Rozdział 175

140 4 10
                                    

— Dzień dobry, cieszę się, że jeszcze państwo są — odezwał się chłopak, z którym parę minut temu Kinga zderzyła się na korytarzu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że to właśnie on był prowadzącym ostatni wykład. To odkrycie sprawiło, że Matysiakówna przeraziła się nie na żarty. Gdyby tylko się z nim zderzyła, a potem grzecznie przeprosiła za swoją nieuwagę, to ten incydent można by bardzo łatwo puścić w niepamięć. Niestety, sposób, w jaki Kinga zareagowała na to zdarzenie, pozostawiał wiele do życzenia. Gdyby jeszcze miała do czynienia ze studentem, to prawdopodobnie ani on, ani ona nie przywiązaliby do tego wagi. Sprawę komplikował fakt, że ten ktoś okazał się wykładowcą, u którego Matysiakównie przyjdzie zdawać egzamin pod koniec semestru.

Tego mi tylko brakowało, naprawdę... a może niepotrzebnie się martwię? W sumie na pierwszy rzut oka gość nie wygląda na mściwego, ale z drugiej strony pozory mogą mylić, stwierdziła, uważniej mu się przyglądając. Sprawia wrażenie normalnego, a nawet... wyluzowanego. Ciekawe, ile tak naprawdę ma lat, bo dałabym mu nie więcej niż dwadzieścia cztery. A swoją drogą jest niesamowicie przystojny. Przez to wszystko wcześniej zupełnie nie zwróciłam na to uwagi, oceniła, wchodząc wraz z innymi do auli, gdzie taktycznie postanowiła zająć miejsce w jednym z ostatnich rzędów.

— Czemu tak daleko? — szepnęła do niej Monika, krzywiąc się z dezaprobatą.

— Później ci powiem — odparła Kinga równie cicho. — Jak chcesz usiąść z przodu, to się nie krępuj.

— No, ba! To do później — ucieszyła się dziewczyna i dołączyła do koleżanek, które zaczęły zajmować miejsca w pierwszych rzędach. Tymczasem Matysiakówna wmieszała się w tłum i celowo usiadła za kolegą, który był najwyższy na roku. Miała nadzieję, że w ten sposób schowa się przed czujnym wzrokiem wykładowcy i spokojnie zastanowi się, jak wyjść z tej sytuacji z twarzą.

— Bardzo przepraszam za spóźnienie — zaczął prowadzący, kiedy studenci usiedli i w auli zrobiło się cicho jak makiem zasiał. — Miałem mały wypadek — dodał, spoglądając znacząco na Kingę, której plan ukrycia się za wysokim kolegą nie udał się tak, jak by sobie tego życzyła. Zawstydzona wbiła wzrok w podłogę, jednocześnie robiąc się czerwona jak burak. — A teraz do rzeczy. Nazwa przedmiotu, który będę z państwem prowadził, mówi sama za siebie, więc powiem tylko tyle, że poza wykładami mamy w planie jeszcze ćwiczenia w laboratorium, na których obecność jest obowiązkowa. Na wykładach nie zamierzam sprawdzać listy obecności, ale zachęcam do uczestniczenia w nich, bo to pomoże podczas zajęć praktycznych oraz przy okazji egzaminu pod koniec semestru. I to by chyba było na tyle, jeśli chodzi o informacje organizacyjne. A, może jeszcze się przedstawię. Nazywam się Mateusz Kowalski. A teraz przejdźmy do rzeczy.

Kinga uważnie wysłuchała jego płynnego wywodu, znacznie różniącego się od słów wstępnych, jakie słyszała tego dnia podczas poprzednich wykładów. Prawdopodobnie wynikało to z tego, że inni prowadzący byli znacznie starsi od Kowalskiego i przez to wydawali się sztywni oraz zdystansowani. Dla Matysiakówny okazało się to szczęśliwą okolicznością, bo zaświtała jej nadzieja, że ktoś tak przystępny i młodzieżowy nie będzie robił kwestii z tego, co wydarzyło się na korytarzu przed wykładem. Nie założyła jednak, że stanie się to automatycznie. Dlatego po zakończeniu zajęć nieśpiesznie zbierała się do wyjścia, czekając, aż wszyscy z roku opuszczą aulę. Nie umknęło to uwadze Moniki, ale Kinga tylko dała jej znak ręką, żeby na nią nie czekała.

— Chciałabym... bardzo pana przeprosić za swoje zachowanie — odezwała się Matysiakówna, kiedy upewniła, że nikt poza Kowalskim nie słyszał jej słów. — Nie dość, że to ja zawiniłam, to jeszcze odezwałam się w sposób... w jaki nie powinnam.

A gdyby takOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz