2. Rozdział 21

410 54 35
                                    

   Ból.

To była jedyna rzecz, którą mogłem w tej chwili czuć.

Wszechogarniający i niekończący się ból.

Wystarczyło tylko to, że proces uzdrawiania się rozpoczął, a Andrean od nowa zaczynał kolejną serię długotrwałych tortur. Sekundy zamieniały się w minuty, minuty w godziny, a godziny w dni.

Moja głowa była odwrócona tak, że mogłem patrzeć na to kiedy Andrean za każdym razem odcinał mi rękę, która po jakimś czasie wracała do normy, zupełnie nowa. Nie byłem wstanie wliczyć ile razy zostałem pchnięty nożem w okolice serca, ile razy miałem rozcinane różne części ciała, ile razy zostałem poddany średniowiecznym torturom, a także ile razy zostałem uderzony batem, niezależnie od moich obrażeń Andrean nadal nie był z nich zadowolony i znowu rozpoczynał tortury.

- Dobrze cię wyszkoliła, niezależnie od tego co ci zrobię, ile bólu ci zadam i tak nie mogę wydobyć z ciebie ani jednego krzyku. Naprawdę mam przez to wrażenie, że źle wykonuję moją pracę... Nic mi nie odpowiesz, nawet słowa? Weź przestań, użalanie nad sobą i tak ci nie pomorze.

- Nie użalam się, już dawno przestałem to robić, zaakceptowałem mój los, teraz po prostu czekam.

- Czekasz za Kat? Naprawdę łudzisz się, że ona po ciebie przyjdzie? Gdyby chciała cię odbić już dawno by cię tu nie było! Jest zbyt zajęta swoimi sprawami, pewnie nawet nie zauważyła tego, że zniknąłeś tydzień temu! Mogę powiedzieć ci jedną rzecz, dzisiaj po ciebie nie przyjdzie i nie przyjdzie nigdy, to co dzisiaj się z nią stanie przejdzie do historii, a Katarina Erlajn jaką znasz, zniknie na zawsze!

- O czym ty mówisz?!

- Mówię o tym, że dzisiejszego dnia Katarina Erlajn umrze, nigdy więcej jej nie zobaczysz w przeciwieństwie do mnie- szarpnąłem się na krześle, a Andrean odsunął się parę kroków w tył.

- Zazdrosny? Tak bardzo mi przykro... może uda mi się to rozładować- podszedł do stolika na którym były umieszczone różne narzędzia tortur, wszystkie były czerwone od krwi.

Wziął mały nożyk i podszedł do mnie. Na twarzy Andreana zaczął pojawiać się psychopatyczny uśmiech gdy ostrze powoli zbliżało się do mojego oka.

- Andrean...- powiedział głos przy drzwiach.

- Nie teraz Ewangelino, jestem trochę zajęty.

- Jesteś potrzebny w hali głównej. Pozwól, że teraz ja zajmę się naszym gościem.

- Nie mogę pójść tam później?- zapytał, dalej przybliżając ostrze do mojego oka.

- Masz tam pójść, TERAZ.

Westchnął z irytacji, ale opuścił nożyk i wysyczał mi do ucha.

- Masz szczęście, gdyby to zależało ode mnie już dawno leżałbyś martwy. Nie ciesz się tą chwilą spokoju, ja tu jeszcze wrócę.

- Andrean- powiedział zirytowana już, Ewangelina.

- Już idę, musiałem się tylko pożegnać.

Opuścił pokój, zostałem w nim tylko ja i Ewangelina.

Podeszła do mnie i ku mojemu zaskoczeniu otarła mi krew z twarzy.

- Powiedź mi jaka ona jest?

Nic nie odpowiedziałem.

- Chcę po prostu wiedzieć jaka jest moja córka, powiedź przynajmniej jedną rzecz. Możesz mieć wrażenie, ze chcę jedynie poznać mojego wroga, ale to nie prawda! Teraz mów!

Kim ona jest?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz