Rozdział 27

1K 89 14
                                    

   - Kathrine, Kathrine- zawołałem za nią jeszcze trzy razy, ale w dalszym ciągu się nie zatrzymała. Wkurzyłem się i przyśpieszyłem tempo znajdując się przed nią.

Kiedy tylko mnie zobaczyła zamknęła oczy i odwróciła się.

- Zostaw mnie Aaronie.

- Nie ma nawet takiej opcji Kat, przed chwilą był tu twój szurnięty były, który zniknął ot tak, poza tym myślisz, że nie zauważyłem twojej reakcji na to kiedy powiedział Ewangelina? Co się dzieje, nie mów tylko, że nic- położyłem rękę na jej ramieniu i poczułem jak się rozluźnia.

- Można powiedzieć, że cały świat wali mi się na głowę.

- Zgaduję, że nie podasz żadnych szczegółów.

- Aż tak dobrze mnie poznałeś?

- Przyzwyczaiłem jest lepszym słowem. Kat- powiedziałem po chwili ciszy- przyjedź dzisiaj do mnie.

- Ma chérie...

- To nie była prośba Kat.

- W takim razie co?

- Błaganie. Błagam cię o to abyś przyjechała do mnie, do miejsca gdzie mogę chronić cię przed tym psychopatą, który wiele ci odebrał. Więc błagam cię Kat jedź ze mną.

- Nie odpuścisz prawda?

- Ani mi się śni.

Westchnęła.

- Dobrze więc,- odwróciła się do mnie i spojrzała w oczy- ale nie dziw się, że cały świat wybuchnie jak tylko przekroczę próg twojego domu.

***

- Masz cudowny dom, chyba nie mówiłam tego gdy byłam tu ostatnio.

- Dzięki, chociaż powinnaś to powiedzieć Rachel, ona wszystko zaprojektowała- powiedziałem wieszając jej czerwony płaszcz na wieszak.

- Usłyszałam swoje imię o co... Kat! Miło cię widzieć. Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?- Rachel wypluwała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, chciała jej zadać pewnie jeszcze więcej pytań, ale Kathrine szybko jej przerwała.

- Tak, Rachel, wszystko dobrze. Ciebie także miło widzieć.

- Rachel, wiesz może gdzie jest Lena?- zapytałem.

- Powinna być w swoim gabinecie, jeśli jeszcze nie wyjechała.

- Dzięki. Zaraz wracam- powiedziałem cmokając Kat w policzek i ruszyłem do gabinetu Leny, jeszcze tam była, ale pakowała już ostatnie drobiazgi do torby.

- Lena, wiesz coś o Eddiem?

- Tylko tyle, że myślą, że oszalał, ciągle mamrocze coś o brązowych oczach. Reszty dowiem się kiedy dojadę do pracy- powiedziała szukając czegoś w torebce.

- Myślą, że to on zabił Biankę i Camille?

- Mają takie podejrzenia.

- Jeśli chodzi o Biankę to nie byłbym...

- Aaronie, jestem pewna, że to ważne, ale na razie muszę jechać do pracy, a jestem już spóźniona. Przepraszam- wyszła z gabinetu i usłyszałem po chwili zamykające się frontowe drzwi.

Wróciłem do Kat i Rachel, które siedząc na kanapie w salonie przeglądały jakąś stronę z ciuchami.

Zauważyły mnie dopiero wtedy gdy usiadłem obok Kat i objąłem ją ramieniem.

Jak na złość w tym samym momencie do salonu weszła Scarlet z uśmiechem, który znikł jak tylko nas zobaczyła. Prychnęła głośno i poszła do swojego pokoju.

Po chwili weszli tu Dominik i Theo, którzy przywitali się z Kat i włączyli powtórkę jakiegoś meczu w telewizji.

Ścisnąłem rękę Kat i wyszeptałem jej do ucha, mając gdzieś, że wszyscy mogą mnie usłyszeć.

- Chodźmy do góry.

Poderwaliśmy się z kanapy i trzymając jej dłoń zaprowadziłem do swojego pokoju. Rozejrzała się po pomieszczeniu i kiedy zobaczyła sztalugę stojącą w roku praktycznie krzyknęła z oburzenia.

- Nie, nie mogę w to uwierzyć! Jest artystą, ale nie potrafisz rozróżnić czerwonego i szkarłatnego!

Nie potrafiłem się nie roześmiać na co ona wyglądała na jeszcze bardziej obrażoną.

- Ty naprawdę uważasz to za zabawne!

- Nie, absolutnie, obiecuję się poprawić.

- Aaronie...

- Tak?

- Wiem, że kłamiesz.

Moją jeszcze nie zaczętą odpowiedź przerwał dźwięk telefonu Kat.

- Tak siostrzyczko?... U Aarona... Jak to się stało?... Nie, nic nie rób zajmę się tym jak wrócę- powiedziała rozłączając się.

- Co się stało? Z Talią wszystko w porządku?

- Tak, ale muszę jak najszybciej wracać do domu to bardzo pilna sprawa.

- Co jeśli Andrean...?

- Mnie zaatakuje,- dokończyła- nie martw się ma chérie czuje, że go szybko nie zobaczymy.

- W takim razie cię odwiozę.

Zeszliśmy na dół gdzie pomogłem ubrać jej płaszcz. Wyszliśmy na dwór kierując się na polankę na której zaparkowałem samochód. Gdy tylko tam doszliśmy poczułem, że coś jest nie tak i już po chwili zrozumiałem co.

Z pomiędzy drzew zaczęły wychodzić wampiry ubrane całkowicie na czarno, na samym środku polany pojawiły się trzy majestatyczne postacie.

Po prawej stał brunet, miał idealną twarz zresztą jak każdy z trójki. Jego zimne szaro- niebieskie oczy wyrażały całkowitą pogardę, jednak w ich głębi można było zobaczyć, że jest przestraszony tym co znajduję się w miejscu do którego przybył.

Mężczyzna z lewej nie wyglądał na aż tak zimnego jednak widać było, że ma ochotę rozerwać mnie na strzępy.

Największy respekt budził jednak mężczyzna w środku. Stojąc w rozpiętej marynarce od garnituru budził nawet przyjazny nastrój. Jednak wystarczyło spojrzeć na jego twarz, aby zrozumieć, że nie jest kimś z kim można się zaprzyjaźnić. Jego twarz obojętna, a brązowe oczy były wręcz lodowate. W mojej głowie zrodziła się myśl czy może o te oczy chodziło Eddiemu.

- Proszę, proszę. Wygląda na to, że nasz informator się nie mylił naprawdę jeden z nas jest w związku z człowiekiem- powiedział Arctulus, środkowy mężczyzna, przywódca Głównej Rady.


__________________________________

Mogę was poinformować, że d końca pierwszej części zostały 2 rozdziały + epilog. Nie wiem czy mam się z tego cieszyć. Mam nadzieję, że rozdział się podobał, ponieważ pisanie go sprawiło mi pewne trudności. Do następnego rozdziału.

Pozdrowienia dla pani Joli z Empika XD

Kim ona jest?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz