Rozdział 48

10.3K 447 177
                                    

Wszyscy są już w 2 bazie, czyli to oznacza że za kilka chwil będę miała szansę na ucieczkę. Podeszłam do chłopaków i usiadłam obok nich na ziemi. Zaczęłam myśleć o tym czy sobie poradzę i czy na pewno jest to dobry pomysł? 

Z zamyśleń wyrwały mnie strzały i to, że zostałam przez kogoś popchnięta w stronę jakiejś starej szopy. Za nią siedzieli chłopcy i naradzali się. Czyli musieliśmy już zostać napadnięci. No raczej, myśl trochę Ros, ale mam spóźniony orient.

Harry: Co to za debile? Jak mogli ośmielić się w nas strzelać, nie wiedzą kim jesteśmy?

Liam: Mamy tylko 10 pistoletów i noże. Więc wychodzi na to, że oni mają przewagę.

Harry: Kurwa. - wychylił się, ale szybko się cofną, bo zaczęli ponownie strzelać. Popatrzyłam na chłopaków z 5sos, ale ich miny nie wyrażały nic. 

Luke: Może powinnyśmy się wycofać i dowiedzieć kto to?- ,,zasugerował.''

Później wszystko działo się mega szybko, bo Harry nie zwracając uwagi na słowa Luka zaczął w nich strzelać a oni w nas. I tak w kółko cały czas, bez sensu.

Ash: Harry ogarnij się oni mają przewagę, trzeba ich podejść. Teraz tylko ich rozzłościłeś.- powiedział w chwili kiedy znowu zaczęli w nas strzelać. 

Harry: Ok, musimy ich podejść z drugiej strony. - przeładował swoją broń.

Luke: Harry, a Ros. To niebezpieczne!- wszyscy popatrzyli na mnie. Harry złapał mnie za rękę i przyciągną do siebie.

Harry: Ros pójdziesz z chłopakami do 3 bazy. Tam się spotkamy.- powiedział po czym zawołał jakichś dwóch chłopaków i powiedział do nich.

Harry: Macie ją zaprowadzić do 3 bazy. Jeśli coś jej się stanie spotka was kara.- powiedział do nich, a później jeszcze raz zwrócił się do mnie.

Harry: Ros masz się ich trzymać. Zaprowadzą cię tam gdzie trzeba.- puścił mnie.

Harry: Gdy policzę do 5 biegnijcie w stronę lasu. Będziemy was osłaniać.- przygotowaliśmy się do biegu. Ostatni raz spojrzałam na chłopców którzy się do mnie szczerze uśmiechnęli.

Harry: Uważajcie na nią!!! 1, 2, 3, 4 i 5!!! - jak najszybciej pobiegliśmy w stronę lasu.

Słyszeliśmy za sobą strzały i krzyki. Kiedy byliśmy już dosyć daleko zatrzymaliśmy się. 

-Dobra, chyba możemy trochę zwolnić. Jestem Max.- przedstawił się brunet.

- A ja Bruno.- podał mi rękę blondyn. Szliśmy dalej w ciszy. Po około 30 minutach zatrzymaliśmy się na przerwę. Zostałam z Bruno, ponieważ Max poszedł się rozejrzeć. Uznałam że to świetny moment i kiedy Bruno patrzył w inną stronę, wyjęłam z torby jedną strzykawkę i wbiłam ja w ramię chłopaka. Kiedy upadł na ziemię podciągnęłam go pod drzewo i zakryłam liśćmi. Po chwili pojawił się Max. 

Max: A gdzie Bruno?

Rose: Poszedł się rozejrzeć.- wymyśliłam coś szybko. Wtedy Max usiadł tyłem do mnie, dzięki czemu jemu również, bez problemu wbiłam strzykawkę. Kiedy przykryłam też go liśćmi, od razu ruszyłam dalej. Wyjęłam mapę, żeby zorientować się gdzie jestem. Została mi  godzinka drogi przez las do ulicy, którą po 15 minutach powinnam dotrzeć na lotnisko. Nie ma na co, więc czekać, ruszyłam w drogę. 

Po 20 minutach spokojnego marszu napotkałam pierwszą przeszkodę. A mianowicie rzekę, jak ja ją mam pokonać? Przecież nie umiem pływać. Trudno, postanowiłam pójść wzdłuż jej brzegu. Na szczęście była to dobra decyzja, bo po 300 metrach zobaczyłam w wodzie kamienie, po których mogłabym przejść na drugą stronę.

Skacząc z jednego na drugi udało mi się przejść sucha, na drugą stronę. Przez resztę drogi nie miałam już większych problemów. Oprócz tego, że przez swoja nieuwagę, potknęłam się o jakiś wystający konar i runęłam na ziemię. Nic mi się nie stało oprócz kilku siniaków. Kiedy dotarłam do ulicy zrobiłam chwilową przerwę. Zajrzałam do torby gdzie chłopcy zostawili mi butelkę wody, więc wzięłam kilka łyków. Zostały mi jeszcze 2 strzykawki, to dobrze bo może się jeszcze przydadzą.

