Rozdział 32, IV.

338 20 0
                                    

Ogrzałam się za pomocą ognia w swoim ciele. Patrzyłam z powagą na Cassandrę, podczas gdy ona marszczyła brwi. 
- Odbierasz mi rolę strażnika? 
- To nie była moja decyzja, a twojego twórcy. Niekoniecznie mówię o Bogu.
Brunetka pokręciła głową, nie wierząc w to co właśnie usłyszała. 
- Spotkałaś się z pierwszym posiadaczem Feniksa? - zdziwił się Liam. 
- Feliks stworzył Feniksa. - czułam dziwną dumę mówiąc to. - Ma jakiś plan i pierwszym krokiem jest odcięcie wszystkich ptaków od ich świata. 
Cassandra spojrzała na rzekę, w której do niedawna leżałam i podeszła do niej. Przejechała palcami po lodowatej wodzie i ponownie na mnie spojrzała. 
- Kenai zniknęła. 
- Od teraz tylko pierworodny posiada wiedzę na temat swojego gatunku. Odebrano ci prawa do kontrolowania światów i przemieszczania się między nimi. Oddaj proszę pieczęć. - wysunęłam rękę. 
W głębi duszy wiedziałam, że musi się mnie słuchać, gdyż w pewnym stopniu byłam jej szefową. Nie wyglądała na zadowoloną, ale pogodziła się z zapadniętą decyzją. 
- Czemu nie mógł tego zrobić wcześniej? - zaciekawił się Liam.
- Nie mam pewności, ale to chyba przez brak możliwości porozmawiania. Dowiedziałam się sporo przydatnych rzeczy. Feniks nie był pomylony i nie kazał zabijać kogo popadnie. To właśnie ludzie wariowali, a on tylko próbował ich powstrzymać. 
- To prawda. - Cassandra głośno westchnęła. - Następcy mitycznego ptaka uwielbiali tracić rozum.
- A czemu ty go straciłaś i zabiłaś Juliena? - zacisnęłam lekko szczękę.
Patrzyła mi w oczy w milczeniu. No ale nie mogła unikać odpowiedzi do końca swojego życia. 
- To nie byłam ja. - zamknęła na chwilę oczy. - Feliks musiał ci opowiedzieć o mojej matce, Marianne. Ona nigdy nie akceptowała związku Feliksa i Juliena. 
- Nie wydawała się być złym człowiekiem. - uniosłam brwi. 
- Była kimś w rodzaju, kogo dzisiaj nazwałabyś homofobem. Tłumiła w sobie obrzydzenie, a gdy zauważyła okazję do popełnienia ciężkiej zbrodni, przejęła kontrolę i zabiła Czarnego Feniksa. - przetarła dłonią twarz. - Swojego najlepszego przyjaciela. Nigdy nie byłam z tego dumna. Nosiłam brzemię mordercy aż do dnia dzisiejszego. I muszę dalej się z nim uporać, bo byłam zbyt słaba, by zablokować mojej matce dostęp do ciała. 
- Czemu po prostu nie porozmawiała ze swoimi przyjaciółmi? - nie potrafiłam tego pojąć.
- Czasami zmuszamy się do robienia rzeczy, których nie chcemy, ale mimo wszystko ma to później ogromne znaczenie. Jeśli nie popchniesz wózka, nie pojedzie. 
- Twierdzisz, że takie było przeznaczenie? 
- Tak. - kiwnęła głową. - Pierworodny bez swojego ukochanego wziął rolę pierwszego Feniksa na poważnie. Stworzył ich więcej, żeby żaden nie był samotny. Te mityczne ptaki mogą odrodzić się w kimś nawet na końcu świata, co czyni nas jako tako osamotnionych. Świat, który postanowił zamknąć, był domem, do którego sporo wybranych wracało. Było tam bezpiecznie i przytulnie, a co najlepsze, każdy odnalazł dla siebie towarzysza. 
- Srebrna pieczęć została wykradziona. Zrobił to jeden z nas i ofiarował ludziom. Wiesz, co by się stało, gdyby taki Gerard znalazł resztę Feniksów i przyłożył im z pieczęci? Cykle zostałyby poprzerywane, poprzednicy zapadliby w sen nie mając możliwości zrobienia czegokolwiek, a po nas zaginąłby słuch. Nie można przywrócić życia ptaków w martwym ciele, czyli nasze zestarzenie się równałoby się z całkowitym końcem. Cassandra, nawet najlepszy pomysł i super taktyka w rzece Kenai nie przywróciłaby cyklu. Pierworodny musiałby znaleźć sposób, by się po pierwsze, wybudzić z głębokiego snu i po drugie, wydostać z martwego ciała człowieka. Zostawiłby resztę dusz na pastwę losu i musiałby coś wymyślić, by znaleźć naczynie i zrobić nowe pokolenie Feniksów. Nie wydaje mi się, że rozumiesz powagę sytuacji. Żadne życie nie może zostać przerwane w ten sposób, nie ma znaczenia czy jest to Feniks, czy wilkołak, czy choćby człowiek. Każde istnienie ma znaczenie, dlatego zapadła decyzja, której nikt nie ma prawa podważyć. Oczywiście dalej będziesz Niebieskim Feniksem i co sto lat będziesz napajała się wodą z rzeki Kenai. W przypadku innych, cykl pozostał niezmieniony. Nie da się ciebie tak łatwo zastąpić byle kim. 
- Jasne. - przystała na decyzję. - Wiesz kto dokładnie wykradł pieczęć? Zasady mówią jasno, że złodzieja trzeba ukarać. 
- Na razie nie wiem kto, ale z czasem się dowiem. - spojrzałam na Liama, który wydawał się być zszokowany zaistniałą sytuacją. - Co? 
- Łał. - tylko tyle z siebie wykrztusił. - Vivian, jest późno. Lepiej wracajmy do domu. 
- Dobra. - pomasowałam lewy bark. - Masz dokąd iść? 
- Jasne, że tak. - Cassandra się zaśmiała z mojej troski. - Mieszkam w fajnym drewnianym domku. 
- Całe szczęście. - przewróciłam oczami z ulgi. - Chodźmy. - splotłam swoje palce z palcami Liama.
To był zdecydowanie czas na zmiany.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now