Rozdział 085

87 2 0
                                    

Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany przez Piotra moment. Nie przestając całować Uli, zaniósł ją do sypialni, nogą zamykając za sobą drzwi. Teraz już nic nie mogło mu przeszkodzić w tym, na czym tak bardzo mu zależało. Położył dziewczynę na łóżku i drżącymi z podniecenia dłońmi zaczął rozpinać drobne guziczki jej bluzki. Zdecydowanie wolałby zamek błyskawiczny — byłoby szybciej. Pragnął jej całej i to natychmiast. Mimo niemałych trudności w końcu udało mu się rozpiąć wszystkie guziczki. Już miał zamiar zdjąć bluzkę z Uli, gdy ona niespodziewanie wyrwała się z jego uścisku i poderwała się na równe nogi.

— Nie, Piotr, nie — powtórzyła te słowa kilkanaście razy, sprawiając wrażenie spanikowanej. — Nie możemy, tak nie powinno być! — dodała po chwili, sprawnie zapinając bluzkę i jednocześnie wycofując się w kierunku wyjścia z sypialni.

— Ale Ula, co się dzieje? — zapytał zdezorientowany Sosnowski, patrząc na nią z niedowierzaniem.

— Nie wiem — palnęła bez namysłu, otwierając drzwi, by uciec do salonu.

— Ej, poczekaj, Ula — zawołał Piotr, biegnąc za nią. — Stój, zatrzymaj się — zażądał, zastępując jej drogę. — Nie rozumiem. Mam cię nie całować, kiedy bardzo chcę cię całować? Chyba stawiasz przede mną zbyt duże wymagania — stwierdził, ostrożnie odgarniając z jej czoła niesforny kosmyk włosów. Zanim Ula zdążyła cokolwiek powiedzieć, on znów przyciągnął ją do siebie i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Kiedy jednak zaczął po raz drugi prowadzić ją w stronę sypialni, Cieplakówna znów mu się wyrwała.

— Nie, nie, Piotr! — powiedziała stanowczo, odskakując do tyłu. Przypominała teraz bezbronne, przestraszone zwierzątko próbujące desperacko uchronić się przed atakiem drapieżnika. — Nie zbliżaj się do mnie! — jęknęła żałośnie, opierając się plecami o ścianę.

— Czy ty się mnie boisz? — zmarszczył brwi Sosnowski zaskoczony jej nerwowym zachowaniem. — Ula, uspokój się, proszę. Nie wiem, o co ci chodzi. Coś się stało? — dopytywał, chcąc zrozumieć, skąd u niej ten nagły napad paniki. Jeszcze chwilę wcześniej wiła się z rozkoszy w jego ramionach, pozwalając, by ją całował, a teraz tak po prostu to przerwała, zanim posunęli się o krok dalej. — Myślałem, że chcesz tego tak jak ja, więc...

— Chcę, ale nie tak — odrzekła Cieplakówna, wbijając wzrok w podłogę.

— A jak? — zapytał z wyrzutem, krzywiąc się z dezaprobatą. Tak bardzo się starał i nie wiedział, co jeszcze mógłby zrobić, by atmosfera ich pierwszego zbliżenia była bardziej sprzyjająca.

— Po prostu to nie jest dobry moment — próbowała się tłumaczyć Ula, czerwieniąc się ze wstydu i wciąż unikając jego wzroku.

— Bo co? Masz dni płodne? — zakpił Sosnowski, przewracając oczami. Tylko w ten sposób mógł dać wyraz ogarniającej go frustracji. Wszystko wskazywało na to, że cel, który jeszcze przed chwilą wydawał się być na wyciągnięcie ręki, nagle stał się nieosiągalny. A cała ta sytuacja stawała się w jego oczach coraz bardziej groteskowa.

— To nie było śmieszne — upomniała go Ula, a jej oczy momentalnie zaszkliły się łzami. — Ja... staram się postępować odpowiedzialnie — dodała drżącym głosem.

— A myślisz, że ja nie? — zapytał rzeczowo, posyłając jej karcące spojrzenie. — Czy tobie się wydaje, że jestem byle nastolatkiem, który nie ma pojęcia o antykoncepcji? Nie martw się, zadbałem o odpowiednie zabezpieczenie, więc nie musisz bać się wpadki.

— Doprawdy jestem pod wrażeniem — odparła ironicznie Cieplakówna, po czym roześmiała się histerycznie. — Pomyślałeś o wszystkim. A raczej prawie o wszystkim. Muszę iść — rzuciła gniewnie, przesuwając się w stronę wyjścia.

A gdyby takWhere stories live. Discover now