Rozdział 6

1.8K 140 4
                                    

  - Pytam po raz ostatni, czy któreś z was miało z tym coś wspólnego?!- Lena była wściekła, bardzo wściekła. Od jakiejś godziny próbowała wyciągnąć z nas jakiekolwiek informacje o zabójstwie, jednak my milczeliśmy.- Przynajmniej coś o tym wiecie?

- Na którą określono czas zgonu?- zapytałem.

- Nie mieliśmy dość czasu aby to określić, ale sądzimy, że była to ósma albo dziewiąta rano. Dlaczego pytasz Aaronie?

- Dziś rano po lekcji matematyki poczułem ostry zapach krwi, poszedłem za nim , doprowadził mnie do zachodniego wyjścia ze szkoły, jednak nie wyszedłem na dwór.

- Dlaczego?- spytała moja siostra.

- Ktoś mi w tym przeszkodził...- odpowiedziałem jej z wahaniem.

- Kto?

- Kathrine Fell.

- Och, Leno chyba znalazłam twojego zabójcę.

- Scarlet! Twoje przypuszczenia są bezpodstawne nie możesz tego stwierdzić!- odparłem oburzony.

- Była w pobliżu miejsca zbrodni i to jeszcze o dobrej porze, to nie są bezpodstawne oskarżenia!

- Znajdź dowody lepsze niż czas i miejsce!- moja siostra i ja praktycznie ciskaliśmy w siebie błyskawicami, jak w ogóle śmiała powiedzieć coś takiego.

- Żebyś wiedział, że je znajdę! Możesz też podziękować swojej narzeczonej dzięki temu, że zabiła tą dziewczynę szkoły nie ma do końca tygodnia i nie muszę pisać sprawdzianu z biologii!- wykrzyczała mi prosto w twarz i wybiegła z salonu.

- Ktoś wie o co jej chodzi?

- Zachowuje się tak od piątku, nawet ja nie potrafię jej zrozumieć- powiedział Dominik.

- Jeśli się czegoś dowiesz, dasz mi znać?

- Jasne- powiedział z uśmiechem

- Przepraszam Leno, że nie pomogłem tej dziewczynie.

- Aaronie, skąd miałeś wiedzieć. Proszę cię tylko żebyś się nie obwiniał- pokiwałem głową i ruszyłem do swojego pokoju.

Kiedy tam dotarłem od niechcenia spojrzałem na zegar, była już dobrze po osiemnastej. To był bardzo długi dzień, gdybym mógł rzuciłbym się na łóżko i zasnął, ale z przyczyn... logistycznych nie mogłem tego zrobić. Podszedłem więc do fortepianu i zacząłem grać jakąś smętną melodie. Na początku była wolna, potem zaczęła robić się coraz szybsza tylko po to aby znów zwolnić, w melodii nie był zawarty mój smutek, raczej rodziny tamtej dziewczyny. Za oknem zaczął padać deszcz, a ja kontynuowałem grę. Gdy dotarłem do końca utworu usłyszałem za sobą głos:

- Zawszę uwielbiałam słuchać jak grasz.

- Czego tu chcesz?

- Przeprosić...

- Ty nie przepraszasz Rachel.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz, nie sądzisz? Czy mogę wejść do środka, trochę głupio stoi się w przejściu

- Wchodź- na moją odpowiedź otworzyła swoje zielone oczy tak bardzo podobnych do jej matki. Prawdę mówiąc sam byłem zaskoczony własnymi słowami.

Kiedy weszła do mojej ,,twierdzy" uważnie rozejrzała się po pokoju i usiadła na moim łóżku.

- Dawno mnie tu nie było.

- Od 1905. Za co chciałaś przeprosić?

- Za wszystko co stało się od 1905-powiedziała patrząc mi prosto w oczy.- Ja już nawet nie pamiętam o co nam wtedy poszło, jedyne co pamiętam to,że przez to coś byliśmy skłóceni cały wiek.

- Rachel, poszło nam o ten fortepian- mówiąc te słowa wskazałem przedmiot naszej rozmowy.

- To był oryginał z 1904 i to jeszcze od Blüthner'a, a ty rzucałeś w niego farbą!

- Dostałem go od ciebie na święta w 1904, w tamtych czasach byliśmy bardziej ze sobą zżyci niż ja i Scarlet jesteśmy teraz.

- Wampiry obchodzące święta bożego narodzenia- zaśmiała się, a ja jej zawtórowałem.

- Też chcę cię przeprosić Rachel.

- Za co?

- Mniej więcej za to, że od wieku każdej poznanej osobie mówiłem, że jesteś wredną szmatą- uważnie obserwowałem jej reakcję na jej twarzy kolejno pokazywało się niezrozumienie, następnie oburzenie i wściekłość.

- To przez ciebie przez ostatni wiek nie miałam życia towarzyskiego!- bardziej stwierdziła niż zapytała.

- Cooo? Pfff, nie... dlaczego tak sądzisz- powiedziałem i parsknąłem śmiechem i tym razem to ona mi zawtórowała.

- Wiesz co Aaronie, tęskniłam za tobą.

- Ja za tobą też Rachel- kiedy usłyszała moje słowa ruszyła do drzwi.- Gdzie idziesz?

- Na polowanie-odpowiedziała, a ja także ruszyłem do drzwi.- Gdzie idziesz, Aaronie?

- Na polowanie.

***

Żywiłem się na jakiejś pijanej dziewczynie, udało mi się ją wciągną do zaułka kiedy zataczając się szła nowojorskim chodnikiem. W tak dużym mieście nikt nie zwróci uwagi na śmierć paru osób. Krew dziewczyny smakowała jakimiś przyprawami i alkoholem nawet niezłe połączenie.

- Czy to czasem nie jest nieestetyczne?- słysząc za sobą głos schowałem kły, a martwą dziewczynę rzuciłem za siebie.

- Co ty tu robisz?

- Przyjechałam na zakupy i korzystam z przerwy danej w szkole, widzę, że nie tylko ja.

- Dlaczego nie uciekasz?

- Bo nie widzę powodu Aaronie.

- Wybacz mi, że to powiem, ale przestań pieprzyć Kathrine i mów co tu robisz?!

- Jeśli nie powiesz swojej rodzinie, że mnie tu widziałeś może powiem ci co tu robiłam. Do zobaczenia za tydzień w szkole ma chérie- powiedziała i wyszła z zaułka, zrobiłem to samo tylko z dwu sekundowym opóźnieniem, ale kiedy rozejrzałem się po ulicy Kathrine nie było nigdzie widać, tak jakby rozpłynęła się w powietrzu.

___________________

W ostatnim rozdziale życzyłam wam Wesołych Świąt (mam nadzieję, że takie były), ale tym razem życzę wam Wesołego Nowego Roku!

  Do góry macie utwór grany przez Aarona.  

3 komentarze i 3☆i daje następny rozdział. 







Kim ona jest?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz