51

707 85 15
                                    

- Trzymaj. - chłopak czekał na nią przed szatnią. Na szczęście uwinęła się szybko. W rękach trzymał bluzę, którą dostał od niej na urodziny... Teraz bardzo się jej przyda... Przecież ani oni... a już na pewno ona... nie chcieli, by ktokolwiek zauważył, kto przyszedł na zastępstwo.
Była trochę za duża, ale na szczęście spod kaptura nie dało się dostrzec ani jej włosów... ani twarzy. - jeszcze jedno... żeby przypadkiem nie spadła ci podczas gry. - złapał za dwa końce bluzy, gdzie zaczynał się czarny zamek i zapiął go do samego końca.  Przez chwilę zastanawiał się, czy pojawienie się Ereiny cokolwiek zmieni... Radzili sobie dość dobrze... mimo iż przeciwnik praktycznie cały czas miał przewagę. No cóż... W końcu pierwsze dwadzieścia minut grali w dziesiątkę i to bez kluczowego zawodnika. Nie tylko obrona traciła przez to więcej siły, ale także pomocnicy i napastnicy, którzy... może nawet tego nie świadomi... starali się obstawiać puste miejsce. Mieli tylko szczęście, że sędzia, nadzorujący dzisiejszy mecz, pozwolił im zagrać w pomniejszonym składzie. Nie zawsze było to możliwe... Najczęściej kończyło się to w najgorszy możliwy sposób... walkowerem...
- Mam nadzieję, że jakoś się przydam. - usłyszał głos dziewczyny, gdy oboje wchodzili na górę. - postaram się zobaczyć ich taktykę.
- Nie będziesz musiała. - skitował, czym zdziwił jasnowłosą. - już na początku meczu dało się dostrzec większość elementów ich gry. Najgorsze jest to, że szukają okazji, by zfaulować.
- Moi koledzy z drużyny ostrzegali mnie przed tym. - chłopak dostrzegł trenera, który znaczącym gestem ręki wskazał, by ruszali na boisko.
- Uważaj, żeby nic ci się nie stało. - dodał jeszcze.
- Martwisz się?
- Nie... - uśmiechnął się lekko. - Tak, martwię się... Jak o każdego z mojej drużyny. - podbiegł na swoją pozycję. To samo zrobiła jego towarzyszka.
- Niesamowite! Drużynie Kirkwooda udało się znaleźć osobę na zastępstwo! Zyskują tym samym świeżą grę, a nas zostawiają w niewiedzy, kim jest ich nowy obrońca! - gwizdek wznowił grę. Teraz się zacznie...

Musi dać radę... I szybko coś wymyślić... bo inaczej przegrają... A Eren, obserwujący wszystko dokładnie z ławki, nie przepuści okazji, by osądzić ją o porażkę zespołu.

~

Te parę minut pierwszej połowy minęło bardzo szybko i niestety nie okazało się być pomyślne dla drużyny. Kolejna bramka dla przeciwników... tu cały sęk nie tkwił w sile bramkarza, bo z pewnością był na tyle dobry, że bez problemu zatrzymałby każdy strzał... chodziło o to, że zawododnicy dawali się omijać w tak banalny sposób i nie trudno było dostrzec, że są jeszcze bardziej rozkojarzeni. Może przez to, że obok nich stała osoba, która nie należała do ich zespołu? To z pewnością to...

Słowa Axela podczas przerwy dodały im nowych sił do dalszej walki, ale nie miało się pewności, czy to cokolwiek zdziała.
Errie sama starała się bronić bramki, jednak przeciwnik łatwo ją mijał, a ona z każdą chwilą uświadamiała sobie, że na prawdę jest kiepskim zawodnikiem.

Kiepscy zawodnicy są bezwartościowi.

- Trener ma rację. - zacisnęła dłonie w pięści, z trudem godząc się z tymi słowami i odczuwając przy tym palący ból w sercu. Była do niczego...

Jesteś wartościowym człowiekiem... I nie daj sobie nigdy wmówić, że jest inaczej.

- Axel... - wypowiadając jego imię, spojrzała momentalnie w górę. Jego ciało znów oplotły ogniste spirale, które od razu przy zetknięciu z piłką zamieniły ją w płomienną kule. Trafił... Nie mogło być inaczej... ale dalej przegrywali jednym punktem... A zawodnicy wykazywali coraz mniejszą chęć do gry. To przez nią... Więc musi im udowodnić, że na roawde mogą na nią liczyć... Tylko jak... gdy po prostu nic nie umiała?

