Rozdział 14

14.7K 533 47
                                    


Perspektywa Rose:

Ash zaniósł mnie do jakiegoś pokoju i położył na łóżku.

-Tutaj nic Ci nie będzie, może um spróbuj zasnąć. Jutro ktoś po ciebie przyjdzie.- powiedział i wyszedł. Nadal strasznie się bałam. Co by się stało, gdyby chłopcy nie przyszli? Czy Harry? Nie, nie będę o tym myślała. Oby policji udało się mnie znaleźć. Przykryłam się szczelniej kocem i zasnęłam.

-Ros, hej Ros.- usłyszałam jak ktoś, próbował mnie obudzić.

-T-tak?- zapytałam, ziewając.

-Przyniosłem Ci jedzenie. Musimy gdzieś pojechać, ale niedługo wrócimy. Najlepiej będzie, jeśli nie będziesz wychodziła z tego pokoju dobra?- zapytał Louis.

-Tak, um jasne nie ma sprawy.- wyszeptałam.

-To super. No to pa.- powiedział i szybko wyszedł. Zjadłam to, co przyniósł Louis i znów się położyłam. Hmm ciekawe gdzie jadą? Po chwili usłyszałam jakiś hałas na dole. Minęło 30 minut, a oni już wrócili? Nie to niemożliwe. Pomimo ciekawości postanowiłam jednak posłuchać Louisa i zostać w pokoju. Przykryłam się kocem i starałam nie zwracać uwagi na hałas. Nagle poczułam, że ktoś zabiera mi koc. Odwróciłam się i zamarłam, wpatrując się w czarne ze złości oczy Harrego.

- Chyba nie myślałaś, że uda Ci się przede mną schować?- zapytał, uśmiechając się cwaniacko.

- J-ja w-wcale nie-e.- zaczęłam się jąkać.

- Zamknij się już!- krzyknął wkurzony.

- Wczoraj udało Ci się uciec, ale chyba nie myślisz, że kara Cię ominie?- zapytał, podchodząc do mnie.

- P-proszę Harry, to nie moja wina.- zaczęłam się cofać.

- Ygh podniecasz mnie, kiedy się mnie boisz.- podszedł do mnie.

- Proszę, n-nie rób mi krzywdy.- wyjąkałam.

- Chętnie przeleciałbym Cię tutaj na wszystkie możliwe sposoby, ale to by była nagroda, a nie kara.- wyszeptał, jeżdżąc dłonią po moich plecach.

- C-co?- wyjąkałam, nie wiedząc, do czego zmierza.

-Oh zaraz się dowiesz kochanie.- wyszeptał, wyjmując nóż.

- H-Harry co chcesz z-zrobić?- zapytałam, próbując się odsunąć.

-Muszę oznaczyć swoją własność, żeby żaden inny chłopak nie mógł cię mieć.- uśmiechnął się, popychając mnie na łóżko.

- Teraz wytłumaczę Ci zasady, a ty za każdym razem masz przytaknąć, że zrozumiałaś.- odwrócił mnie tak, że leżałam na brzuchu i usiadł na moich nogach.

-Pierwsza zasada: żadnego pyskowania, przeklinania i krzyczenia. Rozumiesz?- w czasie, kiedy to mówił, poczułam, jak przejeżdża nożem po moich plecach. Nie wytrzymałam i pisnęłam, przez co on powtórzył czynność.

-Co ja przed chwilą mówiłem? Zrozumiałaś?- zapytał, a ja pokiwałam głową.

-To dobrze. Zasada druga: masz być mi posłuszna, słuchać mnie i nie przewracać na mnie oczami.- wyszeptał, po raz kolejny przejeżdżając nożem po moich plecach.

-Trzecia zasada: nie wolno ci rozmawiać z innymi facetami oprócz mnie i chłopaków, chyba że ci na to pozwolę.- powiedział, a ja poczułam, że kolejna rana zaczęła powstawać na moich plecach.

