Rozdział 120

70 2 4
                                    

Kiedy Sebastian otworzył Violetcie drzwi pracowni Pshemko, ona posłała mu pełen wdzięczności uśmiech, po czym dziarsko weszła do środka. Zdążyła jednak zrobić tylko kilka kroków, nim stanęła jak wryta, widząc Artura w ramionach innej. A konkretnie Klaudii — jej największej rywalki, z którą o mało nie pobiła się przed castingiem. Chociaż stali dość daleko i wokół panował półmrok, Kubasińska nie wątpiła w to, co ukazało się jej oczom. Chciałaby wierzyć, że to tylko nieporozumienie albo zwyczajne przywidzenie, ale sprawa była ewidentna — Artur całował się z Klaudią. Kto wie, do czego jeszcze by między nimi doszło, gdyby Violetta i Sebastian im nie przerwali? O tym Kubasińska wolała nawet nie myśleć. Wystarczyło to, co zobaczyła, by jej świat w jednym momencie zawalił się jak domek z kart. Zdrada ukochanego sprawiła, że coś w niej pękło. Nie będąc w stanie dłużej patrzeć na człowieka, który ją upokorzył ani na towarzyszącą mu lafiryndę, Kubasińska odwróciła się na pięcie i jak strzała wypadła z pracowni. Biegła przed siebie najszybciej, jak tylko potrafiła, nie mogąc opanować łez, które same cisnęły jej się do oczu. Violetta z trudem łapała oddech — choć trudno orzec, czy był to tylko efekt szaleńczej ucieczki, czy także ogromnego wzburzenia. Tak czy siak dziewczynie brakowało powietrza. Pragnąc jak najprędzej znaleźć się na zewnątrz, Kubasińska pędziła przed siebie jak koń z klapkami na oczach. Była tak roztrzęsiona, że nie docierały do niej żadne zewnętrzne bodźce. Nic nie słyszała ani niczego nie widziała. Pewnie dlatego na korytarzu wpadła na Paulinę.

— Viola, co ty wyprawiasz? — obruszyła się Febo. — Co się stało? — spytała z wyraźnie wyczuwalną troską w głosie.

— Arti... — wydusiła z siebie, nie przestając zanosić się głośnym szlochem. — Arti i Klaudia... — zaczęła, lecz urwała, czując, że te straszne słowa nie przejdą jej przez gardło. Wystarczyło, że w jej wnętrzu były jak ostry nóż wbity prosto w jej serce.

— Nic nie mów, wszystkiego się domyślam — odparła wyrozumiale Paulina, kładąc dłoń na jej ramieniu. — O, Sebastian. Dobrze, że jesteś — zwróciła się do Olszańskiego, który właśnie w tym momencie do nich podbiegł. — Zajmij się Violą, dobrze? A ja pójdę rozmówić się z Arturem.

— Ale... — próbowała zaprotestować Kubasińska, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego wypowiedź Pauliny wywoła u niej sprzeciw.

— Nie ma „ale" — odparła Febo z naciskiem. — Nie możesz z nim teraz rozmawiać.

— Zgadzam się — ochoczo poparł ją Olszański.

— Idźcie już. Moja w tym głowa, żeby Artur was nie ścigał — rzuciła Paula na odchodne i, nie czekając na czyjąkolwiek reakcję, odeszła w stronę pracowni Pshemko.

— Chodźmy — stwierdził Sebastian, biorąc ją za rękę, by puścić się pędem przed siebie. — Im szybciej wyjdziemy z firmy, tym lepiej — wyjaśnił, kiedy oboje znaleźli się w windzie. — Chcesz, żeby zawieźć cię w jakieś konkretne miejsce?

— Nie, nie wiem — odpowiedziała ledwo słyszalnym szeptem. — Wszystko mi jedno gdzie. Byle dalej stąd.

— W porządku, to się da załatwić — przytaknął Olszański, prowadząc ją najpierw do wyjścia z biurowca, a następnie do samochodu zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej. Chociaż ciało Kubasińskiej towarzyszyło Olszańskiemu, to jej dusza pozostała w pracowni Pshemko. Wciąż miała przed oczami mrożący krew w żyłach obraz Artura całującego się z Klaudią.

Jak on mógł zrobić mi coś takiego?!, pytała siebie w myślach, czując jednocześnie żal i gniew. Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy?! Ja zawsze byłam mu wierna! Kochałam go i wierzyłam, że on też mnie kocha! Chciałam z nim być do końca życia — ze ślubem czy bez. A on... poleciał na tę grubą Klaudię! Dasz wiarę?! Dlaczego, dlaczego? Czy ja mu już nie wystarczałam?, rozważała, trzęsąc się jak galareta. Arti mnie zdradził. Zdradził, jej mózg zaciął się na tej myśli jak uszkodzona płyta.

A gdyby takWhere stories live. Discover now