Rozdział 23.

1.3K 81 7
                                    

Udało mi się niespostrzeżenie wejść do szkoły. Na korytarzach co jakiś czas roiło się od spanikowanych uczniów, ale zaraz przychodzili dorośli i ich uspokajali. Teraz poważnie musiałam zastanowić się nad tym, gdzie taki Scott mógłby się ukrywać. Nie sądzę, że dał się zamknąć z innymi. A tym bardziej nie sądzę, że naraził swoich przyjaciół na płatnego zabójcę. 

- Myśl Vivian, myśl. - mówiłam do siebie idąc naprzód.

Zajrzałam do każdej klasy, do każdego kącika, ale po paczce Scotta ani śladu. Nie było szans, że wyszli, bo wirus postępował bardzo szybko. Przynajmniej tak powiedzieli nauczyciele. Tak, podsłuchałam. Popatrzyłam w stronę okna i nie zadowalało mnie to, co widziałam. Robiło się ciemno i zabójca będzie miał większe szanse na dopadnięcie istot z listy. Nagle mój instynkt łowcy zaczął działać. Dźwięki kroków i echo broni dobiegało z męskiej szatni. Zastanawiałam się, jakim cudem zabójca zdążył mnie minąć. Tak czy inaczej nie było czasu na myślenie o tym. Musiałam jak najszybciej tam iść, by przypadkiem kogoś nie zabił. Pomimo pośpiechu moje kroki były ciche. Znacie zasady polowania? Zwierzyna nie ucieknie, póki cię nie usłyszy. 

- Raz.. 

Męski głos z szatni odbił mi się od uszu. Mężczyzna szykował się do strzału. Wyciągnęłam broń ze spodni i jak najciszej ją odbezpieczyłam. 

- Dwa.. 

W szatni zobaczyłam Stilesa. Celował do niego prawdopodobnie egzaminator. Pewnie już się domyśliliście, że to on był zabójcą. 

- Trzy - dopowiedziałam, a następnie pociągnęłam za spust. 

Krew martwego zabójcy prysnęła na twarz Stilesa. Wypluł krew, która dostała mu się do ust i spojrzał na mnie naprawdę przerażony. 

- Skąd do diabła się tu wzięłaś? - zapytał z ulgą, ale i ze zdziwieniem. 

- Ratuję ciebie i twoich przyjaciół.

Stiles nie zdążył mi w jakikolwiek sposób odpowiedzieć, bo tata Scotta przeszkodził nam w rozmowie.

- Dzwoniła Melissa. - zaczął mężczyzna. - Mówiła coś o antidotum. Jest w skrytce

- Gdzie dokładnie? - pytał nadal oszołomiony brunet. 

- W słoiku. Powiedz Scottowi.

Stiles spojrzał na mnie, licząc, że z nim pójdę.

 - Stilinski? Na co czekasz! Leć! - krzyczałam do niego, jak do debila. - Mam coś jeszcze do zrobienia.

Brunet nic nie mówiąc szybko gdzieś pobiegł. Gdzieś, czyli do skrytki Hale'ów. Sprytnie się ukryli, nie powiem. Nie wpadłabym na ten trop. O ile siebie znam to wpadłabym, ale zajęłoby mi to jakiś czas. 

- Jakim cudem się tu dostałaś? - w końcu zapytał Rafael McCall. 

- Pilnujecie bezpieczeństwa uczniów i nauczycieli, ale żaden z was nie pomyślał o pilnowaniu tylnych wejść. 

Wyszłam z szatni, wiedząc, że wypełniłam swój obowiązek. Reszta należała do Stilesa i to od niego zależało, czy jego przyjaciele przeżyją. Wyciągnęłam telefon z zamiarem zadzwonienia do dwójki narażonych na zabójców 'przyjaciół'. 

- Vivian! 

Poczułam jak umięśnione ramiona oplątują mnie wokół szyi. Nie, nikt mnie nie dusił.. 

- Liam? - popatrzyłam na chłopaka. - Miałeś wrócić do domu.

- Ta, miałem. - wzruszył ramionami. - Nie posłuchałem cię. - posłał mi uśmiech. 

- Dunbar. - walnęłam go w ramię. - A gdyby zabójca i ciebie dopadł? 

- Ale nie dopadł. 

- A gdyby? 

- Ale nie dopadł. - uspokajał mnie. - Wyluzuj - zaśmiał się. - Złość piękności szkodzi. 

- Dunbar. Ja złoszczę się siedemdziesiąt tysięcy razy na dzień. - oparłam ręce na biodrach. - Jeśli mam porównywać do tego, co powiedziałeś to powinnam nosić worek na głowie. Przyklejony na kropelce¹, żeby się nie oderwał.

- Dobra, zrozumiałem. - ściszył nieco głos. - Źle złożyłem zdanie.
- Źle to mało powiedziane. - prychnęłam. 

- Ha, ha. - udał śmiech. - Co robiłaś w szkole? 

- Polowałam. - chłopak chyba nie do końca mnie zrozumiał, bo marszczył brwi i analizował moje słowa. - Polowałam na zabójcę. Rany. 

- Myślałem, że jednak zaczęłaś polować na istoty z listy. - westchnął z ulgą. 

- Nie kuś.

kropelka¹ - rodzaj kleju

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Where stories live. Discover now