Rozdział 12. Max

19.4K 1K 32
                                    

Spojrzał w moje oczy, dłonią dotknął mojego policzka. Zastygliśmy w bezruchu. Jego wzrok zszedł na moje delikatnie rozchylone usta. Przybliżył się przygryzając wargę...

Czułam jak miłe dreszcze przechodzą po moim ciele. Zaczynając od czubka głowy, do stóp. Cudowna chwila, wymarzona randka. Damian nigdy nie wysilił się aby zorganizować coś miłego dla mnie. Nie chodzi o kolacje na plaży. To kwestia pieniędzy i znajomości. Chodzi o siedzenie na plaży i patrzenie sobie w oczy czując to coś w dole brzucha. Stado dzikich, rozszalałych motyli, trzepocących w moim podbrzuszu. Zamknęłam oczy, tym samym pozwalając na pocałunek. Pocałunek , który będzie chyba jednym z najważniejszych w moim życiu. W tym samym momencie usłyszałam krzyk Alana.

-Krystian!

Podbiegli do nas z Wiktorią, która trzymała w ręce swoje buty i torebkę.

-Musimy uciekać! Max tu wpadł z chłopakami. Nie możemy narażać dziewczyn!

Krystian w ekspresowym tempie podniósł się z piasku. Złapał mnie za rękę i pociągnął w górę przez co zachwiałam się i straciłam równowagę. Wpadłam w jego ramiona. Przytulił mnie mocno.

-Też mam ochotę się poprzytulać, ale to nie jest odpowiedni moment mała.

Zaśmiałam sie. Biegliśmy w stronę jakiejś knajpki rybackiej.

-Zostańcie tutaj. Za maksymalnie dziesięć minut jesteśmy, musimy iść po samochody i spadamy stąd.

Powiedział Alan. Usiadłyśmy przy stoliku.

-Zaraz podejdzie kelnerka, zamówcie sobie coś do picia i zachowujcie się naturalnie.

Zniknęli na drodze. Faktycznie podeszła do nas młoda dziewczyna, pytając na co mamy ochotę. Wzięłyśmy dwie pepsi w butelce.

-Ile płacimy?

-Rachunek jest już uregulowany.

Pewnie chłopacy zostawili pieniądze. Kelnerka odeszła.

-Ja pierdole co się dzieje?!

Zapytałam Wiki.

-Nie wiem. Siedzieliśmy przy stoliku, ja siedziałam tyłem do restauracji. Alan w pewnym momencie zrobił wielkie oczy, zsunął się na krześle i powiedzial żebym się nie ruszała, ani się nie odwracała. Powiedział że w drzwiach stoi ktoś kogo nie ma zamiaru spotkać a tym bardziej w mojej obecności, bo może się to źle skończyć.

Złapałam się za głowę, która rozbolała mnie z emocji. Kątem oka zauważyłam że ślini się w naszą stronę trzech, podstarzałych, obleśnych typów. No tak. Czego się spodziewać po takiej spelunie.

-Zmień tą minę. Wszystko będzie dobrze miałyśmy sie wzbudzać podejrzeń.

Powiedziałam do Wiki, a ta ledwo wysiliła się na niby uśmiech.

-Jeden z tych typów idzie w naszą stronę...

Odpowiedziała.

Faktycznie jeden z pijaków szedł do nas.

-Fitam ślisznotki.

Wybełkotał.

-Szy moszemy sie bliszej posnaś?

-Nie ma takiej opcji!

Usłyszałam dzwięk głosu Krystiana. Teraz już czułam się bezpiecznie.

-Chlopie! pszeciesz sie podziel. Dawno nie miałem tak modej dziewki.

Usłyszałam tylko dźwięk uderzenia. Facet leżał na ziemi, a z jego nosa automatycznie poszła krew. Prawy sierpowy Krystiana zasłużył na medal.

-Chodźcie. Musimy się zbierać.

Do pijaczka podeszli kompani od kieliszka, krzycząc coś w naszym kierunku.

