Rozdział 67 'Tam jest plama'

2.2K 201 23
                                    


- No stary. Takim tempem to nam się nie wypłacisz. Wiesz tamte drzwi też sporo kosztowały- wtrącił się Mike

-Co? Jakie drzwi? Człowieku o czym ty do mnie mówisz?!- krzyknał zdenerwowny podchodząc do Mike, ale chwyciłem go za ramię

- Uspokój się i siadaj. Zaraz sobie przypomnisz, a do tego czasu po prostu się zamknij i słuchaj- powiedziałem ze stoickim spokojem mimo, że wewnątrz miałem ochotę go rozszarpać

- Nie mów tak do niego! - krzyknęła Lily. To nie jego wina i nie pozwalam ci się na nim wyżywać!

- Masz racje. Przepraszam.-przetarłem twarz dłonią. - Weźcie wytłumaczcie mu wszystko, bo ja nie mam do tego głowy. Ide do Olivii- wyszedłem

Liv

Z trudnem uniosłam powieki, który były takie ciężkie. Złapałam się za bolocę miejsce na szyji i cicho syknęłam, kiedy zbyt mocno przetarłam po nic palcem. Mimo przyklejonego plastra czułam, jakby go nie było

- Skarbie- Christian pldszedł do łóżka i pomógł mi się lekko podnieść - Kiedy się obudziłaś? Jak się czujesz

- Przed chwilą i nie jest najgorzej. Trochę mnie boli- wychrypiałam wskazując na ranę

- Bardzo cię boli prawda?- uśmiechnęłam się słabo. - Niestety napewno zostanie po tym blizna

- Mógłbyś to odłączyć? Chciałabym zejść na dół- chwyciłam za kroplówkę, ale Christian mnie powstrzymał

- Jeszcze nie. Powiedz mi dlaczego to zrobilaś?

- Zemdlałam? Wiesz, od początku mojego pobytu nabrałam trochę wprawy i stało się to moim hobby

- To nie czas na żarty. Wiesz, że nie o to mi chodzi

- Ah...- westchnęłam-Chciałam wam pomóc. Zabiłby was, a teraz proszę zaprowadz mnie do niego. Nic nie odpowiadając Christian odłączył mnie od kroplówki i wziął na ręcę. Chciałam isc sama, ale wiem, że w tym momencie i tak nie pozwoliłby mi na to. Wtuliłam się w jego torst i zaciągnęłam przyjemnym zapachem perfum, który uwielbiałam

- Livy!- krzyknęła Lily, a spojrzenia wszystkich skierowały się na mnie

- Jak się czujesz? - zapytała podbiegając do mnie. Christian usiadł ze mną na kanapie, poprawiając mnie na swoich kolanach. Wtedy zauważyłam Sam'a, który z bólem w oczach wpatrywał się na mnie siedząc na sofie na przeciwko.

- Mogę? - spojrzałam na Christiana, który skinął głową. Pomógł mi wstać i doprowadził do Sam'a, którego wzrok w tej chwili wlepiony był w podlogę

- Sammy- szepnęłam, a on spojrzał na mnie

- Livy tak bardzo cię przepraszam. Ja nie chciałem- zaczął płakać i przytulać się do mnie

- Wiem- głaskałam go po głowie. Trwaliśmy tak dobre kilka minut

- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić ja...

- Cii, wiem o tym. Nie mam ci tego za złe. Wiedziałam, że tak będzie, rozumiesz?

- Wciąż nic nie rozumiem. To takie skomplikowane i nierealne- wzdrygnęłam się. Wiedziałam, że gdyby nie ja mój przyjaciel nie przechodziłby teraz przez to. To ja go w to wplątałam. To przez mnie teraz ma poczucie winy

- Liv uspokój się- powiedział Richard

- Jestem spokojna- odpowiedziałam oddychając coraz ciężej

- Chodź tu do mnie- Christian zabrał mnie z objęć Sam'a i ułożył na kanapie. Po chwili podał mój inchalator. Włożyłam go do ust, a chwilę później było mi lepiej

- Od, kiedy chorujesz na astmę?- zapytała Lily zdezorientowana

- Od jakiegoś czasu- odpowiedziałam oddając przedmiot Rich'owi, który stał obok

- Ja nie mogę tu być- Sam gwałtownie zerwał się z miejsca. - Musze... Wyjść

- Sam co się dzieje?- zapytałam próbując wstać

- Jest głodny, a wasza obecność niczego nie polepsza. Zajme się nim- Uśmiechnął się Mike

- O nie! Nie! Jesteś ostatnio osobą, której na to pozwolę!- krzyknęłam, gdy Mike wyprowadził Sam'a z salonu, a mój głos załamał się z powodu ciągłego krzyku

- Przypilnuje ich- Powiedział Will wychodząc za nimi. Westchnęłam. Lily usiadła obok i przytuliła się do mnie. Po chwili zaczęłyśmy się śmiać. Często tak miałyśmy w trudnych sytuacjach. Gdy byłyśmy młodsze stwierdziłyśmy, że życie nie powinno opierać się za samych zmartwieniach i płaczu.

- Co za chora sytuacja- powiedziała

- Zgadzam się- i znów wybuchnęłyśmy śmiechem

- Wszystko z wami w porządku?- zapytał z lekka zdezorientowany Jake

- Nie- odpowiedziałyśmy zgodnie. Po chwili znowu wybuchając śmiechem z powodu dziwnych min chłopaków

***

- Dlaczego tak długo ich nie ma?- zapytałam połykając tabletki przeciwbólowe, które Christian przyniósł mi do pokoju

- Musisz być cierpliwa.- powiedział kładąc się obok

- Nie zabije człowieka prawda?

- Jestem pewien, że Will do tego nie dopuści. Spokojnie- leżeliśmy bez celu patrząc się w sufit

- Powinieneś odświerzyć ten sufit- palnęłam

- Co?- zaśmiał się opierając na łokciu

- No tak. Spójrz, tam nawet jest plama- wskazałam palcem na czarną kropkę

- To mucha- odpowiedział wciąż się śmiejąc. - O zobacz nawet odleciała

- Wydawało ci się- stwierdziałam z powagą. Nie ma to jak rozważać na temat czarnej plamy na suficie

- Jesteś niemożliwa

- Już mi to kiedyś mówiłeś- uśmiechnęłam się, kiedy zawisnął nade mną chcąc pocałować, ale odepchnęłam go

- To nie dobry czas na całowanie.

- Ale dobry na dyskusje na temat sufitu?- zaśmialam się cicho

- Wiesz... Musze zapytać, czy w herbacie od Rich'a, którą przed chwilą piłaś czasem nic nie było- zmarszczył brwi, a po chwili zaczął wstawać

- Chodź tutaj głupku- szarpnęłam go za ramie łącząc nasze usta

____________________________

Hej

Łapcie taki troche 'luźny' rozdział.
Musi mi wybaczyć , takze jego dlugosc. Nie mam nastroju na pisanie

Pozdrawiam

~BadGirl



Granice Wytrzymałości Where stories live. Discover now