Perspektywa Harrego:

Nie miałem wyjścia musiałem wysłać Rose do 3 bazy. Jakimś dziwnym trafem ludzie którzy do nas strzelali wkrótce potem uciekli. Zawołaliśmy wszystkich i kazaliśmy im iść do 3 bazy. Co też zrobiliśmy sami. W pewnym momencie przybiegli do nas chłopcy ze słowami, że znaleźli Bruno i Maxa. Na początku nie wiedziałem o co chodzi, ale po chwili okazało się że Rose uciekła. A ci idioci jej na to pozwolili i teraz byli nieprzytomni. Po prostu kurwa świetnie, chyba mieli jej pilnować no nie?

Harry: Co im jest?- zwróciłem się do Nialla.

Niall: Um wygląda na to, że coś im wstrzyknięto.

Harry: Co? Jak to? A co w takim razie z Ros?- mam nadzieję że nic jej nie jest.

Liam: Harry, ruszajmy dalej.

Louis: Właśnie musimy znaleźć Rose. Ruszcie się.

Ruszyliśmy w stronę 3 bazy. Liam powiedział żebyśmy poszli skrótem przez ulicę. Posłuchaliśmy go więc i szliśmy wszyscy razem ulicą. Zobaczyłem w oddali jakąś niewyraźną sylwetkę. Mając nadzieję że to Ros przyśpieszyłem kroku.

Perspektywa Rose:

Po chwili ruszyłam w kierunku lotniska. Po 5 minutach drogi usłyszałam krzyki. Odwróciłam się i zobaczyłam Harrego i chłopaków którzy biegną w moją stronę. Zaczęłam więc uciekać, ale już po chwili ktoś rzucił się na mnie, przez co obydwoje wylądowaliśmy na ulicy. Oczywiście był to Harry. Zaczęłam się szamotać, ale był silniejszy ode mnie.

Harry: Co ty wyprawiasz? Uspokój się bo pożałujesz! - nie czekając na jego dalsze ruchy kopnęłam go w czuły punkt u facetów. A potem jak najszybciej pobiegłam w stronę lotniska. Nie dogonił mnie już na szczęście, ale usłyszałam jeszcze jak krzyczy.

Harry: I tak Cię znajdę Ros! Nie uciekniesz!!!

Ale mimo to nie słuchałam go. Zdyszana dobiegłam do lotniska, gdzie kupiłam bilety i wsiadłam do samolotu. Przyznam że to trochę dziwne, że wpuścili mnie do samolotu pomimo tego co miałam w torbie. Ale cóż nie będę się tym przecież martwiła. Już niedługo będę w domu!!! Nie mogę się doczekać!!!

Kiedy samolot wystartował, nagle wszystkie myśli nawiedziły moją głowę. Jak dostanę się do domu? Co jeśli Harry będzie pierwszy i coś zrobi mojej rodzinie? A jeśli policja mi nie pomoże i on ponownie mnie porwie? Czy dobrze zrobiłam uciekając? Czy będę tęskniła za chłopakami? Czy można tęsknić za przestępcami? A jeśli Harry mnie dopadnie co mi zrobi? I mnóstwo innych podobnych myśli. Po kilku godzinach dolecieliśmy na miejsce. Wysiadłam z samolotu i wyszłam przed budynek lotniska. Był już późny wieczór, ale co ja mam teraz zrobić? Zostało mi jeszcze trochę pieniędzy, więc zapłaciłam za taksówkę. Wysiadłam na początku naszej ulicy, podziękowałam i ruszyłam wzdłuż niej. Ostatnim razem kręcili się koło naszego domu dziwni ludzie, co jeśli nadal tam są?

Perspektywa Harrego: 

Kurwa, kurwa, kurwa. Uciekła mi, to niemożliwe. Byłem dla niej przecież dobry. Wkurwiłem się na maksa. A zresztą jak ona mogła mnie pokonać? Taka chudziutka i drobniutka osóbka? Po całej tej głupiej i dziwnej sytuacji, dotarliśmy do 3 bazy. Tam kazaliśmy wszystkim wracać do domu chłopaków, a my pojechaliśmy do nas.

Harry: Liam masz ją namierzyć i to szybko do cholery!- krzyknąłem jeszcze na progu drzwi. 

Sam w tym czasie poszedłem do swojej sypialni, gdzie przebrałem się i zastanowiłem chwilę. Jeśli ona myśli że o niej zapomnę to się srogo myli. Wróci tu jeszcze jutro! Zbiegłem na dół i spytałem Liama  czy już ją namierzył.

Liam: Jasne, leci samolotem do domu.

Harry: Świetnie, szykuj się Ros idziemy po ciebie.- powiedziałem sam do siebie, uśmiechając się pod nosem.

**************

Hej i mamy nowy rozdział ;-). Nie wiem kiedy kolejny, ale jeśli będzie dużo komentarzy to postaram się jak najszybciej XD.

Porwana przez One Direction/ h.sWhere stories live. Discover now