Rozdział 67

1K 97 5
                                    

Kolejny dzień Naruto również miał zamiar spędzić w domu, ale spokojne i miłe popołudnie zostało przerwane przez dzwonek do drzwi. Jego mama wyszła na spotkanie z przyjaciółkami, więc nie spodziewał się, żadnej z towarzyszek Kushiny i nie miał zamiaru sprawdzać gości przez chakrę. Wziął więc w dłoń maskę i zasłonił twarz, a zaraz potem kapturem z bluzy, włosy. Podszedł do drzwi i usłyszał jakiś szeptanie, oraz szamotaninę. Westchnął i otworzył drzwi, czując w środku, że tego pożałuje. 

Nie mylił się. Pierwsze co zauważył to jajko i wołowina, a zaraz potem bulion i kluski wylądowały mu na głowie. Zamrugał zaskoczony atakiem ze strony Ramenu. Czy jego ulubiona potrawa właśnie go zdradziła i planowała jego śmierć? Nie....to tylko chunini z Liścia. 

Kiba, Choji oraz Lee stali na przedzie z już pustą miską w rękach. Wszyscy stali w ciszy, ale Uzumaki mógł przysiąc, że widział szarą chmurę zrezygnowania nad nimi. W tej chwili z jego głowy spadło jajko, jeszcze bardziej dołując zebranych.

-P-przepraszamy, Naruto-kun-odezwał się Lee. 

Namikaze spojrzał pod nogi. Bulion, mięso, makaron oraz te nieszczęsne jajko walało się na jego ganku. Zrobiło mu się smutno. Takie dobre jedzenie właśnie zostało zmarnowane.

-N-Naruto-odezwał się zmieszany Nara.-Chcieliśmy cię....przeprosić, za to co się stało i pocieszyć....słyszeliśmy, że pokłóciłeś się z drużyną....

-Więc, rzuciliście we mnie Ramenem?-zapytał zgryźliwie.

-N-nie o to nam chodziło...-powiedziała Tenten.

Mimowolnie jednak odetchnęli. Bali się, że Namikaze wpadnie w szał widząc ich i uraczy nie przyjemnymi słowami, jednak ten wydawał się bardziej rozpaczać nad zupą niż nad swoim życiem. 

Stali jeszcze chwilę w nieprzyjemnej ciszy, aż w końcu Uzumaki zrozumiał cichą prośbę z ich strony i wpuścił ich do domu. Zamknął za nimi drzwi, a sam poszedł przebrać się w czyste ubrania. Na nieszczęście nie miał zapasowej maski, więc przeprał ją na szybko w wodzie i mydle, podsuszając ją techniką ognia, z bardzo małą ilością chakry, by nie spalić całego domu. 

Chunini siedzieli w kuchni i salonie szukając własnego miejsca. Nie potrafili przełamać ciszy, która panowała między nimi, a synem Hokage. Czuli się nieswojo. W końcu jednak zamaskowany wrócił i zaczął coś robić przy kuchni, jakby ignorując całą grupę. Shikamaru westchnął w duszy, nawet dla niego trudno było się teraz odezwać.

-O co wam poszło?-zapytała bez ceregieli Sachiko. Czuła tą ciężką atmosferę i nie widziała innego sposobu niż rozmowa, by ją przerwać.

-Nie wasza sprawa-powiedział automatycznie niebieskooki.

Uchiha zagryzła wargę. Czemu on musi być taki uparty?! Shikamaru jednak przez przerwanie tej dziwnej ciszy był w końcu w stanie zacząć rozmawiać z nim.

-Jakim cudem wyrzuciłeś nas z umysłu Inoi'ego?...-odpowiedziała mu cisza. Zaznajomili resztę chuninów z tą dziwną sytuacją, więc czuł się swobodnie pytając prosto z mostu, co się właściwie wtedy stało.- Z kim wtedy rozmawiałeś?...I co tak naprawdę łączy ciebie z Taro Ryoutą?-cisza chwilę się przedłużała.- Nie ważne jak na to patrzę nie mogę tego połączyć....

-Więc zostań przy tym co masz i nie zignoruj....-powiedział Uzumaki.-Nie myśl i zostaw, sam sobie poradzę.

-Przecież to idiotyczne!-warknął Sasuke. Wstał i podszedł do chłopaka.-Dlaczego nie chcesz pomocy?

-Bo po pierwsze, sam się w to wpakowałem, a po drugie, to jest ponad wasze siły.....

-Więc pozwól nam pomóc,chociaż w sprawie z twoją drużyną!-powiedziała Sakura.

-Przestańcie się wtrącać w moje sprawy! To mi najlepiej pomoże-mruknął ewidentnie zmęczony dyskusją. 

-Więc co masz zamiar zrobić?-zapytał się Inoi.

Uzumaki siedział cicho. Nad czym się tu zastanawiać, musiał najpierw porozmawiać z Aniołami, a potem skonfrontować się z bogami i....

-NARUTO!-krzyk jego matki nie pozwolił mu się odezwać.-CZEMU PRZED DOMEM LEŻY RAMEN!?

-Radzę wam uciekać przez okno-mruknął Namikaze, a zaraz nastolatkowie ulotnili się jak najdalej od Krwawej Habanero.

***

Zbliżał się wieczór. Rodzina Namikaze właśnie skończyła jeść późny obiad, więc syn pomyślał, że teraz jest idealny czas. Chłopak spojrzał na rodziców. Jego ojciec siedział oparty o ramię Kushiny i ewidentnie spał.  Kobieta natomiast przygotowywała herb ich rodziny na Święto Klanów.

Chłopak poszedł do swojego pokoju i ubrał się, by po chwili wyjść z domu, odprowadzany ciekawskim spojrzeniem matki. 

Skierował się od razu w dobrze sobie znanym miejscu, wcześniej wyciszając całkowicie chakrę. Czeka bardzo trudna i męcząca rozmowa. Nagle jednak raptownie zatrzymał się na środku drogi. Ciężka obecność otoczyła okolicę. Rozejrzał się i zobaczył, że żaden cywil nawet nie drgnął. Nie zauważyli nic, on jednak wiedział kto za tym stoi. Dlatego ignorując chęć odnalezienia źródła i skopania mu tyłku, szedł dalej. 

"To wasza wina....teraz wiem jak silnie możecie wpływać a ludzi...."Pomyślał. Gdy się tak zastanowił, czuł, że tamte słowa nie były jego, te uczucia były obce. Nie wiedział jakim cudem jego matka po prostu je odegnała, ale ważne jest to, że uwolnił się od nich i nie miał zamiaru znowu opuszczać gardy. 

Stanął przed wejściem do domu Aniołów, jednak nie był tu sam. W drzwiach stała jeszcze jedna osoba. Nie znał jej jednak przez spojrzenie, jakie rzucała w jego stronę  wiedział kim jest.

"Kolejny Bezecny..."

SześciuWhere stories live. Discover now