-Spokojnie panowie jeszcze tu wrócimy!

Odpowiedział im Alan. Nie mam pojęcia o co mu chodziło i po co mają tu wracać.

Wsiedliśmy do samochodów i odjechaliśmy z piskiem opon. Jechaliśmy przodem. Nagle rozległ się dźwięk telefonu Krystiana.

-Mam głośnik, mów.

-Jadą za nami. Czarna beta.

-Dobra. Co robimy? Rozdzielamy się?

-Tak będzie najlepiej. Trzeba odstawić dziewczyny w bezpieczne miejsce. Dobra, weź skręcaj na tym zjeździe w prawo, ja jadę prosto. zobaczymy za kim pojedzie.

-Nie rozłączaj się.

Siedziałam jak na szpilkach. Bałam się potwornie. O siebie, Wikę i Chłopaków.

-Pojechali za Wami.

Czyli za Nami... Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać.

-Dobra odwieź Wiki i dzwoń. Będę Cię potrzebował. Zadzwoń też do chłopaków.

Rozłączył się. Złapał mnie za kolano.

-Przepraszam, ale będzie się działo.

-Odwieź mnie tylko całą do domu.

-Chodźbym miał kogoś zabić, tobie nie spadnie włos z głowy.

Powiedział zredukował bieg i depnął gaz. Wbiłam się w fotel. Jechaliśmy autostradą w przeciwnym kierunku naszego miasta. Bałam się, ale ufałam mu.

-Z prawej strony jest takie pokrętło. Kręć tym tak żeby fotel się położył i zsuń się w dół, żeby nie było Cię widać.

Zrobiłam jak powiedział.

-Trzymaj się muszę trochę pomanewrować, aby ich zgubić.

-Dobrze.

Nie wiedziałam co mam robić. Czy się odzywać, siedzieć cicho. Wiedziałam jedno. Chcę być w domu. Chcę wiedzieć co z Wiki. Krystian wykonał mocny skręt w prawo. Zjechaliśmy z autostrady. Widziałam znaki. Można powiedzieć że leżałam na fotelu. Ktoś trąbił. Przejechaliśmy skrzyżowanie na czerwonym. Skręciliśmy w lewo i znów w lewo. Znów autostrada, ale kierunek domu. Było późno. mało samochodów jechało drogą. Z jednej strony dobrze, mniejsze zagrożenie wypadku, zaś z drugiej, byliśmy widoczni. Zadzwonił telefon.

-Mów.

-Wiki bezpieczna. Gdzie jesteście?

Uff odetchnęłam z ulgą.

-Obwodnica w stronę do domu.

-Jadę hamerem. Sebon z Oskarem jadą Subaru.

-Dobra czekam.

Rozłączył. Poczułam mocne uderzenie od tyłu. Ktoś w nas stuknął.

-Kurwa. Trzymaj się mała nic Ci się nie stanie. Przysięgam.

Zaczęły napływać mi łzy do oczu. Znów uderzenie, tym razem od mojego boku.

-Nie podnoś głowy.

Wybrał w telefonie numer Alana.

-Gdzie wy do cholery jesteście? Masakrują mi auto.

-Za nimi. Jak wjedziemy na trzy psy zjedź na środek. Dam Ci znać to zaczniesz hamować.

-Czekam.

Jedziemy dalej prosto. Mam ograniczoną widoczność. Zauważyłam znak zjazdowy, czyli zaraz będą trzy pasy o których mówił Alan. Wiem gdzie jesteśmy.

-Teraz!

Poczułam siłę hamowania. Bmw zostało z przodu. Z lewej strony zauważyłam duże srebrne auto, które z przerażającą prędkością wjechało w czarną beemke. Zepchnął je wraz z barierkami ochronnymi z jezdni.

-Przepraszam.

Krystian spojrzał na mnie z okropnym smutkiem w oczach. Koło jego okna zatrzymał się niebieski sportowy samochód z przyciemnianymi szybami, które zaczęły się otwierać.

Łobuz Kocha KsiężniczkęWhere stories live. Discover now