Rozdział 51

10.9K 462 149
                                    

Perspektywa Rose:

W ciągu kolejnych dni w szkole, nie działo się nic takiego. Pomagałam rodzicom w sklepie i zajmowałam się braćmi. Jutro jest impreza u jednego z chłopaków z naszej klasy, Eliota. Nie jestem jeszcze pewna czy na nią pójdę. Muszę się nad tym zastanowić. 

Zebrałam się i razem z Aspenem pojechaliśmy do szkoły. Od razu, po wejściu do klasy usłyszałam radosny głos Meg.

Meg: I co Ros idziesz na imprezę? Proszę zgódź się!

Ros: Nie, chyba sobie odpuszczę.

- Czemu? Będzie mi bardzo miło jeśli się pojawisz.- obok Meg stanął Eliot i mrugną do mnie. Zobaczyłam, że wszyscy się nam przysłuchują, więc wiadomo nasze gwiazdzunie też się wtrąciły.

-No co wy, ona na pewno nigdzie nie pójdzie. Przecież się boi.- powiedziała przywódczyni plastików. Meg chciała do niej podejść, ale ją zatrzymałam.

- Nie bój się Rose, obronimy cie przed porwaniem.- zażartował ze mnie jeden z klasowych debili. Miałam ochotę wyjść, ale nie dam im tej satysfakcji.

Rose: Dobra, to kiedy ta impreza?- powiedziałam bez emocji do Eliota.

-Dziś u mnie o 19.- powiedział, po czym ja wyszłam z klasy, zostawiając ich.

Usiadłam na jednej z ławek i podparłam głowę rękoma. Po prostu super, kolejna nudna impreza. Po chwili przysiadli się do mnie Meg, Aspen i Lucas.

Meg: Jeśli nie chcesz to nie musimy iść.- złapała moja rękę.

Rose: Daj spokój. Inaczej się nie odczepią.

Aspen: Możemy ich załatwić jeśli chcesz.- poruszył zabawnie brwiami na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

Rose: Nie, pójdziemy i pokażemy im co to znaczy zabawa.- powiedziałam już nieco radośniej.

Perspektywa Harrego:

Chłopcy przez cały tydzień próbowali zrobić wszystko żebym, zmienił zdanie co do ponownego porwania Ros. Nie wiem o co im chodzi i tak nie zmienię zdania. Zacząłem szykować potrzebne rzeczy. Jeśli oni mi nie pomogą to sam to zrobię, trudno. Dziś, jest jakaś impreza, więc to świetna chwila. Zszedłem na dół gdzie spotkałem też chłopców z 5sos.

Harry: To co lecicie ze mną, czy zostajecie?

Luke: Nie pozwolimy ci ponownie porwać Ros.- stanął mi na drodze.

Harry: Co?

Luke: Nie po to pomagaliśmy jej uciec!- powiedział twardo a reszta mu przytaknęła.

Harry: Co? To wasza sprawka? Miałem was za przyjaciół.- rzuciłem się na Luka. 

Okładaliśmy się pięściami, aż nas od siebie odciągnęli.

Louis: STOP! Porozmawiajmy na spokojnie.- wszyscy usiedliśmy w salonie.

Harry: A więc?

Louis: Musimy ci coś powiedzieć Harry.- stwierdził, po czym opowiedział mi całą historię o tym jak pomogli Ros uciec. Oraz, że próbowali wszystkiego żebym o niej zapomniał. Wysyłali mi dziewczyny, ale też jeździli ze mną na akcje które sami zorganizowali. Z każdym słowem wkurzałem się bardziej.

Harry: Co to ma znaczyć!!? Zażartowaliście sobie ze mnie!!! 

Niall: Nie to nie tak. Chcieliśmy po prostu pomóc zarówno tobie jaki i Rose.

Harry: Nie udało się wam! Myślałem, że trzymamy się razem, tak? A nie wy odstawiacie jakieś cyrki. Bawicie się w mamuśki? Nie potrzebuje waszej pomocy sam po nią pojadę. A jeśli nie chcecie wylecieć z gangu to mnie nie zatrzymujcie i od teraz nie możecie się wtrącać w sprawy między mną a Rose.

Louis: Harry, jesteśmy drużyną.

Harry: Masz racje Lou i dlatego wam wybaczam. Ale od teraz żadnego wtrącania się, bo zmienię swoje nastawienie.

Louis: Ale co ty chcesz zrobić?

Harry: Jak to co? Odzyskać to co moje. Jedzie ktoś ze mną?

Zayn: Ja.-zgłosił się jako jedyny, poszliśmy więc do mojego samochodu i ruszyliśmy na lotnisko.

