Rozdział 087

84 2 0
                                    

Po sobotniej rozmowie z Maćkiem, Piotr miał nad czym rozmyślać. To, czego dowiedział się o Uli, w pierwszej chwili bardzo go zaskoczyło, a nawet rozbawiło, ale nie dał tego po sobie poznać. W końcu obiecał Szymczykowi, że nie będzie się śmiał z tego, co usłyszy na temat Cieplakówny. Piotrowi nie przyszło do głowy, że jego dziewczyna będzie miała tak staroświeckie podejście do seksu, ale za to teraz rozumiał już wszystko — zarówno jej wcześniejsze zdystansowanie, jak i nerwową reakcję, kiedy znaleźli się w sytuacji sam na sam i on zaczął się do niej dobierać. Co więcej, im dłużej Sosnowski się nad tym zastanawiał, tym mniejszą miał ochotę naśmiewać się z takiego podejścia do spraw damsko-męskich. W końcu dotarło do niego, że w gruncie rzeczy taka postawa zasługuje na wyrazy uznania i głęboki szacunek, a nie na szyderstwo czy mniej lub bardziej wybredne żarty. W dzisiejszych czasach swoboda seksualna stała się czymś tak oczywistym, że łatwo można było zapomnieć o tym, iż jeszcze całkiem nie tak dawno temu większość młodych kobiet trzymało się tych samych zasad co Ula. I wtedy nie tylko nie budziło to w nikim żadnego zdziwienia, ale nawet było uważane za coś naturalnego. Natomiast z krytyką — przynajmniej oficjalnie — spotykały się osoby, które pozwalały sobie na seks przed ślubem, czego widocznym skutkiem była chociażby niechciana ciąża. I chociaż czasy się zmieniły, to po gruntownym przemyśleniu sprawy Piotr potrafił dostrzec dobre strony postawy prezentowanej przez Ulę. Jako lekarz wiedział, że takie zachowanie zdecydowanie zmniejsza ryzyko zarażenia się chorobami przenoszonymi drogą płciową, które mogą skutkować długotrwałymi problemami zdrowotnymi. A jako mężczyzna stwierdził, że perspektywa posiadania ukochanej kobiety na wyłączność — ze świadomością, że przedtem nie dotykał jej nikt inny — miała w sobie coś niesamowicie pociągającego. I chociaż Sosnowski zdawał sobie sprawę, że nie będzie mu łatwo panować nad sobą, by poczekać na Ulę aż do ślubu, to postanowił spróbować. Teraz pozostało mu tylko (albo aż) przekonać Cieplakównę, by zapomniała o tym, co wydarzyło się w sobotni wieczór. W tej kwestii zdał się na inwencję Maćka, który znał dziewczynę lepiej, i bez zastrzeżeń zaakceptował obmyślony przez niego plan.

Piotr przyjechał do kliniki stomatologicznej ponad godzinę przed umówioną wizytą u ortodonty, na którą jakimś cudem udało się umówić Ulę. Kiedy Sosnowski obdzwaniał od rana kolejne znalezione w Internecie punkty, gdzie przyjmowali ortodonci cieszący się dobrą opinią, od każdej rejestratorki słyszał, że umówienie wizyty na ten sam dzień nie będzie możliwe. Jednak Piotr się nie poddał i wreszcie dopiął swego. W jednej z klinik pacjentka przemówiła wizytę na inny termin, co pozwoliło zapisać Ulę w to miejsce. Chcąc odpowiednio wcześniej dopełnić wszystkich formalności, Sosnowski zjawił się w klinice parę minut po siedemnastej. W ciągu kwadransa Piotr wiedział już wszystko — teraz pozostało tylko poczekać na Maćka, który miał przywieźć Ulę z pracy. Usadowiwszy się na jednym z foteli stojących przy recepcji, Sosnowski próbował czytać książkę, którą zabrał ze sobą z domu, ale nie mógł się skupić na tej czynności. Za każdym razem, gdy otwierały się drzwi wejściowe, lekarz odruchowo spoglądał w tamtym kierunku, spodziewając się ujrzeć tam Ulę w towarzystwie Maćka. W efekcie w ciągu godziny Piotrowi nie udało się przeczytać ze zrozumieniem nawet jednej strony, dlatego zrezygnował z dalszej lektury. Co i rusz spoglądał na wiszący na ścianie zegar, jak gdyby liczył na to, że dzięki temu czas będzie płynął szybciej. Jednak każda minuta dłużyła mu się niemiłosiernie. A kiedy do umówionej wizyty pozostał kwadrans, Piotr zaczął odczuwać coraz większy niepokój, czy Ula i Maciek zdążą przyjechać na czas. Korciło go nawet, żeby zadzwonić do Szymczyka, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu, by niechcący czegoś nie zepsuć. Sosnowski nie mógł jednak spokojnie usiedzieć w jednym miejscu, więc założył kurtkę i wyszedł na zewnątrz, gdzie niecierpliwie wypatrywał pojawienia się charakterystycznego volvo. Kiedy parę minut później je zobaczył, odetchnął z ulgą i natychmiast podszedł bliżej, by przywitać Ulę i Maćka, jak tylko wysiądą z samochodu. Jak się wkrótce okazało, nie był to przemyślany ruch, bo na widok Sosnowskiego Cieplakówna zaczęła uciekać. Wprawdzie zatrzymanie jej nie okazało się trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę, że Piotr i Maciek mieli nad nią przewagę liczebną, ale powiedzenie jej czegokolwiek wydawało się niewykonalne. Tylko dzięki zdecydowanej interwencji Szymczyka udało się nakłonić dziewczynę, by weszła na umówioną wizytę u ortodonty. Ula nic z tego nie rozumiała, ale posłusznie zastosowała się do polecenia przyjaciela. A po wizycie Cieplakówna nie była już tak nieprzejednana i Piotr zdołał ją nakłonić do poważnej rozmowy, podczas której wszystko sobie wyjaśnili. On przeprosił ją za swoje zachowanie w sobotni wieczór, jednocześnie obiecując, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy. A na dowód tego, jak bardzo mu na niej zależy, zobowiązał się do sfinansowania jej aparatu ortodontycznego, co zrobiło na niej piorunujące wrażenie. Najwyraźniej ten gest znaczył dla niej więcej niż słowa, o czym świadczyło jej autentyczne wzruszenie. W odpowiedzi Ula nie tylko zgodziła się puścić w niepamięć to, co wydarzyło się podczas ich ostatniej randki, ale też zdobyła się na wyznanie, dlaczego wtedy zachowała się tak, a nie inaczej. Widząc, jak wiele ją to kosztowało, Sosnowski cierpliwie jej wysłuchał, ale też — zgodnie ze złożoną Szymczykowi obietnicą — nie dał po sobie poznać, że nie była to dla niego żadna nowość. Aby ostatecznie przypieczętować zawarty rozejm, Piotr przekonał ją, że to on — a nie Maciek — odwiezie ją do Rysiowa. Po drodze rozmawiali, żartowali — jak gdyby w ogóle nie doszło między nimi do żadnego konfliktu.

A gdyby takKde žijí příběhy. Začni objevovat