Rozdział 070

99 2 0
                                    

Kiedy Ula dotarła do gabinetu zajmowanego przez kadrową, zatrzymała się przed drzwiami. Wzięła głęboki wdech i wreszcie odważyła się zapukać. Teraz już nie ma odwrotu. Co ma być, to będzie, westchnęła w myślach.

— Proszę! — Usłyszała znajomy głos Borzemskiej dochodzący z wnętrza pomieszczenia.

— Dzień dobry, pani Marianno — powiedziała drżącym głosem Cieplakówna, nieśmiało wchodząc do środka. — Szukała mnie pani.

— O, witam! — ucieszyła się kadrowa, wstając z zajmowanego miejsca, by podejść bliżej do dziewczyny i wyciągnąć do niej rękę. — Dziękuję, że tak szybko pani przyszła.

— Drobiazg — odparła Ula, odwzajemniając gest.

— Proszę usiąść — Borzemska wskazała jej puste krzesło stojące naprzeciwko jej biurka. — Na pewno domyśla się pani, o czym będziemy rozmawiać — dodała po tym, jak zajęła swoje miejsce w fotelu na kółkach. — Jutro kończy się pani okres próbny.

— Zgadza się — przytaknęła Ula, próbując z tonu głosu lub wyrazu twarzy kadrowej wyczytać, do czego zmierza. Jednak rzeczowy sposób wypowiadania się oraz poważna mina kobiety w żaden sposób nie zdradzały jej myśli.

— Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem pani pracy — zaczęła pani Marianna, co przeraziło Ulę nie żarty. Dokładnie tak samo mówił kierownik w banku, zanim nie zakomunikował mi, że mnie zwalnia!, dopowiedziała sobie w myślach, czując, że serce zaczęło jej bić tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej przez nos. — Wszystkie zadania wykonuje pani bardzo sumiennie, a braki w wiedzy i doświadczeniu nadrabia pani pracowitością — kontynuowała swój wywód Borzemska. — Współpracownicy również wypowiadają się o pani z dużym uznaniem. Mimo to, moi zwierzchnicy nie chcą zatrudnić pani na stałe.

— Rozumiem — westchnęła Cieplakówna z rezygnacją, chociaż nie czuła się specjalnie zaskoczona usłyszaną odpowiedzią. Wiedziałam, czułam, że to nie może się udać!, pomyślała, z trudem opanowując łzy, które same cisnęły jej się do oczu. — Czyli z końcem tygodnia mam odejść? — bardziej stwierdziła, niż zapytała, by postawić kropkę nad i.

— Ależ pani Urszulo, nic takiego nie powiedziałam! — wykrzyknęła pani Marianna z oburzeniem, najwyraźniej widząc smutek malujący się twarzy dziewczyny. — Przekonałam szefów, żebyśmy podpisali z panią umowę na zastępstwo!

— Naprawdę? — zdziwiła się Cieplakówna, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.

— Oczywiście! — entuzjastycznie potwierdziła Borzemska. — Tyle tylko, że niestety nie mogę obiecać, że później zatrudnimy panią na stałe. Chciałam, żeby pani o tym wiedziała. Gdyby to ode mnie zależało, to bez wahania podsunęłabym pani umowę o pracę na czas nieokreślony!

— Bardzo dziękuję za szczerość — przyznała Ula, doceniając nie tylko fakt, że będzie mogła tu zostać na kolejne jedenaście miesięcy, ale także jasne postawienie sprawy. — I za to, że dała mi pani szansę. Naprawdę to bardzo wiele dla mnie znaczy...

— Mogłabym powiedzieć to samo — odpowiedziała pani Marianna, uśmiechając się tajemniczo. — Z takim wykształceniem i kwalifikacjami zasługuje pani na dużo więcej niż etat w biurze księgowym i to tylko na niecały rok, co jest niezbyt komfortową sytuacją.

— To nic — rzekła Cieplakówna z przekonaniem. — Jestem gotowa podpisać umowę choćby zaraz.

— Jest pani pewna? — dopytywała Borzemska, spoglądając badawczo na swoją rozmówczynię.

A gdyby takWhere stories live. Discover now