Rozdział 7

1.8K 134 5
                                    

   Tydzień minął szybko, nie rozmawiałem ze Scarlet pomimo, że próbowała nawiązać ze mną kontakt ja skutecznie ją ignorowałem. Odkąd ja i Rachel zakopaliśmy topór wojenny atmosfera w domu zrobiła się luźniejsza jednak czułem, że pomiędzy nami rodzi się nowy konflikt mianowicie między mną i moją siostrą. Nie rozumiałem jej nienawiści do Kat nawet jej nie zna, właściwie ja też jej nie znam. Nikomu nie powiedziałem o naszym spotkaniu w Nowym Jorku, chciałem, a właściwie musiałem dowiedzieć się co tam robiła i dlaczego nie uciekła kiedy mnie zobaczyła. Tyle pytań, które mnożą się w mojej głowie, lecz największe pytanie zadawałem sam sobie, a mianowicie czy powiedzieć rodzinie, że ktoś wie. Jeśli bym to wyznał Scarlet miała by dodatkowy powód aby jej nienawidzić, co nie poprawiło by naszych stosunków.

Kiedy wjechałem na szkolny parking od razu zauważyłem różnice między szkoło, którą znałem, a szkołą którą widziałem. Flaga na maszcie była opuszczona do połowy, a pod całą długością ściany były rozstawione świeczki, znicze oraz misie, byłem też w stanie zobaczyć zerwaną taśmę policyjną poruszaną przez wiatr. Atmosfera była dość ponura, ale co się dziwić w końcu umarła dziewczyna, która na pewno miała przyjaciół, rodzinę, mogłem jej pomóc, jakoś zadziałać może nawet ją zmienić to wszystko była moja wina gdyby... PRZESTAŃ AARONIE krzyknąłem na siebie w myślach- obiecałeś Lenie, że nie będziesz się obwiniać.

Rozejrzałem się po parkingu szukając wzrokiem białego ferrari, lecz nigdzie go nie dostrzegłem, przynajmniej mogłem na nią poczekać.

- Aaron, wszystko okej?- zadała mi pytanie Rachel.

- Bywało lepiej, ale można powiedzieć, że jest dobrze.

- Cieszę się- powiedziała uśmiechając się.

- Nadal nie mogę uwierzyć w to, że przestaliście zabijać się wzrokiem- słowa te należały do Theo.- Zaczynam się bać co jeszcze się może zdarzyć.

Zaśmialiśmy się chórem nawet Scarlet, która od czasu naszej kłótni była jakaś niemrawa. Lecz ta chwila nie trwała długo bo gdy tylko spostrzegła samochód Kat wjeżdżający na parking, prychnęła i odeszła w stronę szkoły. Spojrzałem na Dominika, ale ten pokręcił tylko głową co znaczyło ,, nie mam pojęcia". Popatrzyłem w stronę białego cudu na kółkach i powiedziałem do ,,rodzinki".

- Jeśli dzisiaj nikt nie zginie, albo jeśli znów nie będziemy musieli ogłosić czerwonego alarmu to widzimy się na lunchu- odszedłem nie czekając na ich odpowiedź.

Moje oczy były utkwione tylko w tym samochodzie i wychodzącej z niego Kathrine.

- Witaj Kathrine- powiedziałem kiedy znalazłem się wystarczająco blisko- możemy porozmawiać?

- Aaron jak miło cię widzieć, chyba nie poznałeś jeszcze Wanessy, prawda?- zapytała mnie jednocześnie pokazując na dziewczynę z krwistoczerwonymi włosami tak jak za pierwszym razem kiedy ją widziałem ubrana była w czerń.

- Nie, jeszcze nie miałem okazji...

- Tak więc Wan poznaj Aarona, Aaronie poznaj Wan- skinąłem jej głową, uderzyła mnie jednak jedna rzecz.

- Gdzie jest Talia?- zwróciłem się do Kat.

- Pojechała odwiedzić rodzinkę na jakiś czas, gdybym pojechała z nią no cóż to ferrari zapewne nie byłoby już takie białe.

- Rozumiem. Czy możemy porozmawiać, ale tak w cztery oczy?

- Oczywiście. Wanesso?- zwróciła się do niej głosem nie znoszącym sprzeciwu, a Wan odeszła.

- Czy ona kiedykolwiek mówi?

- Jeśli kogoś lubi. O czym chciałeś rozmawiać?

- Naprawdę będziesz udawać, że nie masz pojęcia o czym? O Nowy Jork mi chodzi, co tam robiłaś, dlaczego nie zdziwił cię mój widok, dlaczego...?

- Aaronie nie powiedziałam ci, że odpowiem ci na twoje pytania, więc dlaczego wymieniasz je z prędkością karabinu maszynowego- przerwała mi.

