Ja tak żyłem tysiąc lat. Rozumiem to desperackie pragnienie, ale wy też mnie wysłuchajcie i spróbujcie się postawić na moim miejscu. Chcecie odebrać mi osobę, która zastępowała mi matkę. Nie nazwałem jej tak nigdy... Właściwie dalej jestem na nią zły i czuję się oszukany... Jednak jeśli mi ją odbierzecie, zawsze będę już żyć z żalem do niej, niepogodzony z przeszłością, będę tak rozgoryczony, ponieważ nie potrafiłem z nią na spokojnie porozmawiać i zrozumieć. Ja mogę iść dalej, ale nigdy się nie pogodzę, że odszedłem bez niej. Ze swojego doświadczenia wiem, jak to jest się być własnym wrogiem. Wy też tęsknicie za czyimś towarzystwem, ale czy nie możecie ze sobą porozmawiać nawzajem? Proszę.

Wirujące serca 回転するハートWhere stories live. Discover now