[23] Chapter Twenty-Third (First Season)

Start from the beginning
                                    

Ruszyła przed siebie, skręcając w dość ciasny, zaciemniony zaułek, w którym unosił się nieprzyjemny zapach stęchlizny. Starała się nie wyglądać w żaden sposób podejrzanie. Nie chciała ściągnąć na siebie uwagi żadnego z dziwnie wyglądających typków, czających się w największych cieniach. W końcu istniało bardzo duże ryzyko, że któryś z nich ją rozpozna, a wtedy na pewno nie miałaby szans wyjść z tego miejsca żywa.

Kiedy miała przejść przez jedną z siatek, dzielącą dwie dzielnice, poczuła czyjś wzrok na swoich plecach. Stanęła w miejscu i odwróciła się gwałtownie, ale nikogo nie zauważyła. Zmarszczyła brwi, postanawiając iść jak najszybciej dalej. Na pewno uda jej się zgubić po drodze niechcianego obserwatora. Możliwe, że to Liam go wysłał, kiedy tylko zniknęła, ale szczerze w to wątpiła. Chociaż... Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że skoro Payne twierdzi, że ona jest tak bardzo podobna do Malika, to należy mieć ją na oku? Weszła na dach, postanawiając przemieszczać się właśnie po nich. Parkur to jej żywioł i nikt nie jest w tym lepszy od niej.

Niewiele czasu zajęło jej dotarcie do domu swojego przełożonego. Nie miała jednak bladego pojęcia, jak dostanie się do jego wnętrza. Fernandez nie był tak bardzo anonimowy jak ona, przez co wielu gangsterów doskonale wiedziało, jak wygląda i właśnie z tego powodu przez cały dzień dookoła niego kręci się cała masa policjantów. Musi ich jakoś ominąć. Na pewno słyszeli o niej i o tym, co zrobiła, ale tak samo prawdopodobne było to, że nie wiedzieli, że dalej jest po ich stronie.

Przeskoczyła przez płot i szybko podbiegła do ściany, starając się narobić przy tym możliwie jak najmniej hałasu. Oparła się plecami o budynek i odetchnęła głęboko. Wystarczyło jej jedynie kilka sekund, aby wspiąć się po piorunochronie i stanąć na parapecie. Przykucnęła, wsadzając dłoń w szczelinę otwartego okna, by móc otworzyć ja na oścież. Wskoczyła do wnętrza pokoju, rozglądając się uważnie dookoła. Uśmiechnęła się do siebie, trafiając na sypialnię. Położyła się na łóżku, układając ręce pod głową.

Nie musiała czekać długo, aż ktoś zaszczyci ją swoją obecnością. Niestety Fernandez nie przyszedł sam, a jednym z chłopaków, ochraniających jego dom. Cassandra postanowiła nie informować ich o tym, że również znajduje się w pomieszczeniu, tylko bezgłośnie przyglądała im się. Nawet nie słuchała o tym, o czym rozmawiali. Jednak w końcu wzrok nieznanego przeciął się ze spojrzeniem Cass. Chłopak natychmiast złapał za broń i wymierzył nią prosto w kobietę.

- Zastanawiam się, dlaczego w dalszym ciągu wystawiacie ich jak mięso armatnie. Przecież to oczywiste, że garstka chłopaczków nie da sobie rady, jeżeli ktokolwiek napadnie na ten dom - zakpiła, podnosząc się z łóżka. Wolnym krokiem podeszła do nich, dłoń chłopaka zaczęła mocno drżeć.

- Odsuń się i podnieś ręce, bo strzelę! - krzyknął, a jego oczy, otworzyły się szeroko, kiedy kobieta zbliżała się do niego coraz bardziej. Powstrzymała głośny wybuch śmiechu na jego reakcję.

- Uwierz mi, że tego nie zrobisz - rzuciła, zaciskając palce na jego nadgarstku. - Sumienie nie dałoby co później spokoju, więc lepiej od razu odłóż tę zabawkę dla dorosłych ludzi i uciekaj do mamy.

- Willson, nie znęcaj się nad moimi ludźmi. Clark, możesz już sobie pójść - powiedział spokojnie detektyw. - Spokojnie, poradzę sobie - dodał natychmiast, kiedy tylko zauważył, jak chłopak zamierza się odezwać. Szatyn przytaknął jedynie i chowając broń z powrotem do kabury opuścił pomieszczenie.

- Jaką mamy pewność, że nie będą nas podsłuchiwać? - zapytała wręcz lodowatym tonem głosu.

- Żadnej, właśnie dlatego jedziemy do mojego biura.

The Queen Wears Black | Zayn Malik FanFictionWhere stories live. Discover now