Rozdział 007

212 6 0
                                    

Marek i Paulina jeszcze poprzedniego dnia przeszli do porządku nad swoją poranną sprzeczką. Nie rozmawiali już o Aleksie, ale oboje udawali, jakby nic się nie stało. A Dobrzański, zgodnie ze swoim postanowieniem, nie przeprosił narzeczonej za swoje kąśliwe uwagi pod adresem przyszłego szwagra. Zamiast tego postarał się, by spędzić z Pauliną miłe popołudnie i wieczór a przede wszystkim upojną noc. To było ich antidotum na wszelkie niesnaski. Sprawdzona metoda rozwiązywania, czy raczej odsuwania od siebie, mniejszych i większych problemów. Choć oboje czerpali wiele przyjemności z tych zbliżeń, to Marek miał wrażenie, że wkradł się do nich pewien automatyzm. Ich gra wstępna przebiegała zawsze według tego samego ustalonego schematu, jakby oboje zdawali egzamin ze sztuki kochania.

On doskonale wiedział, jakie pieszczoty ją podniecają, a ona — w jaki sposób rozpalić go do czerwoności. Oboje skrzętnie korzystali ze zdobytej wiedzy, jakby nie zauważając, że stali się do bólu przewidywani i rutynowi. Ta noc również nie była pod tym względem wyjątkowa. Narzeczeni utartym szlakiem wdrapali się na szczyt a potem zasnęli odwróceni do siebie plecami, by móc wypocząć po miłosnych uniesieniach. Cel został jednak osiągnięty, więc następnego ranka wstali w dobrych humorach i około południa pojechali do domu rodziców Marka na umówiony obiad.

— Witajcie, moi kochani! — od progu radośnie powitała ich Helena, zapraszając ich, by weszli do środka. — Wspaniale wyglądasz, Paulinko. Wyjazd do Mediolanu dobrze ci zrobił. Do twarzy ci z taką delikatną opalenizną. A ta nowa fryzura jest po prostu bajeczna! Zupełnie jakby była stworzona specjalnie dla ciebie — pochwaliła przyszłą synową.

Nowa fryzura, westchnął w duchu Marek. Czyżbym jak zwykle zauważył to ostatni? Ostatecznie wcale tak dużo się nie zmieniło. Kolor nadal ten sam, tylko uczesanie delikatnie inne niż wcześniej, wielkie mi rzeczy.

— Dziękuję — odparła Febo, odruchowo poprawiając włosy. — Mediolan był cudowny. Wiele się tam wydarzyło.

— Musisz nam wszystko dokładnie opowiedzieć, moja droga — powiedziała z przejęciem Dobrzańska, wprowadzając młodych do salonu, gdzie w głębokim fotelu siedział Krzysztof. Na widok gości odłożył trzymaną w ręku gazetę i wstał, żeby się przywitać.

— Cześć, tato — pierwszy odezwał się Marek, podchodząc do niego bliżej. — Jak się dzisiaj czujesz? — zapytał z troską, wiedząc, że ojciec jest od jakiegoś czasu bardzo osłabiony. W ostatnich tygodniach przeszedł wiele różnych badań, których wyniki pozostawiały wiele do życzenia. Na razie lekarze nie chcieli uciekać się do radykalnych rozwiązań w postaci operacji, dlatego przepisali Krzysztofowi nowe leki, mając nadzieję, że sytuacja się poprawi. Jednak Marek dostrzegał, że tata wcale nie miewa się najlepiej i zamiast odczuwać jakąś poprawę, to z każdym dniem jest coraz słabszy.

— Całkiem nieźle — skłamał Krzysztof, uśmiechając się kwaśno. Jego syn aż za dobrze znał tę minę i to spojrzenie. Czyli nie jest zbyt dobrze, ale nie chce mnie martwić. Jak zwykle dla niego najważniejsza jest firma i nie chce mnie obarczać kolejnymi zmartwieniami, ocenił Marek. — A jak tam przygotowania do premiery? — zapytał Dobrzański senior, wyrywając go z zamyślenia.

— W porządku — odparł lakonicznie Marek bez wdawania się w szczegóły. Typowym dla siebie gestem przeczesał już nieco przydługie włosy. Robił tak zawsze, kiedy był zakłopotany i nie bardzo wiedział, co powiedzieć. — Wiesz, jak to jest. Ciężko to wszystko ogarnąć.

— Na pewno dasz sobie radę — powiedział z przekonaniem Krzysztof, klepiąc syna po ramieniu. — Jedyne, co nie daje mi spokoju, to te niepochlebne artykuły o nas.

— Więc też czytałeś? — bardziej stwierdził, niż zapytał Marek. Spodziewał się, że nawet gdyby wysłać ojca na bezludną wyspę, to on i tak znalazłby jakiś sposób, by śledzić medialne doniesienia na temat „Febo&Dobrzański". Czemu ja się dziwię? Przecież ta firma to było i w zasadzie nadal jest całe jego życie. Poświęcił się jej bez reszty, podporządkowując tej sprawie wszystko inne. Rodzina, przyjaciele, hobby, wypoczynek a nawet zdrowie zawsze były spychane na dalszy plan. Najważniejsze były kolejne kolekcje, pokazy, kampanie reklamowe i tak w kółko, pomyślał.

A gdyby takWhere stories live. Discover now