Rozdział 2 Kłótnia

28.3K 1.3K 176
                                    

Zobaczyłam łzę na jej policzku. Odruchowo wzięłam ją w ramiona. Kątem oka zauważyłam barmana, który szedł w naszą z wiaderkiem wypełnionym lodem, butelką szampana i dwoma lampkami.

-Proszę bardzo.

Kelner postawił na stoliku tacę, z szerokim uśmiechem spojrzał na Wiktorię i uśmiech zmienił się w smutek.

-Przepraszam czy coś się stało? Mogę jakoś pomóc? Może trzeba ochronę wezwać?

Był zatroskany. Jakie to słodkie! Martwi się o nią.

- Dziękujemy bardzo. Jak będzie potrzebna pomoc damy znać na pewno.

Uśmiechnęłam się miło do faceta i zapytałam ile się należy za szampana. Wiki miała twarz schowaną w moich włosach. Dalej trwałyśmy w uścisku. Cicho płakała, cieszyłam się że mogę być dla niej wsparciem.

-Szampan jest już opłacony. Widzisz tych dwóch gości przy barze? Siedzą koło filaru w marynarkach.

Barman nawet się nie odwrócił. Faceci przy barze gapili się w naszą stronę, z grzeczności lekko skinęłam głową w geście podziękowania.

-Dziękuję. I proszę więcej nie przyjmować takich zleceń. Jeżeli będziemy czegoś potrzebowały na pewno podejdziemy .

Obdarowałam Go najmilszym uśmiechem na jaki było mnie stać. Wywnioskowałam że nie był zadowolony, iż Ci mężczyźni zainteresowali się właśnie Nami.

-Nie ma problemu. Zapomniałem przynieść serwetki. Butelka będzie mokra więc się przydadzą.

-Ależ nie trzeba. Bez przesady. Trochę wody jeszcze nikogo nie zabiło.

Zaśmiałam się pod nosem. Przypomniało mi się jak wracałyśmy kiedyś z zakupów z Wiką, złapał nas potworny deszcz. Było lato więc kropelki były ciepłe i przyjemne, ale moja przyjaciółka tak spanikowała, że włosy, że ciuchy mokre. Stanęła pod zadaszeniem sklepu i nie chciała się ruszyć, aż nie przestanie padać.

-Nalegam. Przydadzą się.

Nie wiedziałam dlaczego mu tak zależy, ale dla świętego spokoju przytaknęłam głową. Może chce po prostu wrócić za chwilę, aby zobaczyć jak się czuje moja towarzyszka od kieliszka.

-Nie sądzisz że jest nachalny ?

O wilku mowa. Odsunęła się ode mnie ze szklanymi oczyma.

-Coś mi tu nie gra.

Uświadomiłam to sobie dosadnie gdy zauważyłam serwetkę na której leżały szczypce do lodu. Po co nam więcej ?

-Masz urojenia hahaha.

-Dzięki. Mam nadzieję że to już koniec słonego potoku i będziemy się bawić? - machnęła głową na tak -Polewaj szampana mam zamiar dziś się wytańczyć a ta pyszność mi w tym pomoże.

Zaczęłyśmy się śmiać. I w tym momencie Wiktoria zamarła. Jej wzrok utkwił za moimi plecami. Nie ukrywam wystraszyłam się.

-Co Ty tu do cholery robisz Jakub!

I już wiedziałam co się święci...

-Jak to co?! Powiedziałem Ci że masz siedzieć w domu i czekać aż po Ciebie przyjadę. Czy jesteś aż tak tępą blondynką żeby nie zrozumieć prostego zdania?

-Weź idź stąd!

Nie dawała za wygraną. Ma do Niego słabość, ale tym razem było inaczej. Czułam że dziś jest przełomowy wieczór.

-Nie mów mi co mam robić! Znalazłaś już innego frajera że mnie wyganiasz?

-A co Ci do tego?! Ty i tak się mną nie interesujesz! Tylko przynieś, podaj i pozamiataj. Zatrudnij sprzątaczkę, dziwkę i panią na salony, bo ja nie mam zamiaru być dłużej panienką na pokaz i workiem pieniędzy bez dna! Wypierdalaj mi stąd!

-Coś ty powiedziała szmato? Nie odejdziesz ode mnie póki Ci nie pozwolę! A jeżeli już to zrobisz to pamiętaj zniszczę Cię .

W tym momencie podniósł rękę. Chciał ją uderzyć w twarz, ale coś go zatrzymało. Był to ochroniarz wielkości niedźwiedzia gryzli. Złapał go za łokieć i szarpnął do tyłu.

-Masz jakiś problem do tej panienki szczylu?

Gryzli spytał Kubę zaciskając wolną pięść.

-Huj Ci do tego. To moja dziewczyna i mogę do niej mieć co tylko mi się chce, ale Ty pewnie tego nie znasz bo która chciałaby takiego mięśniaka, który zamiast mózgu ma keratynę i białko.

W tym momencie ochroniarz nie wytrzymał. uderzył go tak mocno że ten w jednej chwili zalał się krwią. Wiki lekko pisnęła, mimo to trzymała się twardo. Nie odwróciła wzroku tylko z wyższością patrzyła na swojego już byłego chłopaka. Byłam dumna że w końcu dała radę mu się postawić.

-Nigdy więcej nie będę Twoją marionetką!

Powiedziała i splunęła mu prosto w twarz. Co jak co, ale jak trzeba to ona ma jaja większe niż niejeden facet. Gryzli zabrał krwawego Kubę a my usiadłyśmy.

-Jestem z Ciebie dumna.

Musiałam to w końcu z siebie wyrzucić. Wyraz jej twarzy był poważny jakby w szoku była. Gdy usłyszała co powiedziałam i przeanalizowała uraczyła mnie swoim uśmiechem numer jeden.

-Uff no dobra to już mam za sobą. Gdzie jest barman? Nie chcę tego szampana. Jest niedobry.

-Zaraz przyjdzie mówił że przyniesie serwetki. Podejrzewam że już dawno by tu był, pewnie zauważył awanturę z Kubą gdzie wcześniej widział Cię taką zapłakaną i wezwał ochronę.

Jak na zawołanie zza pleców Wiki wyłonił się barman.

-Wiesz masz rację jest słodki i przystojny. Ciekawe jak ma na imię. Mam nadzieję że nie ma nikogo, mogłabym go poznać. Ale najpierw jako przyjaciela. Na razie mam dość płci brzydkiej.

Mówiąc to nie zdawała sobie sprawy że ON stoi za nią.

-Jestem Alan, nie mam nikogo, i dziękuję za komplementy. Za dnia jest tu najzwyklejsza kawiarnia więc zapraszam na mrożoną herbatę jutro.

Zatkało ją. W oczach miała iskierki. Ciekawe co z tego wyjdzie.

-Jutro 16 pasuje?

Zapytał

-Tak. Jasne. Oczywiście.

-Cieszę się. Gdybyś jeszcze zdradziła mi swoje imię byłoby cudownie.

Uśmiechnął się do niej.

-Wiktoria

-Miło mi. Proszę wasze serwetki. TA.JEST.DLA.CIEBIE.

Podał i odszedł. Jego ostatnie słowa były wypowiedziane bardzo powoli w moim kierunku. Wika dalej zaśliniona patrzyła jak odchodzi w stronę baru. Coś mnie tknęło i powoli, naturalnie rozłożyłam kawałek białego materiału. Było tam coś napisane i to na pewno nie był numer telefonu.

Łobuz Kocha KsiężniczkęWhere stories live. Discover now