Rozdział 104

6.8K 353 33
                                    


Perspektywa Rose:


Rose: Harry, przestań!- zaśmiałam się.
Rose: Mogę Cię o coś zapytać?- zapytałam po chwili.
Harry: Jasne.
Rose: To wy zawieźliście Anne do szpitala prawda? Dlaczego?
Harry: Co dlaczego? Była ranna.- odpowiedział.
Rose: Tak, ale um.
Harry: Rozumiem. Przecież jesteśmy mordercami, nie moglibyśmy tego zrobić bez powodu!- powiedział oburzony.
Rose: To nie tak, po prostu nie widziałam, żebyście...
Harry: Żebyśmy komuś pomogli tak? To mało widziałaś!- przerwał mi.
Rose: Harry nie...- zaczęłam, ale przerwał mi telefon Harry'ego.
Harry: Czego!- krzyknął do telefonu.
Harry: Już jedziemy.- powiedział i wyszedł z pokoju bez słowa.
Ugh świetnie, przecież nie to chciałam powiedzieć. A nawet jeśli to przecież mam rację. Nie są pierwsi do pomocy.


Było już późno, a oni nadal nie wracali, dlatego postanowiłam zjeść kolacje i iść spać. W trakcie jedzenia płatków usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. A po chwili w kuchni pojawił się Niall.
Rose: Hej gdzie byliście?- zapytałam.
Niall: Powiem, jeśli mi trochę zostawisz.- wskazał na moje płatki.
Rose: Mów.- powiedziałam, oddając mu jedzenie.
Niall: Załatwialiśmy parę spraw.- odpowiedział z pełną buzią.
Rose: Coś więcej?
Harry: Rose powinnaś już dawno spać. Idź już na górę.- powiedział, wchodząc do kuchni.
Rose: Co dlaczego? Ktoś przyszedł?- zapytałam, słysząc rozmowy na korytarzu.
Harry: Może tak, może nie. Nie powinno Cię to interesować.
Rose: Kim oni są?- zapytałam, widząc jakichś ludzi idących do salonu.
Harry: Nie będę się powtarzał, idź na górę.- powiedział zniecierpliwiony.
Rose: Nie jestem dzieckiem, nie możesz mi rozkazywać.- odpowiedziałam pewnie. Ale Harry'emu nie spodobała się moja odpowiedź, ponieważ wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę schodów.
Rose: Puść mnie!- krzyknęłam.
Harry: Zamknij się! A poza tym, gdzie mam cię puścić tu na schodach?- zapytał wkurzony. Widzę, że nadal jest zły, za to co powiedziałam rano. Zaniósł mnie do pokoju i tam zostawił, sam wracając na dół.
Rose: Nie ma mowy, żebym tu teraz została.- stwierdziłam po chwili, wychodząc z pokoju. Cicho przesunęłam się w stronę schodów i usiadłam na jednym z najwyższych stopni, tak, że barierka świetnie mnie zasłaniała, a ja mogłam zobaczyć i usłyszeć co dzieje się w salonie. Rozpoznałam chłopaków siedzących tyłem do drzwi. A naprzeciw nich siedziało kilku chłopaków, mniej więcej w tym samym wieku co oni. Nie słyszałam dokładnie, o czym rozmawiali, ale wyglądali jakby dobrze i długo już się znali. Zeszłam jeszcze kilka stopni w dół, żeby cokolwiek usłyszeć.
- ... więc kiedy upewniliśmy się, że nic nie pamięta, zostawiliśmy go niedaleko siedziby jednego z większych gangów we Francji.- powiedział jeden z nich, śmiejąc się.
- Na pewno ucieszyli się z tego prezentu, bo on im również zaszedł za skórę.- kontynuował inny. Hmm o kim oni mogą mówić? I kim w ogóle są Ci ludzie? Co tutaj robią?
Po chwili z salonu wyszedł jakiś chłopak. Przestraszyłam się, że mnie zobaczy, dlatego chciałam szybko się schować. Niestety uderzyłam łokciem w barierkę, robiąc trochę hałasu. Chłopak spojrzał w moim kierunku, ale chyba mnie nie zauważył, ponieważ poszedł dalej. Odetchnęłam z ulgą i starałam się usłyszeć, o czym dalej mówią.
- Całkiem sporo zabawy było z tym człowiekiem.
Louis: Tak, wisimy wam przysługę.
- Naprawdę nie ma sprawy. To była dobra zabawa. Teraz załatwimy tu potrzebne sprawy i będziemy wracać do siebie.
Harry: Lucas nie ma sprawy. Nasz dom jest waszym, zostańcie tak długo, jak chcecie.
- Kim jesteś i czemu nas podsłuchujesz?- usłyszałam nagle przy uchu, a potem poczułam przyłożony pistolet do moich pleców. Przez co od razu w moich oczach pojawiły się łzy, które z trudem powstrzymywałam. Powoli odwróciłam głowę i zobaczyłam chłopaka, który przed chwilą wyszedł z salonu.
- No odpowiadaj. Czekam.- powiedział, kiedy nic nie odpowiedziałam.
- Wstań.- rozkazał mi, mocno chwytając za przedramię i ciągnąc do góry.
- Idź do przodu.- powiedział. Ale ja nie zrobiłam żadnego kroku. Kurde Harry się wkurzy, że nie zostałam w pokoju. Co mam zrobić? Pokręciłam jedynie głową, czując, że nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa.
- Nie słyszałaś, co powiedziałem?- zapytał, przybliżając się do mnie, przez co wyraźnie czułam jego perfumy.
- Idź, wreszcie.- popchnął mnie, przez co prawie spadłam z tych głupich schodów. A kiedy zobaczył, że to nic nie daje, chwycił mnie jeszcze raz za przedramię i pociągnął za sobą.

- Mieliście podsłuchiwacza.- powiedział, kiedy weszliśmy do pokoju. Czułam, że robię się cała czerwona, kiedy wszyscy przenieśli swój wzrok na mnie.
Harry: Rose do cholery, powinnaś być na górze!- krzyknął zły, a jego oczy zaczęły ciemnieć. Po chwili wstał i szybko do nas podszedł. Ups nie będzie dobrze.
Rose: Chciałam się tylko napić wody przed snem.- skłamałam, bojąc się na niego spojrzeć. Oby mu przeszło, oby mu przeszło, oby mu przeszło.
- Och więc to jest Rose?- powiedział, chłopak, z którym przed chwilą rozmawiał Harry i również do nas podszedł.
- Finlay, schowaj ten pistolet debilu, wystraszyłeś ją.- skarcił chłopaka, który mnie tutaj przyprowadził.
- Jestem Lucas.- przedstawił się, wyciągając do mnie dłoń, którą niepewnie uścisnęłam.
- Och ten idiota Finlay ci to zrobił?- wskazał na zaczerwienienie na moim przedramieniu i po chwili uderzył chłopaka w tył głowy.
Harry: Nic się nie stało, przecież nie wiedział, kim jest. Wybacz Lucas, ale Rose jest zmęczona. Poznacie się jutro, Ros musi wracać na górę.- przerwał nam Harry.
Harry: Idź grzecznie na górę i nie denerwuj mnie już dzisiaj.- powiedział do mojego ucha. Więc nie chcąc go denerwować, zrobiłam to co kazał.

*******

Kolejny rozdział, za tydzień :).

Porwana przez One Direction/ h.sWhere stories live. Discover now