Rozdział 44

1.1K 113 11
                                    

Hokage i jego żona chwilę czekali, ale żaden z nastolatków nawet się nie odezwał. Kushina zacisnęła pięść.

-Jeśli będziecie chcieli porozmawiać lub potrzebować pomocy, to cały czas jesteśmy do waszej dyspozycji...-kobieta odeszła wyszła wraz z mężem, który mocno ścisnął podane przez jego syna zwoje. Gdy wyszli zobaczyli jouninów nadal czekających na małżeństwo.

-Wezwijcie wszystkich jouninów do mojego biura. Mają się wstawić od razu-powiedział poważnie Minato.-ANBU...

Obok blondyna pojawiło czterech skrytobójców.

-Wezwijcie wszystkie głowy klanu oraz saninów....

Namikaze i jego żona odeszli spokojnym krokiem. 

-Co myślisz o tym?-zapytała się czerwonowłosa, gdy tylko weszli do gabinetu. Był bardzo wczesny ranek, więc wiedzieli, że wszystkim dotarcie tutaj zajmie sporo czasu.

-Danzo nie żyje i jest w jednym z tych zwojów.....nie wiem, czy było to warte....te dzieciaki naprawę są przerażone. A te dokumenty....? Co się tam stało? Dlaczego Naruto był ranny a reszta nie i czemu nie chcą mówić? To nie tak, że im nie wierzę, czy że podejrzewam ich o coś, tylko....coś musiało się tam wydarzyć...

Kobieta nie odpowiedziała, sama miała podobne myśli. Cały czas zastanawiała się co musieli tam zobaczyć. Chciała pytać, ale jej syn wyraził się prosto...nie. Był bardzo podobny do ojca, troszczył się o innych bardziej niż o siebie, najlepszy przykład altruisty, ale jednocześnie miał wiele z jej charakteru...wybuchowość oraz upartość. Wiedziała, że jej synek nie powie więcej niż będzie chciał, ale potrzebowali tej wiedzy, a przynajmniej przyczyny takiego zachowania.

Czekali w ciszy, aż w końcu jako pierwszy zawitał do nich Shikaku.

-Witaj Hokage-sama-powiedział nieprzytomnie.

Blondyn poważnie skinął głową, a zaraz potem do biura zaczęło napływać kolejnych osób, gdy pokój wypełnił się ludźmi, Namikaze odczekał chwile i przejechał wzrokiem po zebranych. Wychwycił swoich byłych uczniów i przyjaciół. Oparł się o biurko i założył dłonie na przed twarzą.

-Danzo Shimura, nie żyje-powiedział. Szmer rozniósł się po pokoju, ale nikt nie zabrał głosu.-....Drużyna specjalna na własną rękę chciała sprawdzić kryjówkę Orochimaru, by dowiedzieć się z jakiego powodu Upadli rozpierzchli się po świecie....Znaleźli jego ciało i wiele dokumentów, ale nie chcą mówić co tam widzieli....Są w szoku oraz nie są w stanie o tym mówić...

Cisza. Mocny szok wdarł się na twarze zebranych, jednak po chwili niektórym w oczach zabłyszczała cicha satysfakcja...."Danzo nie żyje". Morderca, który uwolnił kyuubiego, psychopata eksperymentujący na dzieciach, sadysta...i jeszcze wiele wiele innych określeń przewijało się przez umysły tych ludzi, a żadne pochwalne.

-Czy wiadomo w jaki sposób zginął?-zapytał się Fugaku i lekko wystąpił na przód.

Na to pytanie Minato wyciągnął dwa zwoje.

-W jednym jest dokumentacja wykradziona z tamtego miejsca, drugim jego ciało...dzieciaki nie są w stanie nic więcej powiedzieć, ale....widać w nich strach. Co więcej Naruto został zaatakowany, pewnie się rozdzielili, i wtedy to się stało, ale teraz jest już zdrowy. Myślę, że wie kto lub co to było, jednak nie ma zamiaru na ten temat rozmawiać. Dał mi te zwoje i zdecydowanie oznajmił, że żaden z nich nie odezwie się na ten temat.

-To idiotyczne! Dlaczego nie chce nas ostrzec przed niebezpieczeństwem?-zapytała się głowa klanu Hyuga.

-Nie wiem, ale poszlaki mogą być w ...

-To nie jest już dziecko-powiedział Shikaku twardo, szokując całą grupę. Jednak nikt się nie odezwał.- Nie powinniśmy cały czas unikać tematów na które nie chce rozmawiać, a szczególnie dlatego, że może być to ważna informacja. Jak mamy się bronić nie znając wroga?

Hokage spuścił głowę. Wiedział, że jego przyjaciel ma racje, ale bycie ojcem i jednocześnie dobrym przywódcą Wioski, było prawie nie możliwe.

***

Naruto nie potrafił siedzieć w szpitalu, jego przyjaciele również. Czuli się dziwnie odseparowani od świata. Naruto nie chciał powiedzieć nikomu co się stało nawet jego przyjaciołom. Bo jak miałby powiedzieć o Jashinie nie wyjawiając swojej umowy z jego starszym bratem. Przypomniał sobie co widział dzięki hyouketsuganowi. Teraz wiedział, czego bóg od niego chce...jednocześnie nie czuł do tego obrzydzenia. Skoro Jashin jest szalony i zabija dla przyjemności....to lepiej będzie jak zniknie z tego świata. Nie rozumiał jedynie dlaczego to on ma to zrobić, ale nie chciał się pytać. Musiał urosnąć w siłę....by chronić swoich przyjaciół, rodzinę i Wioskę. On potrzebował mocy! Namikaze wstał i chwycił swoje ubrania. Wszedł do łazienki, szybko się przebrał.

-Ah....-westchnął Kumo, lekko ożywiając resztę. Spojrzał swoimi szarymi oczami na przyjaciela.-A myślałem, że się nie odczekam....zwariować w tym szpitalu można.

Wszyscy wstali. Dziewczyny otarły ostatnie łzy. Może i będą teraz nawiedzać ich koszmary, ale łzy były poświęcone jedynie tym niewinnym dzieciom. Wiedziały, że nie mogą się mazać. Muszą iść przed siebie i zmierzyć się z tym, co widziały w Kraju Dźwięku.

Wszyscy przebrali się. Naruto jednak podszedł do Hikari i zapytał się.

-Mogę moją maskę z powrotem?

-Emmm....nie. Masz moją zapasową, tamta nie jest ci potrzebna-powiedziała wyniośle.

-Ale.....

-Nie wiem gdzie jest....chyba wyrzuciłam ją gdzieś....sorki....moja wina-jednak jej ton głosu nie wyrażał żadnej skruchy, a tym bardziej uśmiech.

-Czemu mi to robisz?-zapytał się.

Nie odpowiedziała i wyszczerzyła zęby w jego stronę.

SześciuWhere stories live. Discover now