Rozdział 92 ' Nie kochasz go juz?'

1K 91 10
                                    

-Jak poszło?!-krzyknęła mama z salonu, kiedy weszłam

-Fatalnie!- odpowiedziałam ściagając buty - Jeśli jesteś zainteresowana spotkaniami trzy razy w tygodniu i na pewno nie w sprawach biznesowych, mogę podać namiary- zaśmiałam się

- Nie ma takiej opcji- dodał tata

- O cześć Will- przywitałam się z nim całując w policzek

- Cześć Liv. Wpadłem porozmawiać z twoimi rodzicami o interesach, ale myśle, że tobie też mogę pomóc

- W jaki sposób? - spojrzałam na niego zaciekawiona

- Znam kogoś, kto posiada spory budynek i jestem pewna, że nie odrzuci dobrej oferty. Mogę podać ci namiary jeśli chcesz

- Byłoby wspaniale!- krzyknęłam radosna, a chwile później Will zanotował mi numer

- Jak się nazywa?- zapytałam, gdy na kartce zawidniał tylko numer

- Em James Smith

- Em no dobrze - zaśmiałam się

- Dziękuję

Umówiłam się z Panem Smith'em jeszcze tego samego dnia, w końcu dziś chciałam mieć załatwioną sprawę miejsca mojej fundacji. Byłam zadowolona, że odpowiadała mu trochę późniejsza godzina, dochodziła dwudziesta. Byłam pięć minut przed czasem w kawiarni Blueberries, punktualność to jeden z nawyków, który w sobie wyrobiłam i wiem, że ludzi patrzą na ciebie lepiej, kiedy jesteś na miejscu, gdy oni docierają. Patrzyłam nerwowo na zegarek. Oby tym razem wyszło. Stałam tak jeszcze chwilkę do czasu, gdy usłyszałam za plecami odkaszlniecie

- Olivio...

- Christian?- powiedziałam zaskoczona - Co ty tutaj robisz?

- Umówiliśmy się na spotkanie

- Ale...

- Will powiedział mi co planujesz. A ja mam możliwość ci pomóc.

- Nie mogliście mi po prostu tego powiedzieć?

- A zgodziłabyś się wtedy spotkać?

- Po dłuższym zastanowieniu... W końcu to sprawy biznesowe, a nie prywatne

- Tak, masz rację. Przepraszam. To jak idziemy?- zapytał nie odrywając ode mnie wzroku

- Idziemy- odwróciłam się wchodząc do lokalu. Dorosłam i nie zamierzam już uciekać

Pół godziny później

- Cieszę się, że się dogadaliśmy- podałam mu dłoń w geście zatwierdzenia umowy

- Ja także- i siedzielismy tak dłuższą chwilę bez słowa po prostu się w siebie wpatrując

- Ja chyba już pójdę- powiedział wstając. Miło było cię zobaczyć- uśmiechnął się

- Christian'ie poczekaj- chwyciłam go za dłoń, na co lekko się spiął - Przepraszam- zabrałam rękę

- Coś się stało?- zapytał wracając na miejsce

- Chciałam zapytac jak ci się układa. To znaczy...

- Jest dobrze- odpowiedział bez emocji - siedziałam chwilę zakłopotana

- Może rzeczywiście lepiej będzie jak już pójdziemy- oderwałam wzrok od stołu chwytając za torebkę

- Olivio- Christian podszedł do mnie patrząc w oczy i powoli podniósł dłoń do mojego policzka. Zamknęłam oczy czekając na jego dotyk. Tak bardzo go chciałam, ale niedoczekanie. Otworzyłam oczy, jego dłoń wciąż trwała przy mojej twarzy. Spojrzałam głeboko w jego oczy, tak jak kiedyś. Chciałam w tym momencie... Właściewie o czym ja myśle? On na pewno nic już do mnie nie czuje. Reaguje tak, bo jest mu niezręcznie w moim towarzystwie

 Reaguje tak, bo jest mu niezręcznie w moim towarzystwie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.



Christian

Nie wiem dlaczego chciałem jej dotknąć. W końcu poczuć jej delikatną skórę. Wydoroślała przez ten czas, zmieniła się na lepsze. Z zadziornej nastolatki w pewną siebie kobietę, ale wzrok pozostał ten sam. Te same zielone oczy, wpatrywały się we mnie jak kiedyś, a ona... Stała przede mną tak jakby wyczakując na moj dotyk. Może mi się tylko wydaje... Minęło tyle czasu. Pewnie nic już do mnie nie czuje i myśli sobie, że mi odbiło. Staliśmy tak patrząc na siebie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Tyle razem przeszliśmy, a zachowywaliśmy się jak obcy dla siebie ludzie.

- Pójdę już - powiedziała odrywając ode mnie wzrok

Liv

Kilka dni później planowałam z mamą uroczyste otwarcie fundacji w Detroit. Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam wchodząc w spółkę z Christian'em. Zdecydowaliśmy, że lepiej będzie jeśli zostanie on moim wspólnikiem. Miał wpływy, znajomości... A nie chodziło to już o mnie, ale o tych wszystkich potrzebujących ludzi, których w Detroit i jego okolicach, choćby w Cleverland,  było wielu. Oczywiście uprzednio skonsultowałam to wszystko z Aaron'em mimo, że pomagał on mi tylko w Australii, mogłam zawsze na niego liczyć. Christian obiecał nie wtrącać się zbytnio w moje sprawy, a mi to odpowiadało

- Dwanaście pokoi przystosowanych do potrzeb matek z dziećmi. Dwadzieścia pokoi z sześcioma łöźkami w każdym z nich i jedna łazienka do każdego. Duża kuchania, salon, pralnia i osobne piętro na samej górze na biura. Córeczko słuchasz mnie?

- Tak tak. Bedzie wspaniale mamuś- mama zajęła się rozplanowaniem całego budynku. Nie była z zawodu architektem, ale świetnie jej szło i lubiła to.

- A jak twoje relacje z Christian'em?

-  A jakie mają być?- zapytałam

- Oj daj spokój Liv. Nie znam cię od dziś i widze jak na siebie patrzycie, a do tego macie razem pracować

- Patrzymy na siebie normalnie, a co do pracy mam wolną rękę. Christian nie bedzie się wtrącać

- Myślisz, że zgodziłby się na to, gdyby chodziło o kogoś innego niż o ciebie?

- Mamuś, ale tu właśnie nie chodzi o mnie. On i tak juz nic do mnie nie czuje. Zranił mnie, a ja jego chyba za bardzo...

- A więc tutaj cię boli. Żałujesz tego, że wyjechałaś, jak się zachowałaś

- Byłam egoistką i patrzyłam tylko na siebie. Zamiast zmierzyć się z problemami wolałam uciekać.- I pomyśleć, że to największa wiedźma mnie o tym uświadomiła.

- Wiesz córeczko nie wszystko stracone- powiedziała mama gładząc mnie po włosach

- Już za późno- powiedziałam smutno przeglądając plany budynku któryś raz z rzędu

- Skad wiesz? Nie kochasz go już?

_________________________________

Wreszcie wakacje i moge znow pisac! Mam nadzieje, ze jeszcze troszeczke was tu zostalo

Granice Wytrzymałości Where stories live. Discover now