Rozdział 024

180 7 0
                                    

Marek był w świetnym humorze po lunchu z Sebastianem. Odwiedzili niewielką knajpkę, gdzie jadali jeszcze w studenckich czasach i ku swemu zadowoleniu stwierdzili, że jakość podawanych tam potraw była nadal na tak wysokim poziomie, co dawniej. Delektując się smakiem ulubionych dań, skorzystali z okazji, by wspólnie powspominać stare czasy, przywołując różne zabawne sytuacje ze studiów. O wielu zdarzeniach Dobrzański zdążył już zapomnieć przez te lata, ale Olszański — obdarzony wręcz kronikarką pamięcią — był łaskaw mu je przypomnieć, podając przy tym mnóstwo szczegółów. Wracając do swojego gabinetu po pożegnaniu się z przyjacielem, Marek wciąż nie mógł przestać śmiać się z niektórych wybryków ich kolegów z grupy studenckiej.

— Hej, już jestem — powiedział radośnie do Joaśki, wchodząc do sekretariatu prawie tanecznym krokiem. Szeroki uśmiech na jego twarzy zdradzał jego świetne samopoczucie, ale ona wyglądała zmartwioną, a może tylko zmęczoną i skupioną na wykonywanej pracy? Jakkolwiek było, Marek bardzo chciał, żeby Joaśka była równie zadowolona co on w tej chwili. — Coś się działo podczas mojej nieobecności?

— Niewiele. Przyszła popołudniowa poczta — odparła obojętnym tonem, podając mu plik kilkunastu kopert. — Było też kilka telefonów, ale ze wszystkim sobie poradziłam.

— Zuch dziewczyna — pochwalił ją, puszczając do niej oczko. — Nikt mnie nie szukał? Na przykład Paulina?

— Nie, nie było tu pani Pauliny. Przechodziła tędy pani Julia i też o nią pytała. A ciebie szukał księgowy, Adam Turek.

— Adam? — zmarszczył brwi Marek. — Mówił, o co chodzi?

— Tak, miał problem z rozliczeniem faktury, ale jemu też byłam w stanie pomóc — stwierdziła Kostrzewska, zmieniając nieco wyraz swojej twarzy. Najwyraźniej zaczął udzielać się jej dobry humor szefa, bo pochmurna mina szybko ustąpiła miejsca delikatnemu uśmiechowi.

— Doskonale — ucieszył się Dobrzański. — Jeszcze trochę i w ogóle nie będę miał tutaj nic do roboty, bo będziesz w stanie we wszystkim mnie wyręczyć.

— Na twoim miejscu nie liczyłabym na to. Aż tak dobrze to nigdy nie będzie — roześmiała się Joaśka.

— Nigdy nie mów nigdy — zwrócił jej uwagę, nie przestając się śmiać. — Kiedy ja zaczynałem pracę, to nie uczyłem się tak szybko jak ty.

— Chcesz mnie zawstydzić? — zapytała nieco kokieteryjnie.

— Może — odpowiedział Marek przeciągle. Był tak skupiony na rozmowie z Kostrzewską, że jego uwadze umknął fakt, iż w sekretariacie pojawiła się jego narzeczona wyglądem przypominająca chodzącą chmurę gradową.

— Dzień dobry, pani Paulino — odezwała się Joaśka, która dostrzegła ją jako pierwsza. W jednej chwili uśmiech malujący się na twarzy dziewczyny zniknął tak szybko, jak się pojawił. A ona sama poderwała się z zajmowanego miejsca, by stanąć prawie na baczność i z niepokojem patrzyła na to, co się dalej wydarzy.

— Paula, kochanie — powitał ją Marek, podchodząc bliżej z zamiarem pocałowania jej. Kiedy jednak przysunął się do niej, ona odwróciła głowę i cofnęła się dwa kroki. Aż nazbyt wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie życzyła sobie w tym momencie takich gestów z jego strony. — Gdzie się podziewałaś? Dzwoniłem do ciebie kilka razy, Julia podobno też cię szukała — dodał szybko, chcąc uniknąć niezręcznej ciszy.

— Byłam zajęta — powiedziała chłodnym tonem Paulina, posyłając mu jedno z tych lodowatych spojrzeń, od których ciarki przebiegały mu po plecach. — Może wejdziemy do gabinetu?

A gdyby takOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz