Rozdział 045

135 4 0
                                    

— Liczyć się z najgorszym? — powtórzył za Józefem doktor Grzegorzewski, wybałuszając oczy ze zdumienia. — Absolutnie nie to miałem na myśli! Chciałem powiedzieć, że stan dziewczynki jest na tyle poważny, że nie należy go lekceważyć, ale na pewno nie do tego stopnia, by brać pod uwagę tak potworny scenariusz!

— Czyli Beti z tego wyjdzie? — zapytała z nadzieją Ula, a w jej oczach od razu pojawiły się łzy wzruszenia. Nie chciało jej się wierzyć, że to, czego była w tej chwili świadkiem, działo się naprawdę. Przecież w warszawskim szpitalu rejonowym lekarz wyraźnie zaznaczył, że śmierć Beti to realne zagrożenie, na które należało być przygotowanym. Czy to możliwe, by tamten młody doktor tak dalece się pomylił?

— Ależ oczywiście — zapewnił łagodnym tonem Grzegorzewski, uśmiechając się do dziewczyny w taki sposób, że wlał do jej serca otuchę, której tak bardzo teraz potrzebowała.

— Wiedziałem — ucieszył się Piotr, robiąc zaciśniętą pięścią gest zwycięzcy. — A czy podtrzymuje pan diagnozę postawioną w warszawskim szpitalu? — spytał rzeczowo.

— No, cóż... często bywa tak, że różne choroby mają bardzo zbliżone symptomy — zaczął medyk, patrząc przy tym to na Józefa, to na Ulę. — I chociaż objawy dziewczynki dają podstawy do tego, by przypisać je chorobie Kawasakiego, to jednak brak reakcji na zastosowane leczenie i wyniki badań świadczą o tym, że mamy tu do czynienia z inną dolegliwością. Panie Józefie, czy pańska starsza córka przechodziła szkarlatynę?

— Tak, jako dziecko, zresztą podobnie jak ja — potwierdził Cieplak zdecydowanie. — Ale Jaśka, mojego syna, już to ominęło. Sądziłem więc, że to już wymarła i dawno zapomniana choroba.

— Niestety nie — westchnął Grzegorzewski, przecząco kręcąc głową. — O ile mnie pamięć nie myli, to od stycznia do czerwca tego roku stwierdzono w całej Polsce ponad jedenaście tysięcy przypadków szkarlatyny. I chociaż częściej zdarza się ona u dzieci niż u dorosłych, to brak odpowiedniego leczenia może skutkować groźnymi powikłaniami niezależnie od wieku pacjenta. Ile lat ma pański syn?

— Prawie dziewiętnaście.

— A czy miał on kontakt z chorą? — dopytywał lekarz.

— Naturalnie. Jasiek i Beti mieszkają w jednym pokoju — potwierdził Cieplak z wyczuwalnym zawstydzeniem.

— W takim razie radziłbym teraz na niego uważać — stwierdził Grzegorzewski z przekonaniem. — Gdyby pojawiła się u niego gorączka, ból gardła lub brzucha, to radziłbym niezwłocznie udać się z nim do lekarza pierwszego kontaktu po receptę na odpowiedni antybiotyk. A skoro już o tym mówimy, to czy dziewczynce kiedykolwiek wcześniej podawano penicylinę?

— Nie wiem, nie przypominam sobie — odparł Józef, bezradnie rozkładając ręce.

— Do tej pory Beti była okazem zdrowia — wtrąciła się Ula, wiedząc, że w tej kwestii to właśnie ona miała najwięcej do powiedzenia. Odkąd tylko tata przywiózł jej młodszą siostrę ze szpitala, to właśnie Ula czuwała nad jej zdrowiem, troszcząc się o nią jak kochająca, a czasami nawet nadopiekuńcza matka. — Tylko raz czy dwa pojawiła się konieczność leczenia jej przy użyciu antybiotyków, ale jestem przekonana, że to nie była penicylina.

— Tego właśnie się spodziewałem — przyznał szczerze medyk, kiwając głową. — Wszystko wskazuje na to, że poza szkarlatyną o dosyć ciężkim przebiegu, u dziewczynki ujawniła się także alergia na penicylinę. Stąd wzięły się objawy typowe dla wstrząsu anafilaktycznego. Dlatego po dwóch dniach terapii nastąpił kryzys, a podawanie jej nadal tego antybiotyku z uporem godnym lepszej sprawy wraz z jednoczesnym leczeniem pod kątem choroby Kawasakiego tylko pogorszyły sytuację. Na szczęście w porę udało się postawić właściwą diagnozę i zastosować odpowiednią terapię, więc teraz będzie już tylko lepiej.

A gdyby takOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz