Rozdział 76

1.1K 118 13
                                    

Uchiha mierzyli się w taijutsu. Uzumaki patrzył na wymianę ciosów, średnio zainteresowany. Już po pierwszych ruchach Itachiego, dostrzegł, że daje fory swojemu bratu.

-Ehh....ma zamiar przegrać-mruknął do siebie. Było mu żal. Oprócz Shisui'a, jedynie Itachi był w stanie zmierzyć się z nim w walce lub z innymi Aniołami. Może by w nich nie wygrał, ale trwały by one dłużej niż te dotychczas kilkuminutowe potyczki. Mimo wszystko ogromna praca jeszcze czekała chuninów, zanim będą w stanie wyzwolić ducha walki w nich. 

-Lepiej wracaj do pokoju, zaraz twoja walka, chyba nie chcesz, by ANBU czekało.

"Tak, tak..."

Namikaze wrócił do pokoju. Zdjął z siebie płaszcz i maskę. Bardzo czuł się nieswojo bez nich.

-Pff...bardziej stresujesz się wyjściem na arenę niż walką-mruknął demon nabijając się z nieśmiałości sakryfikanta.

Naruto zignorował go i odetchnął parę razy by uspokoić się. Nienawidził się denerwować, jeszcze z tak błahych powodów jak wygląd. Rozprostował ręce i poczuł jak cały pokój drży od wstrząsów. Na arenie walka pewnie zbliżała się ku końcowi. Westchnął jeszcze raz i usłyszał świst powietrza oraz dymu w swoim pokoju. 

-N...-ANBU stanął zamurowany widząc Namikaze, chłopak widział, jak mężczyzna zawiesił się, więc postanowił mu pomóc.

-Mam już iść?-zapytał się.

-T-tak, Namikaze-san-zająknął się skrytobójca.-Za przeproszeniem.....

-Nie, to nie jest genjutsu, ani henge-uprzedził go nastolatek.-Wiem, że wyglądam podobnie do ojca.

Ninja chwilę ze sobą walczył.

"Jak to powiem to mi również będzie łatwiej, prawda?"

-O co chcesz jeszcze zapytać?

-Czy....znaczy... kilka lat temu, tuż po ataku Orochimaru, Tsunade-sama, kazała mi i mojemu przyjacielowi wykopać grób syna Hokage i podać jej próbkę, ze zwłok....

-Tak, mój wygląd był tego powodem-powiedział chłopak wiedząc od samego początku do czego zmierza, shinobi.-I wyprzedzając twoje pytanie, tak....

Westchnął nie był w stanie dokończyć tego. Wiedział, że zrobił się czerwony. Teraz wszyscy będą patrzyć na niego. Z jednej strony zabawne będzie oglądanie min znajomych i starszyzny, jednak nie lubił uczucia wbijania się wzroku innych, w jego skórę. Chciałby mieć płaszcz, który by go przed tym ochronił.

Namikaze wyszedł z pokoju, zostawiając mężczyznę samego. Podszedł do wejścia na arenę i ostatni raz przyjrzał się swojemu strojowi. Jego mama albo zrobiła mu na złość, albo nie wiedział, co miała zamiar tym osiągnąć.

Miał na sobie czarne luźne spodnie ninja i czarne buty usztywniające kostki, które dodatkowo były związane bandażem. Oprócz tego miał na sobie czarny golf bez rękawów, a na plecach miał naszyty symbol klanu Namikaze-Uzumaki. Na dłoniach miał bezpalcowe rękawiczki  z ochraniaczami, a spod nich do łokci rozciągał się biały bandaż. Biorąc pod uwagę, że byli na ważnym turnieju, chłopak zrezygnował z noszenia ochraniacza ze znakiem Liścia na ramieniu i zawiązał go na czole, co nawet wydawało się wygodniejsze. Stanął w cieniu wejścia. Zobaczył jak jego były sensei wyciąga ręce w górę by uciszyć tłum na trybunach. Zauważył jak jacyś chunini sprzątają i doprowadzają do porządku arenę. 

Westchnął, to go uspokajało, ale jednocześnie stawało się denerwującym nawykiem.

-W ostatniej walce, pierwszej rundy, wezmą udział Uchiha Shisui....!-zakrzyknął Obito i wtedy wrzaski podniosły się na widowni. Shi wyszedł na środek w pełnym uśmiechu.

"Czy te krzyki za każdym razem były takie głośne?"

-Tak, teraz po prostu się stresujesz-zaśmiał się kyuubi.

Chłopak widział każdy szczegół, jak jego czarnowłosy przyjaciel uśmiecha się, macha do rodziny i staje w pobliżu Obito Uchiha.

"Ja chce do domu...." Załkał Naruto. 

-Nie mazgaj się! Mój sakryfikant nie powinien się bać jakiegoś głupiego tłumu!

"Nienawidzę cię Kurama...." Burknął rozżalony nastolatek.

-Też cię kocham dzieciaku, dawaj teraz twoja kolej.

Starszy Uchiha poczekał, aż tłum się uspokoi i krzyknął znowu.

-....oraz Namikaze-Uzumaki Naruto!

Krzyki znowu rozbrzmiały, a Naruto zbierając całą swoją silną wolę wyszedł na arenę, jednocześnie całe zgromadzenie ucichło.

W tej chwili, cała jego odwaga wyparowała, ale nie dając tego po sobie poznać podszedł do byłego sensei'a. Widział jak dwa spodki talerzy, znaczy się oczy Shisui'a wpatrują się w niego. Nagle wśród tłumu usłyszał pięć głosów, skandujących jego imię. Spojrzał na widownie i zobaczył Shig, Hikari, Tsunade, Jirayię oraz swoją matkę bez wstydu krzyczących, jako jedyni na widowni. Widząc to nie mógł się nie zaśmiać. Prychnął dość głośno, a jego twarz, wcześniej spięta, pokazująca obojętność i zdenerwowanie, zmieniła się w ciepły i szczery uśmiech. Odwrócił wzrok i spojrzał na przeciwnika.

Shi nadal stał jak wryty w ziemię. Teraz widząc dodatkowo uśmiech Anioła, aż otworzył usta.

-Mam nadzieję, że znacie zasady-mruknął Obito. Nie mógł zamaskować swojego uśmiechu widząc twarz byłego ucznia. 

-Tylko jedno-zaczął Naruto i spojrzał w oczy młodszego Uchiha, co jeszcze bardziej zadziwiło przeciwnika.-Shisui-san, proszę iść na całość, nie chcę by ta walka, była ustawiana-powiedział i mrugnął. Wiedział, że czarnowłosy domyśli się, że chodziło mu o poprzednią walkę.

Starszy otrząsnął się w końcu z otępienia.

-Nie ma sprawy....Naruto.

Obito wycofał się pola bitwy, a wokół zostały postawione na nowo bariery.

SześciuDär berättelser lever. Upptäck nu