Perspektywa Louisa:

Luke: Louis oszalałeś, nie możemy mu na to pozwolić!- wstał ale Liam go zatrzymał.

Louis: Posłuchaj mnie, jeśli nie chcesz wylecieć z gangu to siedź na dupie i się nie ruszaj.- wydarłem się na niego.

Ash: Louis o co ci chodzi?

Louis: Mam dosyć tego wszystkiego. Znacie zasady, Ros jest Harrego więc się nie wtrącajcie! Chyba chcecie nadal być w gangu, więc róbcie to co robiliście do tej pory. Od teraz nie chce słyszeć o pomocy Rose. Ona jej nie potrzebuje! Nie pozwolę żeby nasz gang się rozpadł. A dobrze wiecie, że Harry jest zdolny do wszystkiego. Nawet do tego żeby was stąd wywalić. Tak więc zajmijcie się swoimi sprawami.- nakrzyczałem na chłopaków po czym poszedłem do siebie. To wszystko jest strasznie dziwne. Bardzo lubię Rose i nie chcę żeby cierpiała przez Harrego. Ale on jest moim przyjacielem. A w naszym gangu zawsze panowały mocne zasady. Harry jest przywódcą a my nie możemy mu niczego zabronić. Tak, już jest.

Perspektywa Rose: 

Razem z Meg przygotowywałyśmy się do imprezy. Po niedługim czasie byłyśmy gotowe. 

Meg: To co czas poszaleć.

Po kilku minutach przyjechali po nas chłopaki. Moja mama nie chciał mnie puścić na tą imprezę. Z początku nie chciała o niej nawet słyszeć. Ale obiecałam że wrócę przed północą i że w pobliżu będzie policja, więc w końcu się zgodziła.

Pojechaliśmy pod dom Eliota i weszliśmy do środka. 

Eliot: O widzę że jesteście! Życzę miłej zabawy.- powiedział i odszedł. A my zajęliśmy jedno z wolnych miejsc. 

Perspektywa Harrego:

Kiedy dolecieliśmy do miasta Rose, spotkaliśmy się z innymi członkami gangu i objaśniliśmy mój plan.

Wszyscy mają czekać w gotowości na mój znak, a wtedy wkraczamy na imprezę. Już niedługo malec będzie ze mną. 

Na razie razem z Zaynem wtopiliśmy się w tłum, obserwując Rose.

Perspektywa Rose:

Impreza trwa już od kilku godzin. Tańczyłam z chłopakami, ale alkoholu nie tknęłam. Wszyscy gdzieś  poszli, więc zostałam sama. Postanowiłam nie marnować czasu i tańczyłam z nieznajomymi mi osobami. W pewnym momencie jakiś starszy ode mnie chłopak zaczął się do mnie dobierać. 

Odepchnęłam go, ale był silniejszy. Zaczęłam szukać wzrokiem kogoś znajomego, ale jak na złość nikogo nie zauważyłam. Nagle chłopak został przez kogoś uderzony i upadł  na ziemie. Odwróciłam się i zobaczyłam że to Harry. Chciałam odejść ale chwycił mnie za ramiona i zaczął ze mną tańczyć. 

Harry: Tęskniłem za tobą skarbie.- wyszeptał w moje włosy.

Rose: A ja za tobą nie.- syknęłam. Po czym wyrwałam się i pobiegłam do naszego stolika.

Perspektywa Harrego:

Zachichotałem na reakcje Rose. Naprawdę myśli, że mi ucieknie? Wyszedłem razem z Zaynem z imprezy. Założyliśmy kominiarki i daliśmy wszystkim znak.

Perspektywa Rose:

Pobiegłam do stolika gdzie siedzieli Meg, Lucas i Aspen. 

Rose: Szybko, on tu jest chodźcie z tond.- powiedziałam roztrzęsiona. 

Aspen: Kto?- chwycił mnie za ramiona.

Rose: H-Harry.- zdążyłam powiedzieć, zanim rozległy się strzały i krzyki.

Aspen: Wszyscy na ziemię!- krzykną i pociągną mnie do dołu. Wczołgaliśmy się pod stolik i tam cicho siedzieliśmy.

**************

Hejo, jest rozdział!!! Dałam radę napisać!!! Kolejny rozdział postaram się napisać szybko, ale raczej na jutro nie dam rady, więc pojawi się 1 września. Chciałam wam wszystkim podziękować za tyle wyświetleń, komentarzy i gwiazdek. Kocham was <3! 

Porwana przez One Direction/ h.sWhere stories live. Discover now