Rozdział 154

96 2 37
                                    

Marek bardzo chciał odprowadzić Paulinę na lotnisko, ale ona poprzedniego dnia wyraźnie dała mu do zrozumienia, że sobie tego nie życzyła. I chociaż nie przyszło mu to łatwo, to postanowił uszanować jej wolę. Dlatego zamiast na Okęcie Dobrzański pojechał prosto do „F&D", by nie tylko zająć się czymś pożytecznym, ale też zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami związanymi zwłaszcza z brakami kadrowymi. Ledwo Marek zdążył załatać jedną dziurę i odzyskać poczucie, że przy bieżącym składzie osobowym poradzą sobie ze wszystkimi zadaniami, to zaraz działo się coś, co wymagało kolejnego pochylenia się nad tą kwestią. Najpierw z niemałym trudem rozdysponował obowiązki Pauliny, a potem zastąpił Julię Anią, wierząc, że to wystarczy — przynajmniej na razie. Tymczasem ciąża Joaśki okazała się kolejną komplikacją.

Oczywiście cieszę się jej szczęściem, ale... naprawdę wolałbym, żeby to stało się przynajmniej trzy miesiące lub pół roku później, westchnął ciężko, wchodząc do biurowca. No ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko trzeba się spokojnie zastanowić, co dalej. Najoczywistszym rozwiązaniem byłoby przerzucić część zadań na Anię, ale obawiam się, że ona już więcej nie udźwignie. Spróbuję z nią pogadać, ale nie obiecuję sobie po tym zbyt wiele. Podejrzewam, że wiem, co usłyszę od Ani...

— Hej, stary! — Rozmyślania przerwał mu Sebastian, który wyrósł przed nim jak spod ziemi. — Co tam, jak tam?

— Cześć. Paula leci dzisiaj z Aleksem do Mediolanu — Marek przekazał nowinę przyjacielowi, nadal czując wyrzuty sumienia, że to nie on towarzyszył żonie w tej podróży.

— To co tu robisz? — zmarszczył brwi Olszański. — Nie powinieneś być na lotnisku?

— Teoretycznie tak, ale... Paulina nie chciała, żebym ją odprowadzał — odparł smutno Dobrzański, bezradnie rozkładając ręce.

— Dlaczego?

— Nie wiem, mogę się tylko domyślać... no to co było robić? Przyjechałem do biura. A ty co dzisiaj tak wcześnie? Spać nie mogłeś? — zręcznie zmienił temat Dobrzański.

— Zgadłeś. Od czwartej przewracałem się z boku na bok, więc w końcu stwierdziłem, że to nie ma sensu. Zamiast leżeć i się wkurzać, postanowiłem się ogarnąć i przyjechać do biura, żeby zrobić coś pożytecznego — wyjaśnił Olszański, siląc się na uśmiech. — Mam nadzieję, że jak się dzisiaj porządnie zmęczę, to wieczorem padnę i prześpię całą noc.

— Mówisz... to co powiesz na partyjkę squasha po pracy? — zaproponował Marek. — Nie wiem jak ty, ale ja po naszym weekendowym świętowaniu nie miałem kiedy spalić tych wszystkich kalorii. A poza tym nic tak nie męczy jak squash — dodał, spoglądając na niego porozumiewawczo.

— To prawda. W takim razie jesteśmy umówieni — chętnie zgodził się Olszański. — Spotkajmy się na miejscu. Siedemnasta trzydzieści będzie okej?

— Jasne.

***

Tuż przed wyjazdem do Mediolanu Aleks wpadł do firmy jak po ogień, by odnieść do biura dokumenty, które przez nieuwagę zabrał ze sobą do domu. Były one na tyle ważne, że wolał nie zostawiać ich w swoim mieszkaniu. Gdyby pod jego nieobecność okazały się potrzebne, wtedy zrobiłby się poważny problem, czego Febo wolał uniknąć. Dlatego punkt dziewiąta zjawił się w „F&D", by odłożyć przyniesione papiery na ich miejsce w swoim gabinecie. Przy tej okazji natknął się oczywiście na Dorotę, która znów podjęła próbę zadania mu jakiegoś pytania. Aleks jednak musiał się śpieszyć, żeby zdążyć pojechać do mieszkania po Paulinę i razem z nią udać się na lotnisko. Dlatego znów nie pozwolił sekretarce dojść do słowa, na odchodne komunikując jej, że wróci z Mediolanu najwcześniej na początku przyszłego tygodnia.

A gdyby takWhere stories live. Discover now