58

731 87 30
                                    

Przed nami kolejny fascynujący mecz!!!

- To...

Wszyscy oczekują rozpoczęcia starcia!

- Po prostu...

Czy to się dzieje na prawdę?!

- Nie może...

Tłumy się buntują!

- Być...

Przeciwnicy oddają Akademii mecz walkowerem!!!

- Prawda. Nie może!

- Errie? - David potrząsnął ramię, stojącej obok niego dziewczyny. Wydawała się zupełnie nie obecna, a jej wzrok... taki pusty. Gdy pojawił się w nich jakiś mały blask, szybko odtrąciła jego dłoń. Na oczach całego tłumu zostawiła swój zespół, stojący na boisku i skierowała się w stronę wyjścia. Nikt nie rozumiał, dlaczego to zrobiła... Ale każdy mógł wyczytać z jej twarzy, że było nie tak.
- Zostaw ją... Porozmawiam z nią potem. - Jude zatrzymał swojego przyjaciela, który był gotowy ruszyć za przyjaciółką. - chociaż ty zachowaj się poprawnie w tej sytuacji.
Widzowie po krótkiej chwili przestali ukazywać swoje reakcje na temat postawy zawodniczki. Ich wcześniejsze szepty i okrzyki zdziwienia zastąpiły krzyki radości, że ich faworyci znów wygrali mecz.

Z powodu kontuzji dwóch kluczowych zawodników nie mają pełnego składu, więc zmuszeni są oddać mecz walkowerem!

Nastolatka ostrożnie dotknęła ściany, czując dziwne zawroty głowy. Widocznie ta cała sytuacja tak dziwnie na nią oddziaływała. Kolejny mecz... Kolejne dziwne zdarzenie. Czy nie mogło być choć raz normalnie? Zerknęła trochę wyżej na zielony napis

Wyjście

A potem na stojącą obok szarych drzwi ławkę. Nie mogła wyjść... wzięłaby to jako ucieczkę przed problemami. Teraz musiała usiąść i pomyśleć... Tak więc zrobiła. Zgjęła się mocno w pół, by czoło położyć na złożonych na kolanach rękach. Co jej w tym wszystkim nie pasowało? Może to, że nie znosiła wygrywać kosztem innych... W jej systemie wartości na pierwszym miejscu zawsze stała uczciwość.
- Hej... Stało się coś? - białowłosy kucał przed nią, jedną dłoń trzymając na jej plecach. Nie wiedział, co powinien zrobić w tej chwili, bo nie znał nawet powodu, dla którego Errie tak szybko wyszła z murawy. Od razu po zejściu do szatni zabrał swoje rzeczy i poszedł jej szukać... Na szczęście nie było trudno znaleźć ją przy jednym z bocznych wyjść.
- Idź stąd. - usłyszał jej głos. Jeszcze spokojny... Ale już było słychać, że powstrzymuje się przed wybuchem.
- Wytłumaczysz mi... o co chodzi? Przecież chce ci pomóc.
- Ty na prawdę tego nie widzisz? - wtedy podniosła głowę. Rozmierzwione włosy i podkrążone oczy, mówiące, że zaraz polecą z nich łzy. Dave ostrożnie podniósł się do góry i przytulił ją, głaszcząc palcami jej tył głowy. Czy na prawdę czegoś nie zauważył? Czy na prawdę było tak źle? - Kolejny mecz, a my znów wygrywamy bez najmniejszego wysiłku. Zostaw mnie. - położyła rękę na jego klatce i odepchnęła go... Teraz pierwszy raz miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła... zwłaszcza, że teraz Samford jakby zrozumiał powagę sytuacji. Jednak się pomyliła.
- Nie rozumiem cię. Znowu o to chodzi? To przecież nie nasza wina, że ci dwaj zawodnicy doznali kontuzji.
- Podobno jeszcze wczoraj było wszystko dobrze... A do tego dwóch w tym samym momencie... To jest podejrzane. - spuściła głowę w dół, a jej powieki zakryły kolorowe tęczówki. Odczuła ręce chłopaka na swoich policzkach, które uniosły jej głowę do góry, by spojrzała na czerwonookiego. Dziwna troska pojawiła się w jego spojrzeniu... A także ogromną powaga.
- Uspokój się... Bo na prawdę zaczynam się martwić. Ciągle z twoich ust słyszę jakieś niestworzone teorie spiskowe.
- Twierdzisz, że zwariowałam? - złapała mocno za jego nadgarstki. Nie musiał nic mówić. Jego wyraz twarzy zdradzał wszystko. Zabrała jego ręce i Wzięła głęboki wdech. - Idź stąd. - powiedziała... On chciał jeszcze coś odpowiedzieć, ale znów usłyszał

Idź stąd.

