Prolog

5.6K 227 16
                                    

   Przyjemny wietrzyk ciemnej nocy owiewał moją twarz naznaczoną niewielkimi kroplami potu. Cienie Hilis dawały nam bezpieczne schronienie przed Świadomymi, którzy wracali do domów z późnej, ale obowiązkowej narady. Miałam nadzieje, że nigdzie po drodze nie będzie mi dane wpaść na rodziców, którzy po mojej ostatniej historii surowo zabronili opuszczać mi dom pod ich nieobecność.

– Obijasz się K!– rzucił Jason przez ramię, znajdując się kilka kroków przede mną.

– Tak myślisz?– przyśpieszyłam, wyrównując z nim krok.– Altana graniczna, przegrany płaci.

Usłyszałam jego śmiech.

– Dwa razy nie musisz powtarzać, moja słodka– przekręciłam oczami, a z moich ust wydostał się krótki jęk irytacji

Biegliśmy ramię w ramię, każdy gotowy pokazać na co naprawdę go stać, ale oszczędzaliśmy siły, aby jak najbardziej dopiec drugiemu na ostatniej prostej.

Gdyby ktokolwiek wyjrzał teraz przez okno, możliwe, że zobaczył by tylko dwie smugi
w ciemnościach. Nawet najlepsi z łuczników mieli problem aby nas trafić. Jason został draśnięty tylko raz. Jeszcze nigdy, jednego dnia nie słyszałam z niczyich ust, tak wiele razy, że miało się po prostu zły dzień.

Faceci. Słyszałam tylko o kilku okazach, które przyznawały się do tego, że ich dziewczyna jest od nich w czymkolwiek lepsza, ale chyba właśnie na tym polegał nasz związek, na nieustannej konkurencji. On pokazywał mi w jak wielu rzeczach może być ode mnie lepszy,
a ja za każdym razem udowadniałam mu jak bardzo się myli.

Altana zamigotała na końcu ulicy. Oświetlona kilkunastoma latarniami, stojąca bacznie po lewej stronie mosty od wieków unoszącego się nad Atlantykiem, kolejna rzecz jakiej nigdy nie było dane zobaczyć ludzkości, ani niczemu co kiedykolwiek zostało przez nich stworzone.

Obydwoje przyśpieszyliśmy starając się jak najbardziej zostawić przeciwnika w tyle. Słyszałam jego zmęczony oddech tuż obok siebie, nie potrafiłam się nie uśmiechnąć na ten dźwięk.

– Przegrałeś– powiedziałam i odblokowałam wszystko co było przeze mnie powstrzymywane.

Sto metrów oddzielających mnie od mojego celu, zniknęło w momencie kiedy zamknęłam oczy na parę sekund, delektując się wszechobecnym uczuciem wolności. Usłyszałam skrzypnięcie drewnianych desek pod stopami. Usiadłam na białej barierce i otworzyłam oczy, wpatrując się w głąb uliczki, gdzie powinien znajdować się jeden z moich najlepszych przyjaciół.

– Jason?– odpowiedziało mi tylko groźne ryczenie wiatru.– Jason, to naprawdę nie jest zabawne!

Mój towarzysz kompletnie zniknął w ciemnościach. Coś było nie tak, nigdy nie odpuścił by rzuconego mu wyzwania, nawet gdyby wiedział, że przegra.

Obejrzałam się w drugą stronę z nadzieją, że stoi gdzieś za mną i śmieje się ze mnie, że zdołałam się nabrać na sztuczkę z obejściem altany. Serce zabiło mi szybciej kiedy i tam go nie zobaczyłam. Zeskoczyłam z barierki czując zimną wodę która ochlapała tył mojej białej sukienki. Sięgnęłam za siebie odruchowo próbując oderwać mokrą tkaninę od pleców. Ciech była dziwnie gęsta, samo jej uczucie na palcach wprowadziło mnie w jeszcze większy niepokój, a kiedy uniosłam dłoń bliżej światła latarni, moje serce stanęło przerażone.

Woda była jak krew.

Wychyliłam się za barierkę bojąc się widoku jaki mnie czeka, jednocześnie będąc gotową na brak ciemnego odcienia wody Atlantyku.

Przestraszona odepchnęłam się od barierki, wpadając na ciało za mną. Zanim moje ciało dało umysłowi dojść do jakiejkolwiek reakcji, dłoń już chwytała broń zapiętą na zewnętrznej stronie uda. Intruz nie zdążył nawet zareagować kiedy odsunęłam się od niego i odwracając się do niego przodem wycelowałam ostrzem sztyletu prosto w jego głowę.

Kim ona jest?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz