56

713 89 46
                                    

Wszystkie papiery ułożone, a dziewczyna nareszcie mogła odetchnąć z ulgą. Żałowała, że któreś z jej rodzeństwa nie mogło też czasem zastąpić jej w pomocy matce, jednak... myśląc o tym trochę dłużej, dochodziło się do wniosku, że oni zamiast poukładania zapisek zrobiliby z nich papierowe samolociki, a szpitalne probówki skończyłyby jako porozbijane na podłodze kawałki szkła. Jeszcze raz na szybko przeglądnęła, czy wszystko dokładnie posegregowała i odłożyła je na swoje miejsce, słysząc dwa stuknięcia w drzwi, które zaraz potem się otworzyły.
- Mama gdzieś wyszła. Wróci za dziesięć minut. - nie usłyszała odpowiedzi w stylu

Dobrze... Wrócę później...

W ogóle żadnej nie otrzymała... Więc odwróciła się, by zobaczyć chłopaka, który oparł się o framugę i lekko uśmiechnął.

- Hej. - jej usta wydłużyły się, zadzierając się nieznacznie do góry. Widocznie on też przyszedł... żeby pomóc swojemu ojcu.
Taki już los dzieci, których rodzice są lekarzami. One zajmują się układaniem papierów lub sprzątaniem gabinetów, a oni poważniejszymi rzeczami... czy choćby pacjentami, którzy nie obejdą się bez obecności doktora.
- Dużo masz do roboty?

- Właśnie skończyłam. - zaśmiała się, zerkając raz jeszcze na stos papierów. Tak... wszystko było na szczęście na swoim miejscu. Usiadła na łóżku okrytym białym papierem i ruchem ręki pokazała, by usiadł obok. On jednak stanął obok szarej komódki ze strzykawkami i oparł się o nią. - Przyszedłeś po coś konkretnego?

- Akurat spotkałem twoją mame i powiedziała mi, że tu jesteś, więc stwierdziłem, że przyjdę dotrzymać ci towarzystwa.
- Jakiś ty miły. - zażartowała. - a ty? Ciebie też wciągnięto w sprzątanie.

- Nie... ojciec pokazywał mi różne rzeczy i mówił, jak trzeba zachować się w różnych sytuacjach, gdy chodzi o ludzkie zdrowie i życie.

- Chcesz być lekarzem? Nie wiedziałam. - odparła ze zdziwieniem.

- Ja też nie. - westchnął. - tata chce bym nim został.- bardzo często zdarzało się, że rodzice chcieli, by dzieci w przyszłości miały taki sam zawód jak oni sami... jednak taki nacisk wcale nie był dobry. Widząc zainteresowania Axela, nie dało się dostrzec choćby najmniejszej linii, która w jakiś sposób prowadziła do pracy w szpitalu. Patrząc na niego, zauważało się osobę oddającą się w całości piłce, a jego marzeniem na najbliższe, a może i dalsze lata, było zostanie najlepszym zawodnikiem w kraju... albo nawet na świecie.
- A... Co z ostatnim meczem? Wygraliście, prawda? - wtedy zapomniała się tym zainteresować, a wiedziała, że zespół, z którym Akademia miała grać, był na prawdę silny.
- Tak. - było trudno... Ale Kirkwood było wyjątkową drużyną. Znajdowali w sobie tyle sił do walki, a ich statystyki leciały do góry w bardzo szybkim tempie. Ciekawe skąd mieli w sobie tyle pasji i zacięcia i skąd czerpali inspiracje. - ale wcale nie było łatwo, zwłaszcza, że znów zaskoczyli nas przed rozpoczęciem meczu.
- Też uważasz, że to dziwne? - zacisnęła palce na papierze, który od razu się rozdarł.
- Trochę... Ale trener powiedział, że nie możemy dać się wyprowadzić z równowagi.
- Mój trener i przyjaciel z drużyny mówili, że takie rzeczy się zdarzają, chociaż mnie to nie przekonuje. - Blaze miał to samo zdanie na ten temat co ona... W końcu ktoś, kto nie uważał, że przesadza. Dwie zamiany z tym samym zespołem... Jeśli było to przez kogoś ustawione, to pozostawały dwa pytania... przez kogo i jaki ten ktoś ma w tym cel? Podniosła jedną nogę do góry, podkulając ją i kładąc na kolanie brodę z cichym westchnieniem.
- Mogę wejść? - Errie spojrzała w stronę drzwi.

David...

Zapomniała, że miał odebrać od niej skierowanie... Patrzył z dziwną powagę, głównie skupiając się na białowłosym. Co takiego mu nie pasowało? Pewnie zaraz się dowie. Całe szczęście, że kapitan przeciwnej drużyny w każdej chwili potrafił zachować zimną krew. Wyprostował się i lekko skinął głową do nastolatki.
- Tylko nie zapomnij o tych papierach dla mojego ojca.
- Nie zapomnę. - wyszedł, spokojnie mijając Samforda, który jeszcze kątem oka śledził, w którą stronę pójdzie. Dopiero... gdy zniknął mu z oczu, wszedł do środka, od razu chcąc wypytać o wszystko Errie.
- Znacie się? - zapytał, siadając obok niej.
- To syn jednego z lekarzy. Przyszedł tu trzy minuty przed tobą i prosił o jakieś wyniki dla taty, ale niestety nie wiem, gdzie one są.
- Wiesz, że to kapitan jednej z drużyn, biorących udział w mistrzostwach? Mógł specjalnie tu przyjść, żeby cię wypytać o nasz zespół? - był bardzo zdenerwowany. Miał rację... Normalni zawodnicy mogli tak robić, ale białowłosy nie wiedział, jak długo znała się z Axelem i ile oboje o sobie wiedzieli.

Bardzo dużo.

- Nie martw się... Nie pytał o nic. - znalazła to, po co przyszedł i podała mu zapisane kartki. Musiała przyznać, że teraz chciała pozbyć się swojego przyjaciela. Mógł w każdej chwili zacząć węszyć coś w tej sprawie... Ale lepiej z by nie znał szczegółów.
Wyszedł od razu... Przyjął wyjaśnienia Ereiny, a tajemniczego chłopaka nie spotkał już na korytarzu.

Za to mama jasnowłosej wróciła już z kawą do gabinetu, dziękując córce za wykonaną pracę. Dziewczyna od razu ruszyła przez szpitalne korytarze, co jakiś czas przystając przy otwartych salach. Ludzie, którzy właśnie jedli obiad, odwiedzający, siedzący przy łóżkach swoich bliskich. W końcu doszła do drzwi, które były ledwo otwarte... Nie był to jednak pokój pacjentów... Tylko gabinet jednego z lekarzy. Przystanęła przy framudze, noga delikatnie popychając drzwi. Miała szczęście. Chłopak właśnie pakował swoją torbę. Gdy stwierdził, że już wszystko ma, założył bluzę i zatrzymał się na chwilę, widząc roześmianą koleżankę, którą z pewnością rozbawiła jego reakcja.
- Co powiesz na jakiś wspólny trening... Gdzieś w piątek? W końcu będę grać na serio, więc z pewnością będzie ciekawiej. - Axel uśmiechnął się i zamknął oczy. Racja... Już na meczu finałowym to widział. A takie ćwiczenia mogą dać im obojgu wiele frajdy i z pewnością więcej doświadczenia.

Stanął obok niej i dwa razy poklepał ją po ramieniu.
- To dzień przed meczem... Więc teraz ci nie powiem, ale odezwę się i na pewno nie przegapić okazji na dodatkowy trening. - poprawił paski od torby i wyszedł, rzucając jeszcze

Cześć

W jej stronę.
- Gdyby ktoś mi powiedział, że kiedyś tego gościa będę nazywać moim kolegą... a nawet... przyjacielem... nigdy bym w to nie uwierzyła.

Życie czasem potrafi zaskoczyć...

***

Inazuma Eleven I - Tango Lodu /korekta Where stories live. Discover now