- Powiedziałaś, że jeśli nikomu nie powiem, że cię tam widziałem powiesz mi co tam robiłaś.

- Po pierwsze Aaronie powiedziałam ci, że pojechałam na zakupy, a po drugie powiedziała może, a to żadne potwierdzenie.

- W takim razie gdzie miałaś torby z tymi rzekomymi zakupami?

- W magicznej skrzynce zwanej bagażnik, chyba każdy samochód ją ma- już otwierałem usta, aby coś powiedzieć jednak przeszkodziła mi.- Jeśli mi pozwolisz już pójdę gdyż za pięć minut zaczynają się lekcje. Do zobaczenia na angielskim- powiedziała przez ramię i odeszła szybkim krokiem w kierunku szkoły.

Do sali od matematyki dotarłem równo z dzwonkiem. Kiedy rozsiadłem się w ławce Domini zapytał mnie znienacka:

- Gdzieś ty tak długo był?

- Rozmawiałem z Kathrine.

- Aha, dłużej się nie dało?

- Dałoby się gdyby nie uciekła mi z przed nosa.

- Więc muszę jej podziękować.

- Za co?- zapytałem nieco zbity z tropu.

- Za to, że po raz kolejny w tym roku nie spóźniłeś się na lekcje.

- Nie rozumiem o co ci chodzi?

- Doprawdy Aaronie, nie wiesz o co chodzi?- wiedziałem, ale wcale nie spóźniałem się tak często. Mamy dopiero listopad, a ja spóźniłem się tylko czterdzieści parę razy... to nie tak dużo. Przed odpowiedzią na jego pytanie zatrzymało mnie wmaszerowanie nauczycielki jak zwykle z połową asfaltu na twarzy.

Lekcja była nudna... bardzo nudna widziałem połowę klasy próbującą nadaremno ukryć wielką potrzebę ziewania, nawet Dominik nasz mały orzeł matematyczny wyglądał jakby zaraz miał zasnąć. Nasze cierpienia przerwał zbawienny dźwięk dzwonka. Odezwałem się do Dominika kiedy połowa klasy wyskoczyła jak oparzeni z klasy.

- To była matematyka czy jej historia bo zgubiłem się w połowie?

- Raczej to drugie. Leć już do niej!

- O co ci chodzi?

- Widzę to twoje tęskne spojrzenie, więc się rusz i idź. Nie musisz na mnie czekać

- Jasne, widzimy się później.

Wybiegłem z klasy zmierzając na lekcję angielskiego. Kiedy chciałem wejść do klasy zderzyłem się z jakąś dziewczyną, pomogłem pozbierać jej książki, które upuściła przy upadku. Kiedy wszedłem do klasy spojrzałem w kierunku ławki, którą dzieliłem z Kathrine, już tam siedziała rozpakowana i prosta jak struna. Kiedy usiadłem w ławce kompletnie mnie zignorowała, cudowny początek znajomości...

- Przepraszam cię, za to, że naciskałem na to abyś mi odpowiedziała w moim życiu jest wiele niewiadomych, a ja nie chcę abyś była jedną z nich, więc proszę nie bądź zła.

- Wcale nie jestem zła Aaronie, ja tylko...

- Witam klaso, mam dla was pewną niespodziankę- wypowiedź Kathrine przerwał Barnej- więc najpierw nasza ostatnia lekcja czy może niespodzianka.

- Niespodzianka!- odparła cała klasa chórem, wyłączając mnie i Kat.

- Tak więc związku z ostatnimi wydarzeniami, wraz z dyrekcją pomyśleliśmy aby cały wasz rocznik udał się na wycieczkę do Kalifornii, wycieczka będzie odbywać się trzy dni, nie trzeba nic płacić,  udział jest OBOWIĄZKOWY- powiedział podkreślając ostatnie słowo.- Udział w tej wycieczce będzie stanowił 55 procent waszej oceny rocznej.

Po jego słowach nastały szczęśliwe okrzyki klasy, lecz jeśli ktoś spojrzałby wtedy na mnie nie dostrzegłby szczęścia tylko strach.

Kalifornia jeden z cieplejszych i najbardziej słonecznych stanów w Ameryce.

Słońce.

Ja, Rachel, Theo, Dominik i Scarlet zapalimy się jak pochodnie.

_____________________________

Wybaczcie spóźnienie zasypali mnie sprawdzianami, kartkówkami, że nie miałam czasu nic napisać. Dziękuje każdej osobie, która głosuje na moje rozdziały, a także olllka06 za to, że skomentowała 6 rozdział. Witam was 2016 tak a'propos.

3 komentarze i 3☆i od razu dodaje następny rozdział. 







Kim ona jest?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz