Rozdział 54. Wygrana

12K 864 7
                                    

Co się dzieje? Ledwo udało mi się wyhamować. Wszyscy biegli w moją stronę. Widziałam Krystiana. Miał łzy w oczach. Usłyszałam warkot silnika, różowy ścigacz stanął obok mnie. Daria zdjęła kask i spojrzała z pogardą na mnie. Jezu! Chyba wygrałam! Nie wierzę! Książę zdjął mnie z motoru, który ktoś Przechwycił. Otworzył szybę w moim kasku.

-Co Ci strzeliło do głowy!?

Zamknęłam ochronę na oczy, odwróciłam się i podeszłam do różowej landrynki. Adrenalina dalej krążyła w moim organizmie. Stałam tak chwilę anonimowo przed nią, chyba nie wiedziała jak ma się zachować. Spojrzałam na narzeczonego. Był zły. Nie... On był wkurwiony. Nie interesowało mnie to za bardzo. Obok Niego stała Ania. Jej mina mówiła wszystko. Podeszłam krok bliżej przegranej i zrobiłam to. Zdjęłam kask.

S Z O K

To jedyne słowo, które może opisać reakcję Darii.

-Nigdy więcej nie nazywaj mnie dzieckiem. Nigdy więcej nie mów mi że nie jestem odpowiednia dla Krystiana, bo o tym on sam zdecyduje. I nigdy więcej nie mów że jestem SŁABA!

Zatkało ją całkowicie. Nie była stanie powiedzieć słowa. Wyglądała jak jąkający się niemowa. Głupia ździra. Mogę sobie tylko wyobrazić jak się czuje. Odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę chłopaka.

-Chcesz mi pogratulować czy wrzeszczeć? Bo jak to drugie to nie mam zamiaru słuchać.

Adrenalina dalej działa...

-Będę wrzeszczał! Niedawno wyszłaś ze szpitala! Prawie Cię straciłem! Jesteś niepoważna!

Przegiął. Założyłam kask i udałam się do swojego ściga. Wsiadłam i tak po prostu wróciłam do domu.

Wykąpana leżałam na łóżku z Sajgonem. Oglądałam trzy metry nad niebem i ryczałam. Dopiero doszło do mnie co zrobiłam. Jaka byłam nie miła. Ale przecież nie mogę teraz napisać do Niego. Nie pierwsza. Muszę mieć trochę godności. Jakby nie patrzeć nic złego nie zrobiłam po za wzięciem jego motocyklu bez pytania. Miałam prawo jechać w wyścigu jak każda inna osoba, która była tam dostępna. Co parę minut zerkałam na telefon. Ciągle nic. Smutna poszłam spać.

Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Ten ktoś nie odpuszczał. Sajgon ujadał jak szalony. W końcu postanowiłam otworzyć oczy i zejść na dół. Gdzie jest babcia tak w ogóle?

-Już idę!

Wydarłam się na całe gardło, gdy schodziłam po schodach. Po otwarciu drzwi lekko się zdziwiłam.

-Oliwia? Co ty tu robisz?

-Boże Natalia!

Przytuliła mnie tak mocno, że prawie cofnęła mi się kolacja.

-Uspokój się! Coś się stało?

-Wszyscy myślą że zaginęłaś! Uciekłaś tak nagle. Boże nikt nie pomyślał że po

prostu wróciłaś do domu.

Uderzyła się w czoło.

-Yyy chcesz wejść?

-Żartujesz? Jedziemy!

-Daj mi się chociaż ubrać.

Poszłyśmy na górę. Założyłam getry i bawełnianą bluzkę z długim rękawem. Na to wciągnęłam kombinezon motocyklowy i buty. Wzięłam kask pod pachę.

-Natalia rusz się!

-Pali się czy co?

-Dziewczyno nie mamy czasu! Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, że rozpętałaś piekło!?

Łobuz Kocha KsiężniczkęWhere stories live. Discover now