2. Rozdział 18

569 52 11
                                    


Ávila‎, 20 sierpnia 1400

Nie mogę uwierzyć, że Aaron jest z nami jedyne dwadzieścia dni, mam wrażenie, że jest tutaj od zawsze. Prawdę mówią, moja żona stwierdziła, że zachowuje się tak jakbym to ja był jego matką, od wieczora do świtu, siedzę przy jego kołysce, patrząc na jego spokojną twarz pogrążoną we śnie. Nie chcę go spuszczać z oka nawet na sekundę, chce być pierwszą osobą, którą zobaczy jeśli jakiś koszmar wyrwie go ze snu.

Jednak dzisiejszego dnia wydarzyło się coś dziwnego. Byłem wtedy z Aaronem i żoną w salonie, kiedy usłyszeliśmy dziecięcy płacz, moje oczy od razu skierowały się na Aarona spokojnie bawiącym się palcami Lisy. Spojrzałem na nią porozumiewawczo i ruszyłem w kierunku skąd dochodził płacz. Dźwięk zaprowadził mnie prosto pod frontowe drzwi, które zmuszony byłem otworzyć.

Kiedy spojrzałem w dół, moim oczom ukazał się obraz zapłakanego niemowlaka, owiniętego jedynie w kocyk, obok dziecka leżała beżowa koperta z czerwoną pieczęcią na środku, oprócz tego nie było na niej nic.

Wziąłem dziecko na ręce w nadziei, że przynajmniej to ją uspokoi, jednak dziecko rozpłakało się jeszcze bardzie, prawie dławiło się łzami. Zabrałem dziecko do salonu i położyłem na sofie, odpowiadając przy tym na pytani żony. Przełamałem pieczęć na kopercie i wyciągnąłem z niej zgiętą kartkę papieru.

Proszę zaopiekujcie się moją córką, wiem, że jej ojciec jej szuka, że jej nie chcę. Błagam zaopiekujcie się nią, nie dajcie jej skrzywdzić, muszę uciekać, aby odciągnąć go jak najdalej od niej. Nie porzucajcie jej, wiem, że jesteście dobrymi ludźmi, zaopiekujcie się moją małą Scarlet, błagam was!

To było wszystko, nie było, żadnego imienia matki, ani imienia ojca. Nie mogliśmy jej jednak porzucić, tej nocy spała w naszym domu, a dzięki temu, że Aaron praktycznie od razu ją zaakceptował, nie wyczuwając w niej żadnej konkurencji została u nas i zamieszkała z nami, przyjęła nazwisko Sanders, ale nie płynie w niej ta sama krew co w nas, może zostać zraniona przez innych i może przez to umrzeć, jednak staliśmy się rodziną i nie zamierzamy jej opuszczać. Aarona i Scarlet będziemy wychowywać jak rodzeństwo. Przez jedną dziwną sytuacje, nasza rodzina powiększyła się o kolejnego członka. Nikt nie może się dowiedzieć, że Scarlet i Aaron nie dzielą tej samej krwi, nie dowie się o tym nawet moja matka, która nawet nie zechciała zobaczyć mojego syna. Nie pozwolimy aby prawda o Scarlet wyszła na jaw, nigdy.


Po raz kolejny przeczytałem ten wpis, po raz kolejny czuje jakby mój świat się rozpadał. Tyle lat wypełnionych kłamstwami, nie mogłem w to uwierzyć. Jak nigdy chciałem porozmawiać z moim ojcem, próbowałem nawet zapytać Kat czy jest to w jakiś sposób możliwe. Nie dostałem jednak żadnej klarownej odpowiedzi na moje pytanie.

Zapukałem do drzwi, do których pokierowała mnie Caroline, drzwi do pokoju osoby, która wiedziałaby jak ze mną porozmawiać.

Drzwi otworzył mi Lucien Erlajn, groźnie na mnie patrząc.

- Jest Lena?

- Może- powiedział bez żadnych emocji.

- Lucien- usłyszałem głos Leny z głębi pokoju.- Wpuść go... teraz.

Niechętnie odsunął się od drzwi i pozwolił mi przez nie przejść.

Pokój Leny nie był większy od mojego, ale wyglądał jakby był stworzony dla niej. Ściany były w jej ulubionym kolorze mlecznej czekolady, wschodnia ściana była całkowicie pokryta zdjęciami z różnych epok, wszystkie przedstawiały naszą rodzinę, uśmiechnąłem się na jej widok. W całym pokoju były także porozstawiane meble takie jak biurko, szafy, komody, na środku pokoju znajdowały się dwie szare kanapy ustawione naprzeciwko siebie, między nimi był ustawiony stolik, stojący na białym dywanie. W pokoju było jasno co pewnie było związane z olbrzymimi oknami na zachodniej ścianie, oprócz tego w pokoju znajdował się kominek, który roztaczał wokół siebie przyjemne ciepło. Na ścianie naprzeciwko mnie znajdowały się drzwi niewątpliwie prowadzące do sypialni.

Kim ona jest?Onde as histórias ganham vida. Descobre agora