Rozdział 018

188 5 5
                                    

Chociaż Maciek wypłakał się, wtulając się w ramiona swojej najlepszej przyjaciółki, to nadal czuł się fatalnie. Stracił ochotę na cokolwiek, wliczając w to nawet jedzenie. Ula z trudem namówiła go, żeby zjadł ciepły posiłek, który przygotowała dla niego i pozostałych domowników. Kolację zjedli wszyscy razem, ale atmosfera w kuchni była tak gęsta, że można było zawiesić siekierę. Szymczyk milczał jak zaklęty, głównie grzebiąc widelcem w swoim talerzu, udając, że je. Ula od czasu do czasu posyłała mu groźne spojrzenie, jakby chciała przywołać go do porządku. A Jasiek i Beatka po kilku bezskutecznych próbach wciągnięcia któregoś z nich do rozmowy, także przestali się odzywać i szybko zjedli swoje porcje, by oddalić się do pokoju na górze. Później Ula przygotowała Maćkowi mocny napar z melisy i zaproponowała, żeby u nich przenocował. Szymczyk z wdzięcznością przyjął tę propozycję, nie chcąc w takim stanie pokazywać się w domu. Kiedy przyjaciółka pościeliła dla niego łóżko w pokoju ojca, zostawiła go samego, by mógł w spokoju odpocząć. Maciek był tak wykończony, że padł na wersalkę tak, jak stał, nawet nie zdejmując z siebie ubrania. Czuł się tak, jakby dźwigał na sobie olbrzymi ciężar, którego w żaden sposób nie da się pozbyć. Niestety, strach o życie Aldony sprawił, że Maćka skutecznie odbiegł sen. Mimo wypicia mocnej herbaty na uspokojenie, chłopak przez całą noc nie zmrużył oka, przewracając się tylko z boku na bok. Wciąż myślał o Aldonie. W jego umyśle niczym film pojawiały się obrazy ze środowego popołudnia, kiedy widzieli się po raz ostatni. Zdawało mu się, że cały czas widzi zapłakaną twarz dziewczyny i słyszy jej rozpaczliwe błagania, żeby nie odchodził. Nie mógł sobie darować, że zostawił ją w takim stanie i nie potraktował poważnie jej gróźb. Dopiero nad ranem zmęczenie zwyciężyło i Maćkowi udało się na trochę przysnąć, ale i to nie przyniosło mu ukojenia, bo dręczyły go koszmary z Aldoną w roli głównej. Akcja toczyła się w bardzo ponurej scenerii jakiegoś starego zamku, a dziewczyna zachowywała się jak opętana. Wydawała się z siebie przeraźliwe wrzaski oraz inne bardzo wysokie dźwięki, cała trzęsąc się z gniewu. W kulminacyjnym momencie snu, gdy dziewczyna wyciągnęła zza pleców pistolet i podniosła go, by zabić jego, a potem siebie, Maciek obudził się. Przerażony tym, co zobaczył, momentalnie podniósł się do pozycji pionowej. Dłonią otarł pot z czoła, próbując opanować przyśpieszony oddech. Po chwili wstał i, powłócząc nogami, udał się do kuchni.

— Cześć, Ula — powitał ją bez większego entuzjazmu. — Która jest godzina?

— Dochodzi dziesiąta — odparła, zapalając gaz pod czajnikiem. — Chcesz kawy?

— Tak, ale najpierw przydałaby mi się szklanka zimnej wody — stwierdził półgłosem, czując, że strasznie zaschło mu w gardle.

— To się da zrobić — powiedziała, po czym po chwili postawiła na stole wyjętą z lodówki butelkę wody oraz czystą szklankę. — Częstuj się — zachęciła go, zabierając się przygotowywanie kawy.

— Jasne — przytaknął, siadając na jednym z krzeseł. Po wypełnieniu naczynia po brzegi, duszkiem wypił jego zawartość, nie zważając na to, że tak łapczywe picie zimnych napojów może mu zaszkodzić. Było mu wszystko jedno. — Od razu lepiej, dziękuję — stwierdził po wychyleniu drugiej szklanki wody.

— Co zjesz na śniadanie? — zapytała rzeczowo dziewczyna, idąc w kierunku lodówki.

— A skąd pomysł, że w ogóle będę cokolwiek jadł? — odpowiedział jej pytaniem na pytanie.

— Bo ja tak mówię — stwierdziła z rozbrajającą szczerością. — Nie pozwolę, żebyś się głodził. Wczoraj wieczorem ledwie skubnąłeś kolację.

— No i co z tego? — wzruszył ramionami. — Nic mi nie będzie. Najwyżej trochę schudnę i tyle.

— Ciekawe z czego — westchnęła, przewracając oczami. — Przecież ty prawie w ogóle nie masz tłuszczu. Zrobię ci jajecznicę — zarządziła, a jej ton głos wskazywał, że nie zniesie sprzeciwu. — Na boczku, tak jak lubisz.

A gdyby takWhere stories live. Discover now