- Co się stało? - szarooka przymknęła na chwilę oczy, a gdy je otwarła, nie było już śladu po boisku, trybunach... ludziach. Wyłączyła się?.. Jeszcze podczas meczu...
Myślała, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach.

Przymrużając oczy, dostrzegła kawałek dalej stojące lustro. Podeszła do niego, by dostrzec w nim swoje odbicie... Ale nie takie normalne odbicie.

- Wszechmocni znowu przechodzą do ataku! Napastnicy wymieniają między sobą szybkie podania! Jak widać to dobry sposób na zawodników Kirkwooda!

Nie powtarzało tego, co robiła ona. Było jakby... Zupełnie innym człowiekiem.
- W końcu jesteś. - Errie zaniemówiła, gdy postać po drugiej stronie odezwała się do niej i uśmiechnęła.
- Ja chyba na prawdę zwariowałam. - zaczęła szybko przecierać oczy, jednak i to nie rozmyło tej dziwnej jawy.
- Nie zwariowałaś. Jestem tobą. - dopiero teraz przeglądnęła się jej dokładniej. Taka sama jak ona... Różniła je tylko jedna rzecz... Strój. Odbicie miało na sobie barwy zieleni i bordu, a na szyi złoty medal.

Za zwycięstwo w Strefie Footballu.

- Nie możesz być mną... Ja przecież nigdy nie wygrałam w piłce nożnej.
- Można powiedzieć, że jestem tym małym płomyczkiem w twoim sercu.

- I piękny przechwyt bramkarza Kirkwooda! Jednak czy zawodnicy tej drużyny długo wytrzymają z narzuconym przez przeciwnika tempem?

- Skoro nim jesteś... To wytłumacz, czemu zadajesz mi tyle bólu?! - jej ton głosu zmienił się. Teraz bardziej przypominał krzyk.
- Bo nie umiesz pojąć bardzo ważnej rzeczy.
- Czego niby!? Że nie mam talentu i nie powinnam grać!?
- Że nie chcesz przyjąć, czym tak na prawdę jest piłka. - jasnowłosa ucichła na chwilę. Przecież wiedziała... To sport, który pokazywał wartość ludzi. - boli? - echem uniósł się głos z odbicia. Tak... Czuła ból. - trener nie mówi ci prawdy. Piłka została stworzona, by cieszyć ludzi i rozwijać ich relacje z innymi, którzy myślą tak samo. Zrozum to w końcu.

Znów przymknęła oczy... Teraz przez myśli przebiegały jej wspomnienia, gdy trenowała wraz z Axelem. Pamiętała jego radość, którą sprawiała mu gra i to, że sama odczuwała szczęście, zwłaszcza wtedy, gdy były postępy... A potem się skończyły... Wtedy... Gdy Dark zaczął we wszystko ingerować.
- Dlatego nie stawiasz kroków do przodu... Bo to cie blokuje. Przyznaj się w końcu... Kochasz piłkę... Pokochałaś ją jak kiedyś taniec.

Tak to... Prawda. Gdy myślała o tym dłużej, czuła, że to z pewnością jest prawda... Bo tym razem nie sprawiała boku, tylko motywowała do działania.
- Chyba już zrozumiałaś.

Wszechmocni znowu znaleźli się w posiadaniu piłki... Jeśli teraz trafią, to znów będą prowadzić dwoma punktami... A niestety do tego przygotowywał się ich najlepszy napastnik, a szansa na to, że ktoś go zatrzyma... była nikła. W jego dłoniach pojawiły się dwa miecze, które zabłysły i sprawiły, że piłka poszybowała w stronę bramki.
- I firmowy strzał! Czy Kirkwood znajdą jeszcze sposób, by go zatrzymać?!

Strzał przeleciał bardzo blisko głowy jasnowłosej, sprawiając, że poruszył się jej kaptur i pojedyncze, jasne kosmyki wyleciały spod niego, unosząc się wraz z wiatrem. Jej oczy otworzyły się szerzej, jakby właśnie ktoś obudził ją ze snu. Ręka powędrowała w bok i jak na zawołanie pojawiła się za nią lodowa ściana, która zatrzymała piłkę.

Jak... Jak ona to zrobiła?

***

Inazuma Eleven I - Tango Lodu /korekta Where stories live. Discover now