67

783 95 12
                                    

Uginające się kolano i brak możliwości do dalszego biegu. Wystarczyła chwila nieuwagi... by Leo spełnił swoje słowa.

Podły szczur.

Można powiedzieć, że miała szczęście... bo właśnie była przerwa. Dave pomógł jej zejść na dół. Widział kątem oka, jak przyjaciółka stara się chodzić normalnie, ale za każdym razem utyka jeszcze bardziej.
- Zanieść cię? - zaproponował, zatrzymując się na chwilę. Pewnie w normalnej sytuacji powiedziałaby, że nie chce mu robić problemu.
- Nie jestem kaleką. Dam radę. - przyjął jej słowa. Pchnął z całej siły drzwi od szatni i przytrzymał jasnowłosą, by usiadła na ławce.
Apteczka na ścianie na szczęście była pełna, więc bez problemu znalazł spray chłodzący. Potrząsnął nim parę razy i przykucając, zaczął używać go na obrzękniętym kolanie Ereiny.
Odwracała głowę. Nie chciała wdychać tego dymu, czy może nie miała ochoty patrzeć na Samforda?
- Weź to... Nie podoba mi się ten zapach. - brwi chłopaka uniosły się wysoko do góry.
- Żartujesz. Nie narzekaj... - szybki ruch ręki koleżanki wyrwał mu z dłoni okrągłe opakowanie. Co ona wyprawiała? Przecież to może jej pomóc, a ona traktowała to w tej chwili jak zabawę. - Errie oddaj to. - wstał na równe nogi, przyglądając się jej ręce, która odchylała coraz bardziej do tyłu, by nie mógł dostać leku. Zerkał też czasami na jej oczy, które cały czas wpatrywały się w jakieś miejsce na ścianie. Podszedł trochę bliżej szarookiej i objął ją jedną ręką. Dłoń położył na jej głowie, która teraz opierała się na jego brzuchu. Wtedy drugą dłonią dotknął jej wcięcia w talii, czując, że koleżanka zgina się w pół. Bez problemu wtedy złapał spray i znów przykucnął przy Ereinie.
- Boli? - zapytał. Podczas tej całej akcji... bardzo szybko zgięła nogę.

Musiało boleć.

- Sama to zrobię.
- Po tym, co zrobiłaś... Wątpię w to. - znów spokojnie zaczął psikać spuchnięte kolano, odczuwając nieprzyjemne napięcie między nimi. Unikała z nim kontaktu... Nawet nie odbierała telefonów. On także trochę się ograniczył... a to wszystko przez zwyczajną głupotę. - nie chcesz, żebym tu był? - wypalił nagle, od razu widząc jej niezrozumienie. - nie odzywasz się do mnie... I cały czas ignorujesz.
- A ty byś tak nie zrobił, gdybym ci nie wierzyła w jakiejś ważnej?
- Nie... Nie zrobiłbym. - wstał i znów podszedł do apteczki, szukając w niej odpowiedniego bandaża. Czuł na sobie wzrok Ereiny. Widocznie jego słowa miały w sobie jakąś znaczącą głębię... On... postąpiłby tak... Ona zdecydowała trochę inaczej.

Delikatnie zaczął zawijać materiał na kolanie, na końcu związując ze sobą dwa końce.
- Dave...
- Tak?
- Muszę zadzwonić do m...
- Spokojnie, już to zrobiłem. - uśmiechnął się, przerywając jej.
Jej mama była już w drodze na stadion. Dziwne, że nie dało się usłyszeć od niej strachu... Czy może zakłopotania. Widocznie przywykła... albo uodporniła się na zbędne emocje dzięki pracy.

Ze wszystkiego da się wyleczyć.

- Wracam do reszty. - Davida zatrzymało jeszcze pociągnięcie za skrawek koszuli. Spojrzał przez ramię za siebie, zauważając przyjaciółkę, która powoli wstała na równe nogi. Uścisk, którego nie czuł od jakiegoś czasu. Bardzo przyjemne uczucie.
- Przepraszam, że tak się zachowuje... Ty zawsze o mnie myślisz... ale wiedz... Że...
- Rozumiem. - uciął krótko. Jednak wytłumaczył jej, że te zmiany, którymi się tak martwiła, nastąpiły też w innych drużynach i do tego przyznała się organizacja zajmująca się Strefą Footballu. Przyjęła to... Ale ona wiedziała swoje. Uśmiechnęła się, wciąż opierając podbródek na ramieniu przyjaciela.

Jude się zjawił...

Stał się bardziej czuły... Co słychać było w jego słowach i oczywiście wyrażała to jeszcze jego mimika.
Mama przyjechała szybko. Zabrała ją do szpitala i zajęła się nią w swoim gabinecie.
- Jak chodziłaś na tańce, to nie miałaś tyłu kontuzji. - mówiła. - Może powinnaś do tego wrócić?
Może kiedyś... Jak znajdzie siłę i chęci do trenowania drugiego sportu. Na razie była tylko piłka, której tajemnice odkrywała wręcz codziennie i nie było znaku, by kiedyś miała jej się znudzić. Szkoda tylko, że teraz znów będzie musiała zrobić sobie przerwę. - Dobrze. Zostawię cię na chwilę. Masz gości.
Kobieta wyszła w pośpiechu, śmiejąc się pod nosem, a jej miejsce zajął jansowlosy chłopak. Ereina zaśmiała się od razu, słysząc, jak pyta, czy nic jej nie jest?
- Ty znowu tutaj? Bo na prawdę pomyślę, że mnie śledzisz. - za nim wszedł także Eren. Jego się tutaj nie spodziewała... ale trzeba przyznać, że wniósł ze sobą miłą atmosferę do szpitala. W swój nietuzinkowy sposób starał się rozbawić dziewczynę, a potem razem z nią i z kapitanem przeszedł na poważniejsze tematy.
Chociażby całe zajście podczas meczu. Ramzes wiedział o wsparciu dla Kirkwooda... Nie ważne teraz było, czy się wygada... Ważniejsze było, że potrafił posunąć się do zrobienia komuś krzywdy dla własnych korzyści.

Ten Leo mnie popamięta. Zobaczy, że z Królewskimi się nie zadziera.

Słowa Sharpa nie były rzucone na wiatr. W drugiej połowie zdobyli dziesięć bramek, kompletnie rozgramiając Czerwoną Żmije, która zamknęła już swoje jadowite ślepia.
- Czyli jeszcze jeden mecz i widzimy się w finale, tak? - Axel uśmiechnął się, zerkając przez okno na zachodzące słońce.
- Mój zespół musi wygrać o jeden mecz więcej... Ale to żaden problem. Dotrzymam obietnicy. - wyciągnął dłoń w stronę zawodniczki, która wciąż siedziała na łóżku. Uścisnęła ją delikatnie, wiedząc, że to znak. On doprowadzi drużynę do zwycięstwa, a ona nie tylko poprawi swoje umiejętności. Na swoje barki wzięła jeszcze jedno zadanie... by następne mecze odbyły się bez oszustwa Darka. Dzisiejszy mecz... zaliczamy do udanych... Ale nikt nie wie, co czeka nas w przyszłości.
- To trening za tydzień przed grupowymi finałami?
- A twoje kolano wyleczy się do tego czasu?

Na pewno...

***

Inazuma Eleven I - Tango Lodu /korekta Where stories live. Discover now