Rozdział 115

72 2 1
                                    

— Jaką kwestię? — jako pierwszy zapytał Marek, przerywając niezręczną ciszę, jaka zapadła w sali konferencyjnej po tajemniczej wypowiedzi Krzysztofa.

— Przyszłości naszej firmy — odparł spokojnie Dobrzański senior, czym jeszcze bardziej zaskoczył wszystkich obecnych. Omiótł wzrokiem zaskoczone twarze Aleksa, Pauliny i Marka, po czym na chwilę skupił wzrok na żonie, która posłała mu subtelny uśmiech i zamrugała oczami na znak zrozumienia. Krzysztof odwzajemnił jej się tym samym, ciesząc się, że i tym razem przekaz telepatyczny go nie zawiódł. Świadomość, że jedna osoba na sali nie tylko wie, ale też zgadza się z podjętą przez niego decyzją, dodała mu odwagi. Senior nabrał głęboko powietrza, po czym otworzył usta, by wygłosić słowa, które ułożył sobie wcześniej w głowie. — Powinniśmy wyciągnąć wnioski z katastrofalnej klęski ostatniej kolekcji.

— Zgadzam się — ochoczo podchwycił Aleks. — Moim zdaniem, należałoby zacząć od poszukania odpowiedzi na pytanie, kto jest temu winien — dodał z naciskiem, spoglądając wymownie na Marka.

— Coś sugerujesz? — syknął Dobrzański junior, robiąc groźną minę.

— A jak myślisz? — odpowiedział pytaniem na pytanie Febo ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.

— Dość — przerwał im Krzysztof, krzywiąc się z dezaprobatą. A oni cały czas swoje, westchnął w duchu, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Nie wiem i być może nigdy się nie dowiem, skąd w nich tyle nienawiści. Przecież kiedyś się przyjaźnili, a teraz? Skaczą sobie do oczu pod byle pretekstem. Gdyby moje relacje z Francesco tak wyglądały, to nic byśmy nie zdziałali. Cała nadzieja w tym, że powierzenie im większej odpowiedzialności pomoże im przejść do porządku nad tym ich głupim konfliktem. — Szukanie winnych nie ma sensu...

— Wprost przeciwnie — stanowczo zaprotestował Febo. — Tylko tak mamy szansę wyciągnąć wnioski z tego, co się stało — argumentował z niezachwianą wiarą w prawdziwość wypowiadanych słów.

— Pozwól, że dokończę — delikatnie upomniał go Krzysztof, który nigdy nie lubił, gdy mu przerywano. — Szukanie winnych nie ma sensu — powtórzył, przyjmując podniosły ton. — Po pierwsze dlatego, że bez względu na wszystko byliśmy, jesteśmy i będziemy jedną rodziną — stwierdził autorytatywnie, przenosząc wzrok na siedzących blisko siebie Marka i Paulinę. W oczach seniora stanowili oni najbardziej wymowny dowód, potwierdzający prawdziwość jego tezy. Tych dwoje połączyła nie tylko wspólna firma, ale też głębokie uczucie, o czym świadczy fakt, że już wkrótce staną oni razem na ślubnym kobiercu. — A po drugie, nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy obarczać kogokolwiek winą za rzeczy będące poza czyimkolwiek wpływem. Cokolwiek byśmy nie zrobili, nie jesteśmy w stanie nikogo zmusić do kupowania ubrań z naszych kolekcji — zdecydował się wygłosić to oczywiste zdanie, bo odnosił wrażenie, że Aleks zdawał się o tym zapominać. — Fatalne wyniki sprzedaży ostatniej kolekcji stanowią niezbity dowód, że skończyła się pewna epoka.

— To chyba zbyt daleko idący wniosek — obruszyła się Paulina. — To przecież tylko jedno niepowodzenie, z którego wkrótce się podniesiemy — oceniła, kładąc swoją rękę na spoczywającej na stole dłoni Marka.

— Miałabyś rację, gdyby chodziło tylko o incydent. Jednak to nie jest pierwsza tego rodzaju sytuacja — przypomniał jej Dobrzański senior. — Kilka ostatnich kolekcji nie sprzedawało się tak dobrze, jak zakładaliśmy, ale dopóki udawało nam się osiągnąć akceptowalny poziom zysków, to nie robiliśmy z tego kwestii. A szkoda. Zamiast tłumaczyć to sobie kryzysem, wzrostem cen materiałów i tak dalej, trzeba było zastanowić się, co moglibyśmy zmienić po naszej stronie. Dlatego prędzej czy później musiało dojść do sytuacji, z którą teraz przyszło nam się zmierzyć. Oczywiście nie cieszę się, że tak się stało, ale... uświadomiło mi to coś bardzo ważnego. Rynek bardzo się zmienił od czasu, kiedy Francesco i ja stawialiśmy pierwsze kroki w branży. Kiedy już udało nam się zaistnieć na polskim rynku, wystarczyło kilka razy do roku wyprodukować nową kolekcję i tyle. Teraz to zdecydowanie za mało, by osiągnąć sukces. A ja nie mam już sił, by gonić stracony czas i przeprowadzić firmę przez konieczne zmiany. Dlatego postanowiłem zrezygnować ze stanowiska prezesa i ustąpić miejsca Markowi lub Aleksowi. To, kto mnie zastąpi, zostanie rozstrzygnięte podczas konkursu.

A gdyby takWhere stories live. Discover now