- Zasada czwarta, bardzo dobrze Ci znana: żadnego uciekania, jeszcze raz i naprawdę Cię zabiję!- krzykną i wepchnął nóż najgłębiej jak do tej pory, przez co pisnęłam, nie mogąc dłużej siedzieć cicho.

-Czy rozumiesz tę zasadę? Odpowiadaj!!!- wrzasnął, a ja powoli pokiwałam głową.

-To dobrze.- zostawił mnie i wyszedł.

Perspektywa Harrego:

Chłopaki pojechali, myśląc, że nadal jestem nieprzytomny po wczoraj, dlatego mogłem na spokojnie wyjaśnić zasady Ros. Idioci myśleli, że nie znajdę jej w swoim własnym domu. Oh jaka szkoda, że się pomylili.

Za kilka godzin musimy z chłopakami, gdzieś polecieć na kilka dni, więc Ros zostanie z chłopakami 5sos. Muszę mieć pewność, że ona nie ucieknie, a oni będą trzymali się od niej z daleka. Więc to, co zrobiłem, jest sposobem idealnym. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i czekałem na chłopaków w salonie.

Perspektywa Louisa:

Zostawiliśmy Ros i Harrego w domu, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Musieliśmy pojechać po kilka potrzebnych rzeczy na wyjazd, a Harry nadal był nieprzytomny, dlatego musiał zostać.

-Szybko chłopaki. Nie wiadomo kiedy Harry się obudzi.- pośpieszał nas Niall.

-Dobra, chwila.- wymamrotał Liam. Po kilkudziesięciu kolejnych minutach mogliśmy wracać do domu.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy Harrego siedzącego na kanapie i oglądającego telewizję.

-Hej, wszystko w porządku?- zapytał Niall, siadając obok niego.

-Tak, chodźmy już, nie widzicie, jak jest późno.- powiedział, wstając.

-Dobra to wy idźcie, ja zaraz do was dołączę.- powiedziałem, bo chciałem sprawdzić co u Ros.

-Nie Lou nie ma czasu. Chyba że coś przede mną ukrywacie. Jest tutaj Ros?- zapytał Harry.

-Nie, masz rację. Chodźmy już.- powiedziałem i popchnąłem go do wyjścia. Hmm skoro nie wie, że jet tu Ros to znaczy, że nic jej nie jest. Jutro chłopaki do niej pojadą, nie mamy teraz czasu.

Perspektywa Rose:

Od wczoraj nikt do mnie nie przyszedł. W sumie to chyba dobrze, ale moje plecy bolą okropnie. Usłyszałam jakieś kroki i bojąc się, że to Harry skuliłam się na łóżku. Po chwili usłyszałam głos Luka i chłopaków.

-Rose? Co Ci jest? - powiedział Luke i podbiegł do mnie.

-T-to Harry.- wyjąkałam.

-Nie bój się, na razie będziesz miała dwa dni spokoju. Chłopaki wyjechali, żeby coś załatwić. -wyszeptał i zaniósł mnie na dół, gdzie położył mnie na kanapie. Calum przyniósł apteczkę, a wtedy Luke i pozostali opatrzyli moje rany.

-Rose boli cię coś jeszcze?- zapytał, chowając opatrunki.

Rose: Wszystko. - wyszeptałam, a Mike przyniósł mi jakieś leki i wodę, po których zasnęłam.

Perspektywa Luka:

Wczoraj chłopaki pojechali na jedną z misji, a my mieliśmy sprawdzić co u Ros, dlatego z samego rana do niej pojechaliśmy. Ale nie spodziewałem się, że zastanę ją w takim stanie. Co oni jej zrobili? Mieli jej pilnować do cholery!

********

Hej na razie udało mi się w miarę je poprawić do tego rozdziału.  

Porwana przez One Direction/ h.sWhere stories live. Discover now