Rozdział 12

1.4K 116 2
                                    


Siedziałem na dachu rozmyślając o wszystkim i o niczym. Cieszyłem się z tego co zrobiłem, ale jednocześnie bałem się, że w jakiś sposób źle to zrozumiała moje zachowanie. Wnioskowałem to po tym, że ma już dwadzieścia minut spóźnienia, nie żebym to liczył...

Chciałem już się poddać i wrócić do swojego pokoju, ale usłyszałem jak ktoś wchodzi po drabinie. Po chwili ujrzałem wynurzającą się głowę Kat.

- Zaczynałem się bać, że nie przyjdziesz- powiedziałem pomagając jej wejść na dach.

- Zawsze dotrzymuje obietnic chérie, czy wybaczysz mi moje spóźnienie?

- Oczywiście- powiedziałem spoglądając w jej niesamowite oczy.

- Miałeś racje, widok jest tu cudowny- powiedziała rozglądając się dookoła z delikatnie otwartymi ustami.

- Usiądziesz?- zapytałem pokazując jej jedną z bardziej płaskich części dachu.

Usiedliśmy i zapadła między nami niezręczna cisza. Zastanawiałem się co powiedzieć, lecz wszystko co przychodziło mi do głowy wydawało się jakieś głupie i naiwne.

- Byłam u ojca- ciszę przerwał głos Kat, spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.- Wtedy kiedy spotkaliśmy się w Nowym Jorku, byłam odwiedzić swojego ojca.

- Twój ojciec mieszka w Nowym Jorku?

- Tak, jak mówiłam widzę go raz na rok. Może go znasz nazywa się Gabriel Meson.

Ona chyba żartowała Gabriel Meson jest jednym z najlepszych prawników na świecie, jeśli nie najlepszym. Od początku jego długiej kariery nie przegrał żadnej sprawy, nawet jeśli inni uważali ją z góry za przegraną. Był nazywany aniołem na sali sądowej. Kiedy konkurencja go widzi jego, albo kogoś z jego firmy prawniczej od razu wiedzą, że ich sprawa jest przegraną. Tylko, że...

- Nie wiedziałem, że ma dzieci.

- Dziecko, jestem jego jedyną córką.

- A Talia?

- My nie mamy tego samego ojca... nasza matka była, jaka była- wzdrygnęła się na swoje słowa.

- Ale, jesteście praktycznie w tym samym wieku, jak to możliwe, że...

- To trochę bardziej skomplikowane niż się wydaje.

- Która, z was jest starsza?

- Ja! Jeśli kiedykolwiek powie ci inaczej nie słuchaj jej, ponieważ wtedy będzie kłamać. A wracając do tego, że nie wiedziałeś, że ma dzieci, dość skutecznie to zamaskował, w końcu kto by się przyznawał do wpadki- powiedziała wpatrzona w swoje kolana.

- To okropne, żyjesz bez ojca i matki cały czas.

- Nie do końca całe, chociaż przedtem też nie było cudowne. Miałam niecały roczek kiedy znalazła mnie pewna rodzina, porzuconą na ulicy. Adoptowali mnie, oprócz mnie mieli córkę starszą ode mnie o pięć lat. Jeśli coś zniszczyła mówiła, że to moja wina, a oni oczywiście jej wierzyli. Były dobre dni kiedy dostawałam wszystko co chciałam, ale tych gorszych dni było o wiele więcej. Byłam tam niewspierana, ignorowana i wiele innych. Wszystko zmieniło się na jeszcze gorsze kiedy, jak wtedy myślałam moja mama, urodziła dziecko, małego chłopczyka. Nienawidziłam go, ta starsza dziewczyna też. Za każdym razem kiedy go biła i zaczął płakać winna byłam ja, w tym czasie ona grała kochającą starszą siostrę. Jednego wieczoru rodzice nas zostawili i kazali zająć się małym. Wzięliśmy go na górę, poszłam po coś do swojego pokoju, a kiedy wróciłam zobaczyłam ją trzymającą małego nad schodami. Zapytałam się co robi, odpowiedziała, że już nic i go puściła. Spadł na sam dół skręcając kark. Chwile potem przyszli rodzice, którym opowiedziała jak to JA go zrzuciłam. Do dzisiaj pamiętam ich spojrzenia przepełnione przerażeniem. Próbowałam im powiedzieć, że to nie ja, lecz oni pozostali głusi na moje słowa. Pobiegłam do swojego pokoju, a kiedy usłyszałam słowa „policja" i „zakład dla umysłowo chorych" przestałam myśleć, spakowałam wszystko co najważniejsze i wyskoczyłam z okna. Były pod nim jakieś krzaki, które dość słabo zamortyzowały upadek. Wzięłam plecak i uciekłam. Schowałam się na cmentarzu i nawet nie zauważyłam kiedy zapadł zmrok. Usłyszałam czyjeś głosy, a chwile później podbiegła do mnie dziewczynka w moim wieku, spytała czy wszystko okej. Odpowiedziałam, że tak, jednak ona zauważyła moje zadrapania po skoku w krzaki. Zawołała swoich rodziców, wystraszyłam się, bo myślałam, że wydadzą mnie policji. Lecz nic takiego się nie stało i zabrali mnie do swojego domu. Miałam trzynaście lat.

- Zamorduje ich! Znajdę ludzi, którzy ci to zrobili i zabiję!- krzyknąłem i podniosłem się ze swojego miejsca. Jak ktoś mógł jej zrobić coś takiego, to nie może być pominięte!

- Aaronie, uspokój się, naprawdę nie warto- powiedziała spokojnie i zaczęła się podnosić.

- Nie warto? NIE WARTO?! Oni cię skrzywdzili Kathrine nie zamierzam tego tak zostawić!

- Aaronie, zostań tu i nie zostawiaj mnie, błagam- powiedziała kładąc mi ręce na piersi.- Błagam... zostań.

Czułem jak cała złość ze mnie ulatuje, spojrzałem w jej oczy, które wyrażały troskę. Westchnąłem głośno, była stanowczo za piękna. Miałem ochotę ją pocałować lecz tego nie zrobiłem, ponieważ mogłaby tego żałować jeśli dowie się tego co za chwilę chcę jej opowiedzieć.

- Opowiedziałaś mi swoją historię Kat, teraz pozwól, że opowiem ci moją.

__________________________________________

Rozdział krótszy niż zazwyczaj, ale bardzo możliwe, że do niedzieli uda mi się wrzucić następny rozdział. 
Polecam komentowanie i głosowanie na rozdział, to wiele dla mnie znaczy :-)

Kim ona jest?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz