Rozdział 13, II.

922 55 0
                                    

Scott i reszta jego super ziomków na razie odsunęli nas od sprawy. Mason zaproponował imprezę, na co niechętnie się zgodziłam. 
- Odłóż ten telefon, jak coś będzie się działo to Scott zadzwoni. - po raz kolejny Mason upomniał Liama za gapienie się w telefon. 
- Powinienem im jakoś pomagać. - powiedział blondyn chowając telefon do kieszeni. 
- Dziś pomagacie mnie. - spojrzał na nas obu. - W zdobyciu faceta. Uwierzcie mi, desperacko potrzebuję wsparcia słodkiego chłopaka. 
- Nie jestem słodkim chłoptasiem. 
- Wybór jest skąpy, ale przynajmniej możecie się upić. - uśmiechnął się by spróbować nas pocieszyć.
Westchnęłam cicho, coraz bardziej żałując, że wyszłam z domu i dałam się namówić na imprezę w jakimś ogromnym pojemniku. To nawet zachęcająco nie wyglądało. Pokręciłam głową i po prostu szłam za Masonem, stając obok jakichś drzwi. Otworzyły się, a w nich stanęła Hayden. Poczuła gorycz, gdy zauważyła Liama. 
- Miałam wpuścić ciebie, ją jeszcze przeżyje, ale nie jego. - marszczyła brwi.
- Mogłem kogoś przyprowadzić. - upierał się Mason na obecność przyjaciela.
- Nie Liama.
- Jestem jego chłoptasiem. - Liam nawiązał do słów Masona.
- Co? - dziewczyna coraz bardziej się złościła.
- Nieważne. Nie muszę wchodzić.
Pociągnęłam Liama za kurtkę, nie pozwalając mu odejść. 
- Hayden - uniosłam do góry 50 dolarów. - pozwól mu znosić smród spoconych facetów ze mną.
Hayden wzięła ode mnie pieniądze i wpuściła całą naszą trójkę. 
- Witajcie w Grzesznym Kinie. - zmusiła siebie do uśmiechu. 
Weszliśmy do środka i już na wstępie klub robił na mnie dziwnie szokujące wrażenie. Klimat podobny do kina tylko że z muzyką i półnagimi facetami. 
- Chyba jesteśmy za młodzi. - westchnął Liam, czując się niekomfortowo. 
- On też. - Mason wskazał na Talbota, którego zauważył. 
Podczas gdy Mason poszedł bajerować różnych facetów, ja stwierdziłam, że się rozejrzę. Chodziłam, patrzyłam, obserwowałam, a ludzie się o mnie ocierali, przez co miałam ochotę użyć nowo nabytego Sztyletu Owada. Ciągle szłam, patrząc na twarze ludzi i rozpoznając mimiki. Niestety przez przypadek wpadłam na Hayden i stłukłam jej napoje, które miała w probówkach. 
- Żartujesz sobie? - zmarszczyła brwi, patrząc na mnie. 
- Przepraszam. - w tym momencie cieszyłam się, że zabrałam pieniądze z domu. - Masz, może to jakoś ci to zrekompensuje. - nie miałam pojęcia ile wręczyłam dziewczynie. 
- To znacznie więcej. - przeliczyła, marszcząc brwi. 
- Napiwek czy coś. - wyminęłam ją.
Nagle zauważyłam Masona, jak idzie do osobnego miejsca z mężczyzną, który właśnie co schował żądła.
Czyli jednak się dziś zabawię. - pomyślałam. 
Szłam w stronę miejsca, gdzie właśnie przebywał Mason z nieznaną mi osobą, ale na pewno niebezpieczną. Z daleka dostrzegł mnie Liam, ale nie wiedziałam co robił, bo widziałam go tylko kątem oka. Wyciągnęłam Sztylet Owada, ale zanim go użyłam, odciągnęłam nieznajomego od Masona. Idealny moment, chłopak właśnie wyciągał żądło. Unikałam jego jadu jak tylko mogłam. Z ludźmi, którzy mogli się zamieniać w skorpiona, miałam do czynienia dwa razy. Ale ci, którzy mogli być i skorpionem i wilkołakiem naraz? Niesamowite zjawisko.

- Twój stan jest dobry. 

To mnie zmieszało, przez co o mało nie dostałam żądłem. W pewnym momencie po prostu wpadłam na pomysł. Wyładować frustrację na stworzeniu, które nie dość, że chciało zabić niewinne osoby, to w dodatku było stworzeniem nadprzyrodzonym. 
- Vivian! 
Krzyk Liama i prośby Talbota o odsunięcie się przechodziły mi przez uszy, jak przez mgłę. Zjechałam ręką na Ostrze Owada i walnęłam skorpiona w głowę raz, drugi, trzeci. Gdy bezbronny skorpion leżał, a raczej zemdlał, byłam u kresu powstrzymania się od zabicia go. Moje dwie osobowości walczyły ze sobą, a reszta po prostu na mnie patrzyła. Powoli opuszczałam Sztylet, słysząc znajomy, nadchodzący dźwięk. Podnosiłam do góry głowę i wtedy ich zobaczyłam. Mężczyzna, oczywiście zamaskowany, swoją laską przebił klatkę piersiową skorpiona. 
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał Scott, którego przyjścia nawet nie zauważyłam.
- Jego stan był śmiertelny. - odpowiedział swoim robotycznym głosem najprawdopodobniej przywódca. 
- Co to znaczy? 
Nic nie powiedział, po prostu szli sobie. 
- Co to znaczy?! - powtórzył Scott, przez co dziwne stworzenia się odwróciły. 
- Porażka.
Osoba, która dowodziła, spojrzała na mnie, ale nic nie powiedziała. Postanowili nic więcej nie wyjaśniać i odeszli w spokoju.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant