Rozdział 049

173 3 0
                                    

Kiedy Józef podszedł do wskazanego przez panią Alę samochodu, od razu wziął z jej rąk bukiet kwiatów, by mogła łatwiej znaleźć kluczyki w przepastnej czeluści swojej torebki. Patrząc na jej minę, ku swojej satysfakcji stwierdził, że najprawdopodobniej właśnie miała zamiar go o to poprosić, ale on okazał się szybszy. Gdy tylko usłyszał charakterystyczny dźwięk otwieranego centralnego zamka, jednym susem znalazł się przy drzwiach znajdujących się od strony kierowcy, by otworzyć je dla Milewskiej.

— Dziękuję — powiedziała podczas wsiadania do auta, przelotnie posyłając mu uśmiech wyrażający znacznie więcej niż słowa. Upewniwszy się, że kobieta wygodnie usadowiła się na swoim miejscu, Cieplak ostrożnie zamknął drzwi, by po chwili otworzyć sąsiednie w celu umieszczenia trzymanego bukietu na tylnym siedzeniu. Teraz pozostało mu obejść samochód dookoła i usiąść na miejscu pasażera. Czuł się trochę niekomfortowo w tej nowej dla siebie sytuacji. Kiedy jeszcze miał własny samochód i jego żona żyła, to nigdy nie pozwalał jej prowadzić, ale sam wszędzie ją woził. Wyjątkiem były sytuacje, kiedy na bocznych drogach uczył ją, jak należy jeździć.

— Proszę zapiąć pasy — poprosiła Milewska, wyrywając go z zamyślenia.

— A, tak, tak, oczywiście — odparł Cieplak ze skruchą w głosie, niezwłocznie wykonując jej polecenie. — Przepraszam, ostatnio zbyt rzadko podróżuję samochodem, więc trochę odwykłem.

— Czyli nie ma pan swojego auta? — wywnioskowała, zdecydowanym ruchem przekręcając kluczyk w stacyjce.

— Teraz już nie. Kiedyś miałem i lubiłem jeździć nawet w długie trasy — przyznał się, wracając pamięcią do tamtych czasów. — Po śmierci żony jakoś straciłem do tego serce, a na dodatek przestało mnie być stać na samochód. Przy trójce dzieci zawsze jest tysiąc pilniejszych wydatków.

— To zrozumiałe. Pewnie musiało być panu bardzo ciężko — powiedziała z empatią. — Samotne wychowanie jednego dziecka jest wyzwaniem, a co dopiero trójki.

— Aż tak źle nie było. Dzieciaki dużo mi pomagały, szczególnie starsza córka. Była już w liceum, kiedy moja żona odeszła — westchnął smutno Józef, odwracając wzrok w kierunku okna. — Ale pani jeździ — skomentował, gdy kobieta raptownie zmieniła pas, by wyminąć jadący zbyt wolno samochód dostawczy.

— Co, źle? — zainteresowała się Milewska, spoglądając na niego ukradkiem.

— Nie, nie, dobrze — zapewnił, kiwając głową z uznaniem. — Jak Hołowczyc albo ten... Kubica. Pewnie ojciec panią nauczył.

— Narzeczony — poprawiła go, przyjmując poważny ton głosu.

— A, to dobry nauczyciel — ocenił, spoglądając na nią. Jeden rzut oka wystarczył, by zorientować się w sytuacji. — Ja moją Magdę też uczyłem — dodał szybko, nie chcąc zmuszać kobiety do kontynuowania tego najprawdopodobniej niełatwego dla niej tematu.

— Mój narzeczony, Wojtek, zginął w wypadku miesiąc przed naszym ślubem — wyznała, z trudem opanowując wzruszenie.

— Przykro mi bardzo, nie miałem pojęcia — powiedział ze szczerym współczuciem.

— To było dawno temu. Miałam wtedy dwadzieścia dwa lata — westchnęła z nostalgią Milewska. — Od tamtej pory jakoś nieśpieszno mi do narzeczonych. Tak już zostało.

— Rozumiem. Jak moja Magda umarła, to też wiedziałem, że nikt mi jej nie zastąpi — odparł Cieplak, wyczuwając w swojej rozmówczyni bratnią duszę. Wyglądało na to, że łączyło ich więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. — I chociaż dla dzieci pewnie byłoby lepiej, gdybym wtedy ożenił się drugi raz, to nie zrobiłem tego i... tak już zostało.

A gdyby takحيث تعيش القصص. اكتشف الآن