Rozdział 11

1.6K 122 2
                                    


Po wyjściu Kat nastała cisza, każdy bał się odezwać widząc wściekłe spojrzenie Barneja. Jednak w jego oczach kryła się nie tylko wściekłość, ale też strach podobny do tego kiedy ktoś odkryje twoją tajemnice.

- Skoro panna Fell nas zostawiła mogę wam powiedzieć jakie naprawdę były rody, a więc Erlajnowie...- jego głos drżał ze strachu choć było to prawie niezauważalne.

Kiedy Barnej wprowadził nas w temat rodów parę dni temu uznałem, że wszyscy z nich należą do kółka różańcowego, cóż nie pomyliłem się aż tak bardzo z wyjątkiem tego, że to było bardzo duuuże kółko różańcowe. To co mówił Barnej było ciekawe lecz nie potrafiłem skupić się na jego słowach i swoimi myślami uciekłem do sytuacji, która mała tutaj miejsce jeszcze chwile temu. Nie miałem pojęcia dlaczego Kat tak się wściekła kiedy zaczęła mówić o Erlajnach, a sposób w jaki to mówiła, tak jakby starała się nie przekląć. Czułem, że ta sprawa ma jakieś drugie dno i zamierzam się dowiedzieć jakie.


***

Następnego dnia Kathrine nie było w szkole, dwie godziny zajęło mi błaganie Rachel żeby do niej zadzwoniła, jednak ona nie odebrała telefonu tylko, napisała tylko, że żyje i spotkamy się na zbiórce przed wyjazdem do Kalifornii. Martwiłem się o nią mimo tego, że nie znam jej długo to widzę, że jest czymś przybita, nawet w tej chwili. Stała po drugiej stronie parkingu przy szkole, obok niej stała największa walizka jaką w życiu widziałem, była wypchana do granic możliwości i sprawiała wrażanie, iż zaraz wybuchnie. Ruszyłem w jej stronę ciągnąc za sobą swoją torbę.

- Cześć Kat- nie zareagowała na moje słowa i uparcie wpatrywała się w jakiś punkt- Kat... Kat- dotknąłem jej ramienia, momentalnie wyrwała się ze swoich myśli, chwyciła moją rękę spoczywającą na jej ramieniu i wykręciła ją. Zabolało.

- Nigdy więcej tak nie rób Aaronie!- odezwała się kiedy zobaczyła moją twarz.

- Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć.

- Jeśli chcesz mnie przestraszyć, musisz się bardziej postarać chér- powiedziała uśmiechając się.

- Myślę, że już mi się to udało.

- Chciałbyś- odparła.- Jesteś nad wyraz spokojny mimo tego, że jedziesz do miejsca gdzie ciągle świeci słońce. Rachel miała mi wyjaśnić o co chodzi, ale chyba o tym zapomniała .

- My sami nie wiemy jak to się stało po prostu... zmutowaliśmy z dnia na dzień.

- Ciekawe... nie, ona znowu nie da mi żyć!- powiedziała wpatrzona w jakiś punk za mną. Zobaczyłem Dominika razem ze Scarlet, rozmawiali z Talią.

- Talia? Dlaczego miałaby nie dać ci żyć?

- Rozmawia z Dominikiem, od czasu kiedy była z nim na zakupów nie potrafi się zamknąć! Gdybym usiadła z nią w autobusie zapewne wyskoczyłabym przez okno!

- Nie jedziesz z nią?

- Nie, jestem jak to mówią? Forever alone.

- Mogę w takim razie usiąść z tobą,  musiałbym oficjalnie powitać cię w tym klubie.

- Dostanę klubową kurtkę?

- Niestety fundusz starcza nam tylko na plakietki– opuściłem spojrzenie, próbując powstrzymać drżenie ramion.

- Niestety, plakietki nie są w moim stylu. Wygląda na to, że będę musiała opuścić ten klub i to szybko, mam nadzieję, że nie zostawisz mnie z tym samej chér.

Kim ona jest?Donde viven las historias. Descúbrelo ahora