Tym razem dosadniejsze... i po nim nie miał już zamiaru dalej się kłócić. Pchnął drzwi... I wyszedł. Zostawił Ereine, która znów skuliła się, tym razem zupełnie oddając się emocjom. Mokre oczy... Skóra pod oczami... powoli zmieniająca kolor na czerwony i odczucie zupełnej bezsilności. Znów poczuła, jak ktoś dotyka ją po głowie i co jakiś czas pociąga jej kosmyki włosów.

David?

Nie... On już dawno wyszedł.
- Ty... Ty jesteś... Eren... Eren Middleton, prawda? - spytała, zauważając radosną mine bruneta.
- Brawo... zapamiętałaś. - usiadł obok niej. - słyszałem, jak kłóciłaś się z tym swoim...
- Przyjacielem... Dave to mój przyjaciel. - wtrąciła się. Nie spodziewała się, że obrońca będzie chciał posłuchać, co leży jej na sercu. Zawsze wydawał się zadufanym w sobie człowiekiem, który zawsze wiedział wszystko najlepiej. Teraz jednak wyglądał na miłą... pomocną osobę. - pewnie teraz też pomyślisz, że zwariowałam.
- Szczerze ci powiem, że nie. Dla mnie też jest to dziwne... ale nami się nie przejmuj. Nie ważne, jak dobry będzie przeciwnik, my znajdziemy na niego sposób. - wstał z ławki i z entuzjazmem stanął znów przed blondynką.
- Od kiedy ty jesteś dla mnie taki miły? - trochę nie rozumiała jego postawy. Słyszała parę razy, jak mówił niej złe rzeczy i krzywo na nią patrzył, gdy proponowała swoją pomoc.
- Bo udowodniłaś, że jesteś uczciwa. - złapał jej rękę, a swoją drugą dłonią przybił sobie z zawodniczką piątkę. Taki miły... pozytywny gest... cały Eren. -  Ale nie wyglądasz za dobrze. Jeśli chcesz się wygadać komuś bardziej zaufanemu, to moge iść po Axela.
- Zostaw go w spokoju... Macie mecz do wygrania, to jest ważniejsze. - pokiwał parę razy głową i oddalił się. Usłyszał jeszcze

Dziękuję

I od razu poczuł nowe siły do walki. Coraz bliżej finału... Coraz więcej emocji.
Errie sama w końcu się zebrała i poszła po swoje rzeczy do szatni. Na chwilę przyglądnęła się swojemu odbiciu w lustrze, które powiększone było na ścianie. Uszło z niej całe szczęście... i czy to nie mogło być wystarczającym dowodem na to, że te wszystkie zdarzenia na prawdę są ukartowane? A co jeśli jej nerwy nie były uzasadnione?

Zabrała torbę i jeszcze na chwilę poszła w stronę murawy. Zatrzymała się przy wejściu, widząc, że mecz właśnie się rozpoczyna, a zawodnicy Kirkwooda wracają na swoje pozycje, by nie przepuścić napastników przeciwnika. Uśmiechnęła się, gdy dostrzegła kapitana, który akurat w tym momencie, zupełnie przypadkiem dojrzał w jej stronę. Też obdarzył ją serdecznym uśmiechem... Na prawdę miał dobry wzrok. Przyłożył dwa palce do głowy, by potem lekko machnąć nimi w bok. To chyba miało znaczyć

Damy radę.

Mecz trwał dalej w najlepsze, a Ereina w końcu ruszyła do domu.

***

Inazuma Eleven I - Tango Lodu /korekta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz