Rozdział 121

91 2 0
                                    

— Że co? — spytała z niedowierzaniem Violetta, odsuwając się od Sebastiana, by móc spojrzeć mu w oczy.

— Możesz zostać u mnie, jeśli chcesz — powtórzył swoją propozycję, choć już nie z takim przekonaniem, jak przed chwilą.

— A to ma co znaczyć?! — wykrzyknęła oburzona, podrywając się na równe nogi. — Coś ty sobie ubuzdrał?! Rwiesz mnie na chatę?! Po to mnie tu przywiozłeś?! — kolejne słowa wyrzucała z siebie z prędkością strzałów z karabinu maszynowego. Pogrążona w rozpaczy nie miała dotąd czasu, by zastanowić się nad tym, co się z nią działo i kto znajdował się obok. Z równą obojętnością potraktowałaby każdą inną osobę — bez względu na to czy byłaby to siostra, przyjaciółka, czy ktoś zupełnie obcy. Dopiero propozycja Sebastiana wstrząsnęła nią na tyle, że zaczęła jako tako ogarniać rzeczywistość. I nie spodobało jej się to, co zobaczyła. Jak na ironię — uciekała przed Arturem, który ją zdradził, a wpadła w ręce Sebastiana najwyraźniej mającego wobec niej jakieś niecne zamiary.

— Violuś, to nie tak...

— Nie mów do mnie „Violuś"! — ryknęła Kubasińska, nie dając mu szansy na to, by się wytłumaczył. — Nieźle to sobie wykombinowałeś! Zobaczyłeś okazję i postanowiłeś ją wykorzystać, tak? O, nie! Nie ze mną te numery, brunet. Chociaż ty akurat blondyn jesteś, ale większa o mniejszość! Ja się nie pozwolę tak traktować! Nie będę twoją kolejną zdobyczą! Że też od razu klapka mi się nie zapaliła! Powinnam była od razu się połapać, że coś się tu świeci!

— Święci — wtrącił nieśmiało Sebastian.

— Akurat, uważaj, bo uwierzę! Już ty mi o świętych nie mów — prychnęła, piorunując go spojrzeniem. — Teraz już wiem, dlaczego dzisiaj nie mogłam się od ciebie odpędzić! Ty wiedziałeś, co się stanie! Ukratowałeś to... wszystko z Klaudią i Arturem! — zarzuciła mu, odruchowo zaciskając pięści. Była gotowa w każdej chwili doskoczyć do Sebastiana, by go obić i w ten sposób wyładować na nim swoją złość.

— Nie, słowo harcerza, że to nie ja! — stanowczo zaprzeczył, kładąc sobie jedną rękę na klatce piersiowej.

— A kto? — spytała oskarżycielskim tonem. — Jeśli to nie ty, to czemu tak się mnie dzisiaj uczepiłeś, jak cep psiego ogona, co?

— Po pierwsze, to rzep a nie cep. A po drugie, to wcale nie było tak — próbował się tłumaczyć Olszański, nieco się przy tym jąkając. — To był przypadek!

— Przez przypadek to się dzieci w Chinach rodzą — stwierdziła z przekąsem. — Wiesz co ci powiem? — dodała, nabierając głęboko powietrza, by zaraz wyrzucić z siebie kolejny potok gniewnych głów.

— Tak? — zainteresował się Sebastian.

— Nic ci nie powiem — zrezygnowała Violetta, po czym machnęła ręką. — Nie chce mi się z tobą gadać. Odwieziesz mnie do Pomiechówka?

— Jasne, ale naprawdę... możesz zostać tutaj — Sebastian upierał się przy swoim. — Uważam, że to dobre wyjście z sytuacji.

— Może dla ciebie. Zaraz byś się zaczął do mnie dobierać! To jak — odwieziesz mnie, czy mam się sama tłuc autobusem?

— Violka, no! Czy tobie wszystko musi kojarzyć się z jednym? — spytał, krzywiąc się z dezaprobatą. — Rozumiem, że po tym, co zrobił Artur, ty teraz masz w głowie, że wszyscy mężczyźni to dranie, ale tak nie jest! Ja jestem inny! Proponuję ci mieszkanie z gwarancją nietykalności. Obiecuję, że nie zrobię niczego, czego byś sobie nie życzyła.

— A dasz mi to na piśmie? — rzuciła ironicznie, patrząc na niego z niedowierzaniem.

— Jeśli dzięki temu mi uwierzysz, to proszę bardzo — odparł stanowczo Sebastian, podchodząc do biurka, bo z szuflady wyciągnąć białą kartkę i długopis. Następnie podszedł do stołu i już miał zacząć pisać, gdy Violetta chwyciła go za nadgarstek.

A gdyby takWhere stories live. Discover now