Rozdział 1, IV.

581 20 0
                                    

- Ale pięknie. - powiedziała Cassandra, obserwując księżyc i podświetlone miasto. - Cisza, spokój.
Westchnęłam cicho, przewracając oczami.
- Faktycznie cudownie to wygląda. - zgodził się Liam. - A ty co uważasz, Vivian?
- Uważam - zacisnęłam zęby. - że powinniście mnie wypuścić.
Dunbar wstał z ziemi, śmiejąc się.
- Znajoma sytuacja, co?
Kolejny raz przewróciłam oczami z poirytowania. Ci durnie przywiązali mnie do drzewa metalowymi łańcuchami, bo uwaga, troszkę się zdenerwowałam. Naprawdę troszkę.
- Jeśli się czegoś nauczyłaś to z przyjemnością cię wypuszczę. - Cass stanęła naprzeciwko mnie.
- Tak, już dobrze. - wydychałam powietrze, mówiące, że jestem spokojna jak cztery mnichy. - Mam nauczkę na przyszłość. Weźcie klucz i mnie stąd wypuśćcie, chciałabym jeszcze z Liamem chwilę poćwiczyć lacrosse.
W końcu mnie uwolniono z łańcuch, które naprawdę były niewygodne. Powstrzymałam się od gniewnych gestów i spojrzeń, by przypadkiem nie wylądować w szambie przy rurach. Znając sposoby Cassandry, by odwieźć mnie od negatywnych emocji, na pewno by coś takiego wymyśliła. Kazała mi nawet medytować. Ta dziewczyna była straszniejsza niż się wydawało.
- Masz posiniaczone nadgarstki. - zauważył Liam.
Zerknęłam w dół, masując siniaki, które sobie porobiłam, próbując wydostać się z łańcuchów. Miałam nadzieję, że jakoś specjalnie mi się za to nie oberwie. Była to desperacka próba rozerwania metalu.
- Zagoją się za jakiś czas. Póki co wierzę ci na słowo, że nie zrobisz nikomu krzywdy.
Odetchnęłam z ulgą, kierując wzrok na Liama. Wyciągnął do mnie rękę, a gdy ją chwyciłam, splótł nasze palce ze sobą. Dzień w dzień spędzam czas z Cassandrą, ucząc się kontroli. Nie chciałam przyznać, ale to nie działało. Jedynie podsycało moją rządzę mordu. Powiedziała mi, że zdystansowała mnie od świata, w którym Feniks ma większą moc, ale prawda była taka, że tego nie zrobiła. Raz mnie wpuściła i nie zamierzam stamtąd wyjść. Trochę zajęło mi zrozumienie, czemu do użycia potężnej mocy potrzeba tego świata, można było rzec - drugiego wymiaru. Wpadłam na to, dopiero gdy zrozumiałam, że to jest jak źródło mocy i Feniks stróżujący nie mógł dopuścić do niego nikogo. Wystarczyło tylko poczekać aż się potknie.
- O czym myślisz? - zapytał nagle Liam, gdy byliśmy blisko szkoły.
- O tym jak przez kilka miesięcy zmarnowałam czas na Cassandrę. - pokręciłam głową.
- Uczyłaś się kontroli nad gniewem. - szeroko się uśmiechnął. - To nie była strata czasu.
- Faktycznie. To była ogromna - nacisnęłam na to słowo. - strata czasu.
Chłopak pokręcił głową, nie chcąc się droczyć o to, kto ma rację. Proste, że ja.
- Idę po sprzęt, zaczekaj tutaj. W razie kłopotów krzycz. - Liam puścił moją rękę i powoli się oddalał w stronę szkoły.
W razie kłopotów uruchomię piec. No ale żeby nie brzmieć jak socjopatyczny morderca, pokiwałam posłusznie głową. Gdy Liam się poszedł bawić w szatni, gdzie głównie trzymaliśmy sprzęt, ja czerpałam mnóstwo świeżego powietrza. Światła na boisku były jeszcze zapalone i byłam prawie pewna, że mieliśmy skończyć w momencie ich wyłączenia. Z nudów spojrzałam na swoje paznokcie, a potem na posiniaczone nadgarstki. Obejrzałam się czy Liam nie idzie i wymusiłam ogień, który zagoił fioletowe ślady. Uśmiechnęłam się szeroko, a potem usłyszałam nadchodzącego Liama. Trzymał w ręce potrzebny sprzęt do lacrosse, na co się ucieszyłam.
- Masz zostać kapitanem, nie? - zapytałam, gdy podał mi kij. - Może poćwiczysz strzelanie, a ja będę bronić?
- To musisz być bardzo czujna. - uśmiechnął się. - Bo jestem w tym świetny.
- Przekonajmy się. - poprawiłam bluzkę i stanęłam przy bramce.
Liam zachował odpowiednią odległość. Na początku próbował mnie zwieść, kiedy spróbuje rzucić, a gdy wreszcie to zrobił, nie trafił. Zniszczyłam lekko brwi, ale nic nie powiedziałam.
- Muszę się rozgrzać. - oznajmił zakłopotany.
- W porządku. - oddałam mu piłkę i przyjęłam pozycję.
Strzelił drugi raz, trzeci, czwarty, piąty, szósty. Za siódmym razem już stanęłam jak słup.
- Cholera. - zły przetarł twarz dłonią.
- Liam, co się dzieje? - zapytałam, podnosząc piłkę kijem. - Coś cię rozprasza? Stresujesz się czymś?
- Ciężko jest się skupić, kiedy się tak wypinasz. - zażartował pomimo złości.
- Ha, ha. - udałam rozbawienie. - Co jest?
- Nie wiem. Może po prostu muszę potrenować.
- Mamy sporo czasu. Ćwicz tyle, ile trzeba.
Co z tego, że dodałam mu otuchy, skoro jego cel był tragiczny. Po setnym chybieniu uznałam, że dam mu fory, ale tak, żeby nie zauważył, że daję się okiwać. No i oczywiście zgodnie z planem, zrobiłam to. Niestety jeszcze bardziej się zdenerwował.
- Vivian, wiem, że jestem kiepski w trafianiu, ale nie musisz nadstawiać karku, by podwyższyć moje ego.
- Chciałam tylko...
- To nie chciej. - mówił cicho, ale gniewnie.
Zamilkłam. Patrzyłam mu w oczy żałując tego, co zrobiłam. Zacisnął szczękę i przejął ode mnie piłkę. Pomyślałam, że się wycofam i zostawię go samego, żeby ochłonął. Postawiłam kij na trawie obok bramki i na niego spojrzałam z lekkim uśmiechem. Nie odezwał się słowem, więc po prostu odeszłam, czując ukłucie w sercu.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now