82. Młody bóg

30 5 0
                                    

Ukryta tuż przy lekko uchylonych drzwiach pałacu Usagi zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Diamand przecież był martwy. Umarł, oddając za nią życie. Manipulowany przez Death Phantomę dążył do ich zniszczenia. A potem... przez chwilę... jedną krótką chwilę... był w niej zakochany... Przez jedno drgnienie serca myślała... żeby... dać się pocałować. Jednak nie było to właściwe. Wymuszony pocałunek mógł stać się cieniem na całym jej życiu, a ona nie mogłaby już nikomu zaufać. Jej czyste serce okryłoby się szarością, zostałoby skażone jego hańbą. Czuła wyrzuty sumienia, że omal nie uległa, dopiero potem zrozumiała, że to była hipnoza, a w sugestii poddania się jego sile nie było jej chęci, tylko przymus. Powinna go znienawidzić, ale było jej zwyczajnie go żal. Teraz znów mogli stać po przeciwnych stronach.

– Ja bóg Diamand, zrodzony z poświęcenia, najwyższej mocy we Wszechświatach, nakazuję zaprzestać walki – oświadczył uroczystym głosem.

I faktycznie boski blask znikł, Kinmoku zamarła, a wszyscy wojownicy, kapłani, poczuli, że nie mogą uronić ani jednej kropli mocy.

– Kim ty do cholery jesteś? – wrzasnęła Maker. – Jak śmiesz odbierać nam moc, która jest naszą siłą życiową! Popełniasz świętokradztwo! Nikt nie może nam odebrać iskry, która przepływa przez naszą krew! Wiesz, że mogłeś nas zabić na miejscu?!

-Co za histeryk... – mruknął znudzonym głosem Diamand. – Zbyt mocno polegasz na mocy, łudząc się, że ona nigdy cię nie zawiedzie.

-Masz rację, nie potrzebuję mocy, aby zrobić to... – syknęła Maker, po czym w jednej sekundzie doskoczyła do jasnowłosego bóstwa i wymierzyła celny cios w nos, brzuch i kolanem w splot słoneczny. – Pożałujesz, że posunąłeś się do takiego brudnego czynu. Wpieprzasz się w nie swoją wojnę.

-Nie słyszę Kinmoku – szepnęła spanikowana Aurora. – Jak on to zrobił?

– Jestem młodym bóstwem... – odparł nonszalancko Diamand. – ...który coś tam potrafi. Piękno niewiasto, nie bądź na mnie zła, wasza abstynencja od mocy jest chwilowa.

-Jesteś draniem bez sumienia – parsknęła Aurora. – Służysz nie tej stronie, co powinieneś. Bóg wysłuchuje modlitw tych dobrych. Nie działa dla zła.

-Jest kilka odmian dobra. Nie zawsze dobro jest światłem, czasem przesyca je ciemność. Czasem dla dobra, trzeba popełnić wiele zła. Tym był pierwotny chaos. Niszczył, aby powstało życie. Podział na czarne i białe jest fikcją, zapamiętaj to sobie.

-Chyba się nie mylę, ale nie wezwałam cię tutaj na pogawędkę – zbeształa go Kakyuu.

– Tak... Tak... – zbagatelizowała jego słowa machnięciem dłoni. – I myślisz, że naprawdę odebrałeś mi moc? Że w moich członkach powoli nie napływa kolejna iskra mocy?

– Masz rację, ale ty też miej świadomość, że jestem bardzo zajętym bóstwem i nie mogę być na każde twoje skinienie. Obiecałem służyć naszemu wspólnemu znajomemu, więc nie wykorzystuj mnie jako bonusu, bo zawsze się to może obrócić przeciwko tobie. Jako bóstwo mam wolną wolę i ja decyduję, komu służę. A teraz wybacz, śpieszno mi – syknął cicho i znikł z lekkim pstryknięciem, a Kakyuu z furią rzuciła kolejnym atakiem czerwonej kuli w zgromadzonych ludzi.

– Usagi Tsukino nigdy nie myślałam, że jesteś tchórzem! Mogłabym wiele ci zarzucić, ale zwykle mężnie stawałaś do walki i nigdy nie porzucałaś przyjaciół. Twoja przyjaciółka Minako może umrzeć, a ty się chowasz. Wolisz zasłaniać się innymi. Ten głos rozpaczy twojej przyjaciółki wydrąży koryto na twoim sumieniu i nigdy nie zaznasz spokoju. Jej głos będzie wył w twojej głowie niczym syrena. Jesteśmy ulepione z innej gliny. Wiem, że będziesz się dręczyć, ale wybrałaś siebie, musisz więc zapłacić cenę.

Wirujące serca 回転するハートWhere stories live. Discover now